Dodany: 21.03.2005 15:25|Autor: Morgana Wredzma

Mroczna połowa - recenzja


Czasem lubię się bać - oczywiście w kontrolowanych warunkach. Kiedy za oknem śnieg, mróz i zawieja, dobrze zaszyć się w domu, pod kocem, z filiżanką gorącej herbaty i sięgnąć po jakiś horror. Rzecz jasna, straszyć trzeba umieć. W literaturze grozy łatwo o sztampę - księgarniane półki uginają się pod ciężarem kolejnych części ataków morderczych krabów czy innych żyjątek albo spisków Ponurych Czcicieli Złego we Wszelkich Postaciach.

Do tej pory niezrównany, jeśli chodzi o rozrywkę z dreszczykiem, był dla mnie Stephen King. Zaznaczam - do tej pory. Lektura "Mrocznej połowy" - wydanej w ´89, a teraz przypomnianej przez Prószyńskiego i S-kę, mocno zachwiała moją wiarą w niezawodność "mistrza".

Bohaterem książki jest pisarz, Thad Beaumont (King najwyraźniej lubi opowiadać o kolegach "po fachu", przypominam, że w "Lśnieniu" i "Misery" też mieliśmy do czynienia z literatami). Beaumont to twórca ambitnych powieści psychologiczno-obyczajowych, bardziej znany pod pseudonimem George Stark, którym to nazwiskiem sygnuje poczytne kryminały. Postanawia jednak skończyć z chałturzeniem i całkowicie oddać się ambitnej literaturze. Podaje więc do informacji publicznej prawdziwą tożsamość Starka, a ponadto zarzeka się, że więcej kryminałów nie zamierza pisać. Tymczasem okazuje się, że "Starka" nie tak łatwo się pozbyć. W dodatku ktoś zaczyna bestialsko mordować związane z Beaumontem osoby.

Tyle gwoli przybliżenia fabuły.

Autor dedykuje "Mroczną połowę" ś.p. Richardowi Bachmanowi. Fani wiedzą dobrze, że to pseudonim, pod którym niegdyś King publikował. Książka mogła być ciekawą satyrą, autoironicznym żartem, zabawą konwencją. Tego zresztą się spodziewałam. Niestety, fabuła jest do bólu oczywista, a kolejne wydarzenia przewidywalne i wpisujące się w schemat opowiastki o "złym". Miałam też wrażenie, że autor powiela sam siebie (choćby wspomnianą już "Misery"). Nie byłby to zły zabieg, gdyby podejść do tematu z przymrużeniem oka, pobawić się z czytelnikami.

King próbuje jednak przemycić jakieś oryginalne pomysły - choćby ten z psychopompami (który mi wydał się mocno naciągany i nonsensowny), do tego okrasza powieść wyrażeniami, które w założeniu miały pewnie brzmieć tajemniczo i budować klimat, mnie zaś przemiennie irytowały albo śmieszyły (zdanie "wróble znów fruwają" biło w tym względzie wszelkie rekordy).

Ale nie schematyczność jest największym grzechem fabuły. Nawet przewidywalną opowieść dobrze się czyta, jeśli została sprawnie napisana, a cokolwiek by zarzucać Kingowi, niezły z niego rzemieślnik. W "Mrocznej połowie" najbardziej raziły mnie błędy logiczne, merytoryczne (medyczny nonsens w Prologu) oraz niekonsekwencje, których niestety nie brakuje. Nie będę się tutaj wdawać w szczegóły, by nie psuć innym zabawy. Powiem tylko, żeby nie wydać się gołosłowną, że w jednej ze scen bohaterka, by zapewnić sobie obronę przed porywaczem, ukrywa w majtkach nożyczki krawieckie, przytwierdzając je do bielizny agrafkami. A już zakończenie sięga wyżyn nonsensu.

Na szczęście główny bohater zaciekawia, aczkolwiek jest dość typowy dla Kinga. Zwykły, trochę ciamajdowaty facet, z miłą żoną i dwójką dzieci, wydaje się sławny z przypadku. Możemy też wejrzeć w ciemniejsze rejony jego ducha, jednak autor nie wykorzystuje potencjału tematu. Szkoda, bo "Lśnienie" czy "Carrie" pokazały, że potrafi dobrze zadbać o psychologię postaci. Niestety, żona Beaumonta potraktowana jest całkiem po macoszemu - papierowy element scenografii. Podobnie szeryf czy inne drugoplanowe postacie. Zły zaś jest obowiązkowo "zły".

Pomimo wszystkich zarzutów, muszę przyznać, że książkę dało się czytać, a dobrnięcie do końca nie było tytanicznym wysiłkiem. Jak wspomniałam powyżej, autor to sprawny rzemieślnik, więc nawet jeśli jest w kiepskiej formie, jego powieść pozostaje na poziomie przeciętnego czytadła. Lektura do zabicia czasu w pociągu. Nic więcej.

Ps. Fanatycy i tak "Mroczną połowę" przeczytają, powiem zatem, że dodatkowym smaczkiem dla nich będzie rozpoznawanie postaci, które pojawiły się w innych książkach Kinga.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 10059
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: Rigel90 11.11.2011 12:48 napisał(a):
Odpowiedź na: Czasem lubię się bać - oc... | Morgana Wredzma
Nie zgadzam się, że "zły" jest zły! Może nie czytałam książki zgodnie z przesłankami czy intencją autora, ale dla mnie, mimo wszystko, Stark nie był "mroczną połową", jak choćby w "Wicehrabim" Calvino, tylko nieporadną, niezdolną do samodzielnego życia jednostką. Trochę stworzony mocą pióra (pamięta ktoś film "Przypadek Harolda Cricka?") - trochę w normalny biologiczny sposób (ach, to trzecie oko w mózgu Thada), jako ten bliźniak, któremu się nie udało, a i pewnie zaświaty mają coś w tej materii do powiedzenia. Nieważne jak - ważne, że istnieje. Jest jaki jest, ponieważ nikt nie nauczył go, że można istnieć inaczej. Thad powinien nauczyć go żyć. Albo chociaż próbować. Przez cały czas miałam wrażenie, że Beaumont pomoże Starkowi, sprawi że jego alter ego zyska nie tylko autonomiczność, ale i stanie się lepszym człowiekiem. Takim zwyczajnym. To naprawdę bardzo sympatyczny bohater i mam żal do Kinga, że potraktował go jako wcielone zło, skoro, zwłaszcza pod koniec książki, George ukazuje swoje prawdziwe oblicze.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: