Dodany: 15.12.2018 20:44|Autor: Marioosh

Polski James Bond


Jacques Boissant, najemny pilot transportowy, oraz jego mechanik François Berner na zlecenie Charlesa de Suzanneta przewożą samolotem z Marsylii do Republiki Górnego Wybrzeża części maszyn rolniczych. Po awaryjnym lądowaniu na starej, wyboistej drodze okazuje się, że w beczkach zamiast oleju znajduje się broń dla rebeliantów. Berner, który od początku wiedział o przemycie, ginie ukąszony przez węża, a nieświadomy Boissant ukrywa przed swoimi zleceniodawcami mapę z zaznaczonym miejscem przechowywania broni. Pilot chowa mapę w samochodzie swojego syna Jean-Paula, a następnie zostaje złapany i zamordowany przez siepaczy de Suzanneta. Jean-Paul postanawia przyjechać do Warszawy i skontaktować się z redaktorem Majem, który pomoże mu znaleźć zabójców ojca – członków organizacji „W” podległych demonicznemu doktorowi Gebhardtowi.

Serial „Życie na gorąco” już w momencie pierwszej emisji czyli w 1978 roku wywoływał skrajne emocje i został niemalże odsądzony od czci i wiary. Powodem takich reakcji był główny bohater, redaktor Maj zwany polskim Jamesem Bondem i grany przez Leszka Teleszyńskiego – ludziom, którym ograniczano wyjazdy za granicę ciężko było wmówić, że zwykły redaktor bez żadnych problemów przemieszcza się po całym świecie i w takiej sytuacji tak naprawdę jest po prostu agentem Służby Bezpieczeństwa. Ten fakt, a także pospolita przaśność i siermiężność serialu powodowały dużą niechęć do niego i trzeba przyznać, że i dziś wywołuje on bardziej uśmieszek politowania niż zaintrygowanie. A tymczasem książeczka będąca prawdopodobnie podstawą scenariusza wcale nie jest taka zła – mamy tu dość wiarygodną intrygę, solidne osadzenie w historii i geopolityce i nawet dość ciekawą akcję. Po odkryciu w internecie i obejrzeniu tego odcinka „Życia...” wydaje mi się, że znalazłem to, co różni książkę od serialu: w serialu prawdziwa rola Maja jest ukryta i niedopowiedziana, ale łatwo się jej domyślić, wiemy jedynie, że swoje zadania wykonuje na zlecenie Komisji do Spraw Obserwacji Pokoju przy Zgromadzeniu Ogólnym ONZ. W książce autor nie owija w bawełnę i w jednej ze scen pisze wprost, że pułkownik Rybacki z KG MO uważa Maja za człowieka, który „działa na niezbyt jasnej dla naszych władz zasadzie” [1], zaś chwilę potem, gdy redaktor niemalże przejmuje przesłuchanie podejrzanego, Rybacki mówi mu: „panie Maj, gdyby zechciał pan u mnie pracować...” [2]; można też się zastanowić, po co redaktorowi zapalniczka z miniaturową kamerą, którą kupił od amerykańskiego dziennikarza podejrzanego o współpracę z CIA. Widać więc, że autor książki stworzył coś trochę innego niż reżyser serialu i pozostaje pytanie – dlaczego? Może gdyby serial był bardziej dosłowny i pokazywał Maja wprost jako agenta nie byłby taką karykaturą? A wracając do książki – w sumie można te 96 stron łyknąć w jeden wieczór i zobaczyć jak w PRL-u próbowano stworzyć polskiego Jamesa Bonda.

[1] Andrzej Zbych, „Marsylia”, Wydawnictwa Radia i Telewizji, 1978, str. 63;
[2] Tamże, str. 74.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 271
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: