Dodany: 31.10.2018 20:40|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Jakby nagle ożył


Kiedy się zbliża setna rocznica odzyskania niepodległości, nie sposób nie pamiętać o człowieku, który był owego doniosłego procesu ojcem (a raczej... Dziadkiem, choć przecież nie był wówczas jeszcze taki stary: liczył sobie lat 51 i miał niespełna roczną córeczkę), mężem opatrznościowym, bezpośrednim realizatorem i nieugiętym strażnikiem, jednym słowem o Marszałku Józefie Piłsudskim. Mimo owych niewątpliwych zasług oceniano go za życia bardzo różnie. Dawni podkomendni, na co dość jest świadectw w literaturze i innych źródłach z epoki, gotowi byli na każdą uwagę uwłaczającą czci ukochanego Komendanta chwycić za ostrą broń i bić się do upadłego, podczas gdy politycy mający nieco inną wizję funkcjonowania wolnej ojczyzny, jak też dziennikarze pozostający w służbie ich partii nie szczędzili mu ostrych słów. Także i dziś historycy, a w ślad za nimi zwykli obywatele, nie są jednomyślni w ocenie Piłsudskiego, zwłaszcza jeśli chodzi o okres dwudziestolecia międzywojennego. Prawda, jak zwykle, leży gdzieś pośrodku, bo już nas wieki zdążyły nauczyć, że nawet politycy największego formatu popełniają błędy, a charaktery jednolicie „białe” lub „czarne” występują tylko w utworach beletrystycznych, zresztą też nie wszystkich. Jednym ze sposobów „rozgryzienia” danej osobistości jest wzięcie jej w krzyżowy ogień pytań, w miarę możliwości odpowiednio zaczepnych i odpowiednio podchwytliwych. Ale jakże tu taką publiczną przepytywankę zaaranżować, skoro jej potencjalny obiekt od lat przebywa w zaświatach, podobnie jak większość tych, którzy nawet niekoniecznie go znali osobiście, ale choć widzieli lub słyszeli „na żywo”?

Pomysłowy dziennikarz i na to znajdzie sposób. Zwłaszcza w przypadku, gdy – tak jak właśnie Józef Piłsudski – dana postać pozostawiła po sobie wystarczająco dużo wypowiedzi (same teksty wchodzące w skład „Pism zbiorowych” zajmują prawie trzy tysiące stron). A ponieważ każde zdanie oznajmujące potencjalnie stanowi odpowiedź na stosowne zdanie pytające, wystarczy sobie wyobrazić, jak to ostatnie brzmieć powinno. Tą właśnie strategią posłużył się Michał Wójcik, konstruując „Terrorystę” – obszerny dialog, w którym rozmówcy, choć nie mieli możliwości bezpośredniej wymiany zdań, wydają się doskonale ze sobą współgrać. Nie bez powodu zapis owej rozmowy nosi ten nieco zaskakujący tytuł: spora jej część dotyczy okresu, gdy późniejszy Naczelnik Państwa był jeszcze pepeesowskim bojownikiem, występującym przeciw zaborcy w jedyny wówczas możliwy sposób: skoro nie dało się caratu zaatakować zbrojnie i masowo, pozostały „akty samoobrony, polegające np. na usuwaniu szpicli lub prowokatorów”[1] i „różne wysadzania”[2], nie bez ofiar, bo „bez krwi przelewu mogą być tylko hece i kawały”[3], ale też i nie bez skutku – „ludzie tego pragnęli (...) aby zbliżyć wreszcie walkę do siebie”[4]. Jak by na to nie spojrzeć, w świetle dzisiejszej definicji tego słowa młody Józef Piłsudski BYŁ terrorystą. Ale też niewielu chyba czytelników powie, że by go za te działania potępiło, zwłaszcza ci, których przodkowie brali udział w ruchach wyzwoleńczych i doświadczyli zemsty opresyjnych władz. Mowa jest też o atmosferze, która to głębokie pragnienie niepodległości w jego duszy zasiała i zakorzeniła, a na którą złożyła się panująca w domu rodzinnym tradycji czuwania „przy przygaszonym krwią bohaterów i ledwie tlącym się zniczu narodowo-rewolucyjnym”[5] – podsycanej to słowami poezji wieszczów, to znajdowanymi w literaturze klasycznej „szczegółami walk o ojczyznę i opisami bohaterskich czynów”[6] – i umiłowanie ojczystej Wileńszczyzny. Nie tylko zresztą w czynie niepodległościowym okazała się ona pomocną: zwróćmy uwagę, jak piękną i bogatą polszczyzną posługiwał się Marszałek, pisząc swoje rozkazy, przemówienia i wspomnienia, z których w większości pochodzą zamieszczone w książce fragmenty. Oczywiście, na co dzień używał języka o wiele bardziej potocznego, ba, bywało, że mocno wulgarnego, zresztą i tutaj padają owe słynne stwierdzenia: „wam kury szczać prowadzać, a nie politykę robić”[7] czy „naród wspaniały, tylko ludzie ...”[8] (tego ostatniego epitetu czytelnikom oszczędzę, tym bardziej, że nie jestem przekonana, czy podana tu jego wersja jest tą prawidłową: równie dużo źródeł podaje inną, tak samo niecenzuralną, zawierającą wyraz, który w dwudziestoleciu międzywojennym był jednak ciut szerzej używany). Jednak chwyciwszy za pióro, spokojnie mógł był się równać z niejednym zawodowym literatem. Ale cóż z tego, wybrał drogę najpierw zażartego bojownika, potem nieustraszonego żołnierza, wreszcie kontrowersyjnego, bezkompromisowego polityka, utrzymującego, że „w razie czego może prać po pysku i polska władza”[9], ale też ze szczerością, w którą trudno nie wierzyć, deklarującego: „choć nieraz mówię o durnej Polsce, wymyślam na Polskę i Polaków, to przecież tylko Polsce służę”[10].

Choć pomysł przeprowadzenia „zaocznej rozmowy” z postacią historyczną nie jest w stu procentach oryginalny, bo już od kilku lat takie teksty czasem znajdujemy w różnych mediach, trzeba przyznać, że autor tę koncepcję wyzyskał do maksimum i twórczo rozbudował; rezultatem jest ponaddwustustronicowy wywiad-rzeka, podsumowujący najważniejsze fakty z biografii Marszałka (dodatkowym bonusem jest aneks, zawierający kilka listów młodego „Ziuka” do pierwszej kobiety jego życia, Leonardy Lewandowskiej, towarzyszki zesłania na Syberii) i obszernie naświetlający jego poglądy.
Jedno drobne potknięcie z umieszczeniem w odpowiedzi na dwa różne pytania tego samego fragmentu („Naród się jednak nie odrodził. Szuje i łajdaki rozpanoszyły się.(…) Ustawiczne waśnie personalne i partyjne, jakieś dziwne rozpanoszenie się brudu i jakiejś bezczelnej, łajdackiej przewagi sprzedajnego nieraz elementu. (…) Rozwielmożniło się w Polsce znikczemnienie ludzi”[11] i pojedyncze przejęzyczenia/literówki („jak łuty”[12] zamiast „na łuty”; „doktor Jeckyll”[13]) nie umniejszają wartości poznawczej całego tekstu, która może być znaczna zwłaszcza dla czytelników zainteresowanych poznaniem postaci Józefa Piłsudskiego, a nieprzekonanych do zgłębiania bardziej naukowych źródeł. Zaś tym, którym ta postać jest już bliska, miło będzie ją spotkać raz jeszcze. Zwłaszcza, że dzięki tej wspomnianej we wstępie „maszynce” do rejestracji dźwięku mogli głos Marszałka poznać i teraz, czytając poszczególne kwestie, usłyszą go w wyobraźni – jakby nagle ożył i przypominał całemu narodowi: „chciałbym, by każdy z was, kładąc się do grobu, tak samo dumnie o sobie mógł te same słowa powiedzieć: »Zdałem egzamin życiowy«”[14].

[1] Michał Wójcik, „Terrorysta: Michał Wójcik w rozmowie z Józefem Piłsudskim”, wyd. Wielka Litera 2018, s. 59.
[2] Tamże, s. 58.
[3] Tamże, s. 60.
[4] Tamże, s. 61.
[5] Tamże, s. 42.
[6] Tamże, s. 44.
[7] Tamże, s. 34.
[8] Tamże, s. 16.
[9] Tamże, s. 176.
[10] Tamże, s. 17.
[11] Tamże, s. 33-34 i 187.
[12] Tamże, s. 15.
[13] Tamże, s. 188.
[14] Tamże, s. 202.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 630
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: