Dla nie lubiących Robinsona Crusoe!
Każdy lub prawie każdy czytelnik w swoim czasie, a właściwie w szkole podstawowej, z pewnością zapoznał lub powinien zapoznać się z książką Daniela Defoe „Robinson Crusoe”. I zwykle jest to jedyne dzieło tego autora, z którym mamy okazję się zetknąć w naszym życiu, gdyż inne pozycje książkowe tego pisarza są ciężko dostępne, z rzadka zalegając na bibliotecznych półkach. Tak niestety jest też i z tą powieścią. Kolejnym problemem, na jaki mogą natrafić czytelnicy, jest sama ich niechęć do pisarza, jaka mogła wytworzyć się po przeczytaniu jedynej znanej u nas w Polsce powieści jego autorstwa. Przecież nie każdego mogły zainteresować poczynania pewnego mężczyzny na bezludnej wyspie. Dla mnie na przykład „Robinson Crusoe” był jedną z najnudniejszych lektur w szkole podstawowej; przeczytałam ją z czystego obowiązku i z upragnieniem czekałam zakończenia historii. Sądziłam wręcz, że pan Defoe talentu do pisania nie ma i wręcz powiedziałam sobie, że nigdy nie przeczytam nic więcej z tego, co wyszło spod jego pióra. Może więc dziwić, jakim to cudem „Moll Flanders” trafiła w moje ręce?
Po prostu pewnego wieczoru natrafiłam w TV na filmową adaptację tej powieści i zawiłe losy Moll przestały mi być obojętne. Po długich poszukiwaniach natrafiłam na książkę tę w jednej z bibliotek. Przeczytałam ją w przeciągu kilku dni, gdyż po prostu nie mogłam się od niej oderwać! Życie Moll Flanders opisanej było przez Defoe tak barwnie i ciekawie, że zupełnie zmieniłam zdanie na temat tego autora.
Po pierwsze, autor książki przedstawiającej losy kobiety, która była kurtyzaną, złodziejką, łowczynią posagów, nie potępia jej jako człowieka, wręcz przeciwnie – pokazuje, iż nie jest ona osobą na wskroś zepsutą czy złą (wręcz przeciwnie – ma wiele zalet i zdolności), lecz jedynie warunki i pozycja, jaką zajmowała kobieta w ówczesnym świecie zmusiły ją do tak brutalnej walki o byt. To, że Defoe nie ulega stereotypom kobiety upadłej i nie przedstawia Moll jako diabelskiej rozpustnicy, która upaja się swoim grzechem, lecz która w późniejszym czasie otrzymuje za swoje postępowanie słuszną karę, jest rzeczą zadziwiającą, zważywszy zwłaszcza, że książka ta została napisana w pierwszej połowie XVIII wieku. Jego bohaterka po przebyciu długiej i trudnej drogi, świadoma swych błędów i grzechów, znajduje w końcu spokój i szczęście.
Po drugie sytuacje brutalne czy niedwuznaczne, w jakich znajduje się czasem bohaterka, opisane są w sposób subtelny, nie kalający ucha nawet największej ówczesnej cnotki z jednej strony, z drugiej - wystarczająco dobitny, by nędza, brud, ubóstwo wywarło na czytelniku wystarczające wrażenie. Defoe chce wstrząsnąć czytelnikiem nie po to, by wzbudzić w nim najniższe instynkty i uczucia, lecz po to, by ten zastanowił się nad pochopnym ocenianiem innych, krytykowaniem czyjegoś postępowania bez znajomości motywów.
Poza tym jest to chyba najstarsza (najwcześniej napisana) książka, którą znam, w której kobieta nie jest potraktowana jak przedmiot, bezbronna, bezmyślna istota, dodatek do mężczyzny, ewentualnie jego muza, lecz jako indywidualna jednostka próbująca kształtować swoje życie na przekór pojawiającym się trudnościom.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.