Dodany: 25.12.2018 23:34|Autor: Marioosh

Debiut bez błysku


Widząc ostatnio w empiku dwa regały z biografiami, dwie półki z reportażami i trzy regały zastawione książkami Remigiusza Mroza oraz czytając w internecie, że ten pisarz ma na koncie na dzień dzisiejszy 31 powieści napisanych w ciągu sześciu lat zastanowiłem się, czy to jeszcze jest pisarstwo czy już produkcja? Czy pisząc w takim tempie można utrzymywać równy i solidny poziom? Postanowiłem to sprawdzić i przeczytać kilka jego tytułów, na początek sięgnąłem po debiut, który mnie, niestety, nie przekonał.

Treść jest dosyć standardowa: w mieście Lansing w stanie Michigan grasuje morderca zabijający swoje ofiary w sposób bardzo metodyczny i zostawiający na miejscach zbrodni ewidentne sygnały. Detektyw Evelyn Thomsen oraz jej partner Oscar Vilardo prowadzą dochodzenie, a pomaga im doktor Scott Winton, narzeczony pierwszej ofiary i ekscentryczny wykładowca na uczelni. Śledztwo prowadzi do Singapuru.

Treść jest więc standardowa, co grzechem nie jest, niestety, pozostałe elementy tej książki mnie osobiście rozczarowały. Głównym problemem są oklepani i jednowymiarowi bohaterowie, zwłaszcza Scott Winton – zimny i cyniczny zgrywus nie budzący sympatii, wszechwiedzący erudyta i ekspert od wszystkiego. Sceny są nieznośnie przewidywalne - konia z rzędem temu, kto na przykład nie zgadnie, że po przybyciu do Singapuru Winton i Thomsen się ze sobą nie poprztykają, a w kluczowym momencie on nie przyjdzie jej z pomocą. Irytujące są dialogi mające sprawiać chyba wrażenie swobodnych rozmów, a w rzeczywistości będące jałową przekomarzanką i bezproduktywną paplaniną zapełniającą strony. Jakoś nie przekonuje mnie ideologia, którą kieruje się zabójca: religia, której jest przedstawicielem jest opisana dość ogólnikowo i wygląda tak, jakby autor wiedzę o niej czerpał z Wikipedii. Początkowo zastanawiałem się nawet czy ta książka to nie jest typowy product placement i czy to nie jest jej głównym celem: detektyw Evelyn Thomsen jeździ srebrnym lexusem GS300 z 2002 roku i korzysta z telefonu Nokia 6310i, zaś Scott Winton rano musi wypić co najmniej litr białej herbaty Baihao Yinzhen – nie przypominam sobie, by Lew Archer, Philip Marlowe czy Jules Maigret mieli jakieś specjalne wymagania co do whisky, piwa czy calvadosu. Książka po prostu wygląda jak zwykły zabijacz czasu czy prosta rozrywka z jakąś ideologią dodaną chyba tylko po to, żeby sprawiała wrażenie głębi, a nie zwykłego pociągowego czytadła. Jedno jednak trzeba Remigiuszowi Mrozowi przyznać: pióro ma bardzo leciutkie i widać, że pisanie przychodzi mu z łatwością; pytanie tylko, czy w pisaniu książek chodzi o jakość czy o ilość – a gdybym był złośliwy spytałbym: o jakość czy o szmal? Powiem krótko: znam wielbicieli tego autora, ja nim raczej nie zostanę.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 279
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: