Dodany: 05.05.2019 23:30|Autor: maitiri_books

Nie o podróży


Wyjazd dwójki przyjaciół, Kuby i Jaśka, do Skandynawii. Chłopaki wyruszają starym samochodem z Polski, aby zarobić pieniądze i przeżyć przygodę życia. Biorą ze sobą rzeczy, które będą im potrzebne do życia pod namiotem. Tyle, jeśli chodzi o zarys fabuły.

Po przeczytaniu opisu spodziewałam się książki podróżniczej, reportażu z drogi czy chociaż czegoś w tym stylu. Chciałam dowiedzieć się więcej o Norwegii, w której nigdy nie byłam. A jeśli nie, liczyłam przynajmniej na to, że dzięki tej podróży autor próbował lepiej poznać siebie. Przeliczyłam się, bardzo się przeliczyłam. W pierwszym zdaniu opisu przeczytałam: "Wędrowca Żoliborski to podróż wewnątrz przemyśleń..."[1], zastanowiłam się nad tym dopiero teraz. Tu nie chodziło o takie przemyślenia, o jakich myślałam i piszę wyżej. Nie, to faktycznie podróż wewnątrz dziwnej treści przemyśleń autora, dotyczących różnych sfer życia, przede wszystkim w kraju, z którego wtedy uciekł.

Nie wiem, jak mam skomentować tę pozycję, naprawdę, pierwszy raz mam pustkę w głowie. Dla mnie to nie było nic innego jak słabo napisany dziennik z podróży, wzbogacony o pełne jadu przemyślenia autora dotyczące wiary, filozofii, miłości, historii. Autor kpi z ludzi wierzących, naśmiewa się ze swoich rodaków, uderza też w historię Polski, Jana Pawła II, wspomina również coś o Holokauście. Czytając, można odnieść wrażenie, że jest ekspertem w każdej dziedzinie, pozjadał wszystkie rozumy. I teraz dzieli się tymi mądrościami z krajanami, za którymi nie przepada. Dawno nie spotkałam osoby tak zachwyconej sobą, jak w tej pozycji. Czytając, odnosiłam wrażenie, że Taraszkiewicz nienawidzi własnego narodu. Przykro się to czyta. Do tego autor jest niekonsekwentny. W jednym miejscu mówi, że trzeba być do końca konsekwentnym w tym, co się mówi i robi, by na kolejnych stronicach pokazać, że właśnie konsekwencji mu brakuje, a także odpowiedzialności za własne czyny i wielu różnych cech, których brak wytyka innym.Ta książka jest pełna sprzeczności, nieścisłości, zaprzeczeń i przy okazji rynsztokowego słownictwa.

W opisie czytamy także, że "Wędrowca" jest "książką pełną kontrastów dotyczących Polski i Norwegii, wymagającą dystansu do samego siebie i otwartego umysłu" [2]. Tymczasem autorowi zabrakło i dystansu, i otwartego umysłu. A kontrasty pokazane przy okazji naśmiewania się i wytykania ludziom konsumpcjonizmu, który nimi zawładnął, to jednak za mało. Przy okazji autor znów zaprzecza sam sobie, bo gdy tylko przekracza granicę, zachwyca się drogimi autami, domami i innymi dobrami materialnymi. Bo konsumpcjonizm to zło tylko u nas, w wielkim świecie już nie.

Ta książka to wylewanie żalu na wszystko i wszystkich, przeplatane gadaniem o niczym.

Nie polecam tej pozycji, denerwowałam się podczas czytania. Tylu głupot na raz, zapakowanych w srebrny papierek, nie czytałam dawno temu. Wszystko tu pozostawia wiele do życzenia, i styl, i słownictwo i sama treść. Może tylko opisom przyrody nie można nic zarzucić, chociaż one spełniają tu rolę wspomnianego srebrnego papierka i niewiele wnoszą do treści książki.

Recenzja pochodzi z bloga: https://maitiribooks.wordpress.com/

[1] Jan Taraszkiewicz, "Wędrowca Żoliborski", wyd. Sorus, 2018, tekst z okładki.
[2] Jan Taraszkiewicz, "Wędrowca Żoliborski", wyd. Sorus, 2018, tekst z okładki.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 152
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: