Dodany: 27.02.2005 02:25|Autor: Astral
Satysfakcja odmówiona
Wydawca (Arkady) zdecydował się dołożyć cegiełkę do boomu na fantasy – OK.
Postawił na nazwiska specjalistów-teoretyków gatunku (Brian Stableford, Dave Langford) – OK.
Wybrał książkę (co prawda tzw. coffee table book) – bogatą w informacje, kolorową, nieobszerną – w zasadzie OK.
Wybrał redaktora (Andrzej Miszkurka), konsultanta (Piotr Cholewa), tłumaczy z branży – owszem.
I oto…
Polski czytelnik dostaje do ręki drugi przewodnik po fantasy (po Sapkowskim), pod redakcją Davida Pringle’a, ale pierwszy poświęcony wszystkim podgatunkom (high i low fantasy, dark fantasy, realizm magiczny i thrillery z okultystycznym detektywem) plus filmowi, serialom TV, magazynom i grom, jest tu też słowniczek bohaterów książkowych i filmowych, sporo zdjęć z filmów i reprodukcji okładek (świetnych, ale nędznych też). Redaktor dołożył też kilkanaście notek poświęconych polskim autorom (ale zignorował klasykę, szczególnie Leśmiana i Jędrkiewicza). Informacji jest dużo (zwłaszcza takich, które są dostępne w języku polskim po raz pierwszy – chyba jest to największa zaleta tej publikacji), dobór haseł przyzwoity (może z wyjątkiem magazynów i bohaterów), układ przejrzysty. Twarda oprawa (lakierowana, niestety), dobry papier, nienajgorzej zrobione reprodukcje okładek i zdjęcia. Ale…
Generalnie rzecz jest niebezpieczna – ze względu na ogromną ilość błędów (niektóre przeniesiono z oryginału). Błędy zasadnicze to bardzo nierówne hasła autorskie (patrz np. nieprawdopodobnie rozdęte wypracowanie o Piersie Anthonym), kilka wręcz bełkotliwych i kłamliwych (tu rekordy biją Peter S. Beagle i Bradbury, którego rzekomo jedynym wkładem do fantasy jest nieznany w Polsce zbiór opowiadań fantasy czyli… „Dandelion Wine”!!! A chodzi po prostu o „Słoneczne wino”, Czytelnik 1965 r., luźną powieść złożoną z opowiadań , z których ani jedno nie jest fantastyczne), i groteskowe są po prostu noty o filmach i serialach TV – pełne ironii i radosnego krytykanctwa – nie oszczędzono praktycznie żadnej produkcji! Niektóre uwagi są zdecydowanie nie z tej parafii (zwłaszcza kpiny ze Schwarzeneggera czy opis „Portretu Jenny” – że jakoby to film o pedofilii – podobnie można podsumować „Alicję w Krainie Czarów” – w końcu Carroll opowiadał treść swoim nieletnim kuzynkom podczas wycieczek łódką, wiadomo po co!). Część not zawiera wręcz osobiste uwagi, ale nie wiadomo konkretnie czyje. I jeszcze drobiazg – dział filmowy rozpoczyna się filmem z 1920 r., co może być mylące dla kogoś, kto nigdy nie słyszał o takim Mélièsie na przykład. Poza tym Pringle myli korzenie gatunku z samym gatunkiem (baśnie braci Grimm to nie gatunkowa fantasy).
Jeśli chodzi o błędy strony polskiej – jest ich multum! Spora część książek figuruje jako niewydane u nas, ale jest gorzej, bo np. takiej „Operation Chaos” Andersona nie było po polsku, a owa „cudownie Szekspirowska” (takich kwiatków jest więcej) „A Midsummer Tempest” to w rzeczywistości dużo słabsza, zwłaszcza stylistycznie kontynuacja „Trzech serc i trzech lwów”. Notabene „The Broken Sword” ukazał się w Polsce (Alfa 1991 pt. „Zaklęty miecz”). Sposób zapisu tytułów (zawsze kursywą) i lat wydań prowadzi do błędów w rodzaju tego z zapisem tytułów oryginalnych „Twarzy w otchłani” Merritta - rzekomo wyszła w Alfie tylko I część (!) i mylenia opowiadań z powieściami. Z tytułami filmów dzieją się też cuda – nie mówiąc już o tym, że bardzo wiele starszych pokazywano w kinach, a także w telewizji, a serial „Ożeniłem się z czarownicą” w rzeczywistości nosił tytuł „Czarownice”. Z uważnej lektury poszczególnych działów niezbicie wynika bardzo zróżnicowana wiedza tłumaczy, jako że zabrakło ujednoliceń. Literówek moc…
Polski czytelnik m ó g ł dostać dobrą i przyzwoicie przygotowaną książkę. Dostał kolorowy zakalec, zjadliwy dla nieświadomych, ale dla człowieka umierającego z głodu informacji na polskim rynku encyklopedycznym i internetowym jest to po prostu skandal. Ale cóż – na bezrybiu i rak ryba.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.