Paul Billson, pracownik księgowości w firmie współpracującej z ministerstwem obrony, znika bez śladu; jego zniknięcie jest o tyle tajemnicze, że na swoim stanowisku zarabiał o wiele więcej niż była warta jego praca. Max Stafford, szef firmy odpowiedzialnej za bezpieczeństwo odkrywa, że księgowy podjął z banku znaczną sumę pieniędzy i wyjechał do Afryki na poszukiwanie zaginionego samolotu „Flyaway”. W 1936 roku Peter Billson, ojciec Paula, wziął udział w wyścigu lotniczym z Londynu do Kapsztadu i prawdopodobnie się rozbił; prasa jednak podejrzewała, że wypadek został ukartowany, gdyż uczestnicy wyścigu byli ubezpieczeni na sumę stu tysięcy funtów. Stafford udaje się do Algierii i w towarzystwie Luke'a Byrne'a, lokalnego poszukiwacza przygód oraz muzułmanina Mokhtara wyrusza na poszukiwanie Billsona; ich śladem podąża jednak tajemniczy człowiek o nazwisku Kissack.

Desmond Bagley chyba uznał, że najlepiej czuje się w konwencji przygodowo-awanturniczej, gdyż ta książka treścią przypomina „Złoty kil” czy „List Vivero”, wcześniejsze powieści dla dorastających chłopców. Akcja zgrabnie idzie jak po sznurku, bohaterowie przedzierają się Toyotą przez pustynię niczym uczestnicy Rajdu Dakar, a na końcu dostajemy dość zaskakujące rozwiązanie. Czyta się to lekko i przyjemnie, ale z czasem robi się coraz bardziej nudnawo, chwilami można odnieść wrażenie, że to jest książka Karola Maya o Winnetou i Old Shatterhandzie wlokącymi się przez pustynię Llano Estacado. Kilka scen jest tu wręcz kuriozalnych: perełką jest wydrukowanie dziesięciu tysięcy ulotek o nagrodzie za informację o wraku samolotu. Trudno mi powiedzieć, czy polecam tę książkę, na pewno sprawdza się jako przygodowe czytadło, ale moim zdaniem do najlepszych powieści Bagleya zaliczyć jej nie można.