Dodany: 07.11.2019 20:01|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Jeśli to złośliwość, to nie przedmiotów martwych


Tempe Brennan budzi się w ciasnym pomieszczeniu bez okien, związana i zmarznięta. Odkrywa, że jest to grób, w którym znajdują się szczątki jakichś żołnierzy. Zaczyna sobie przypominać poprzedzające wydarzenia.

Zostali wezwani z Ryanem do Chicago w związku ze sprawą, którą zajmowali się kilka miesięcy wcześniej: córka bogatego biznesmena (notabene wydziedziczona przez ojca, nadużywająca leków i alkoholu) zaginęła podczas wakacji w Kanadzie, a po ponad 2 latach odnaleziono w lesie jej szczątki. Rodzina nie była zainteresowana sprowadzeniem zwłok, lecz nagle zażyczyła sobie tego, gdyż sędziwy ojciec denatki otrzymał anonimowy telefon informujący go, że Brennan jakoby dopuściła się zaniedbań…

Gdy przy okazji odwiedzili z Ryanem teściów Tempe - już prawie byłych, ale niezmiennie darzących synową sympatią - zostali poproszeni przez ich znajomą o pomoc: wnuk jej przyjaciela zaginął, przebywając na przepustce z wojska, uznano więc, że zdezerterował. Jednak dziadek obawiał się, że chłopak nie żyje, gdyż nie wykorzystał biletu na mecz, którego na pewno by nie opuścił. Tempe odkryła w prosektorium biura koronera, że wkrótce po zaginięciu Laszla znaleziono w kamieniołomie zwłoki, przy których analizie jakaś podpisana tylko inicjałami osoba popełniła duże błędy; wówczas na podstawie tych danych uznano, że to nie może być zaginiony, lecz Tempe, oceniając sama szczątki, doszła do innych wniosków...

Niebawem musieli jednak wracać do Quebecu, odnaleziono tam bowiem zwłoki staruszki, która półtora roku wcześniej zaginęła podczas bandyckiego napadu na dom. A wtedy po raz pierwszy w życiu bohaterce przydarzyła się bardzo dziwna rzecz: gdy następnego dnia wróciła do pracowni, brakowało akurat tych części ciała, które były potrzebne do potwierdzenia tożsamości denatki, mimo, że wydobywając szczątki, wszystkie wraz z laborantem przeliczyli. Podobne niewyjaśnione "przeoczenie" zaszło przy analizie wydobytych z jeziora kości domniemanych ofiar katastrofy sprzed 40 lat…

Ryan zajął się zaginięciem kolejnej starszej kobiety, podejrzewając, że może to być sprawa seryjnego mordercy. Po dłuższych poszukiwaniach policja znalazła spalone zwłoki w domku letniskowym byłego męża denatki. I znów jedna z pracownic montrealskiego laboratorium została zawstydzona przez nową koleżankę, która znalazła to, czego tamta nie odkryła...

Dopiero wtedy, przez przypadek zresztą, Tempe zaczęła podejrzewać, że wszystkie te sprawy mają ze sobą coś wspólnego. A kiedy odkryła, co to takiego, okazało się, że ujęcie zabójcy staruszek to kaszka z mleczkiem w porównaniu z wyjściem z pułapki, którą na nią samą zastawiono…

Zagadka kryminalna (a dokładnie rzecz biorąc, żadna z dwóch zagadek) nie jest w tym tomie jakaś szczególnie wyrafinowana, a i w kwestii rzekomych omyłek Tempe dość łatwo można się domyślić, kto w tym maczał palce (natomiast w jaki sposób – trochę trudniej). Chociaż pewna niespodzianka na końcu jednak czeka.

Wpadek translatorsko-redaktorskich tym razem zaistniało niewiele.
Jedna jest medyczna: oryginalne zdanie „All four individuals had cranial and thoracic fractures”[1] zostało przetłumaczone jako „u całej czwórki znalazłam ślady złamań czaszki trzewnej i mózgowej [2] (pomijając już fakt, że nie ma „czaszki trzewnej i mózgowej”, lecz „trzewioczaszka” i „mózgoczaszka”, to w rzeczywistości chodzi o złamania kości czaszki i klatki piersiowej).
Druga – językowa; w powieści występuje pewna starsza dama, o której Tempe opowiada tak: „Choć co najmniej od półwiecza wiedzieli, że pani Cukurs ma na imię Laima, zawsze pozostała dla nich Cukurą Kundze”[3]. Teściowie Tempe, jak również owa dama, są z pochodzenia Łotyszami. Tak mnie to dziwne przekształcenie personaliów dręczyło, że zaczęłam kopać po stronach internetowych z informacjami dotyczącymi języka łotewskiego; kopałam dotąd, póki nie znalazłam informacji, że grzecznościowa forma zwracania się do kogoś składa się z nazwiska tej osoby w dopełniaczu – w tym przypadku dopełniacz od nazwiska Cukurs brzmi Cukura – z dodatkiem słowa „pan” lub „pani”, odpowiednio „Kungs” lub „Kundze”. Zatem po polsku Cukura Kundze winna być po prostu „panią Cukurs”; skoro mnie się udało to odkryć, czy nie powinien był tego dokonać także zespół przygotowujący polski przekład i dać choć skromniutki przypis (nb. nie zrobił tego i wydawca amerykański, a nie chce mi się wierzyć, by tam zwyczaje łotewskie były tak powszechnie znane, że nawet przypisu nie trzeba…)?
Żeby nie było jednak tylko na zespół, to i sama autorka w jednym miejscu zaliczyła wpadkę: Tempe na jednej stronie powiada, że w dostarczonych jej kościach znalazła „niewiele zębów. Ani jednego w przypadku najmłodszego dziecka”[4] (tu się dodatkowo potknęła i tłumaczka, bo w oryginale stoi jak wół „younger”, nie „youngest”), zaś na następnej, że do „młodszego dziecka” należały „trzy trzonowce: dwa mleczne i jeden stały” [5].

Taką już mam naturę, że wytykam wszelkie usterki, co nie zmienia faktu, że lubię ten cykl i czytam go z przyjemnością, po pierwsze dla solidnej wiedzy, jaką jest obudowana intryga (tutaj, prócz różnych szczegółów dotyczących analizy kości, można się co nieco dowiedzieć o komunikacji miejskiej w Chicago, historii miasta Oka i jego okolic oraz organizacji „aparatu ochrony porządku publicznego prowincji Quebec” [6]) a po drugie – dla samej bohaterki, która mimo pewnych irytujących cech charakteru budzi moją trwałą sympatię, oraz dla jej kota.

[1] Kathy Reichs, „206 Bones”, ze strony internetowej https://books.google.pl/books/about/206_Bones.html​?id=8PLMeKqTB7IC&redir_esc=y.
[2] Kathy Reichs, „206 kości” [ebook], przeł. Aleksandra Górska, wyd. Sonia Draga, 2012, s. 208.
[3] Tamże, s. 61.
[4] Tamże, s. 207.
[5] Tamże, s. 208.
[6] Tamże, s. 27.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 311
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: