Dodany: 06.09.2018 04:42|Autor: Pingwinek

Jan Brzechwa (właśc. Jan Wiktor Lesman) - wiersze (i nie tylko) dla dorosłych


(Czytatka zdradza co nieco.)

Limit podpięć znów zmusza mnie do podziału czytatki zamierzonej pierwotnie jako całość.

A więc - co z Brzechwą nie (tylko) dla dzieci? Co z Brzechwą dla dorosłych? Utrzymam oceny 5 - czy lirycznie, czy satyrycznie. Wklejki tym razem bez komentarza.

"Na trawnikach miejskich siedzą czarne koty, -
Niechaj ci się przyśnią w twym lubieżnym śnie,
W nocy czarne koty skaczą poprzez płoty,
- Miła moja, miła, - nie odtrącaj mnie!

Na czerwonych jabłkach płoną krwawe ptaki,
Od ogrodu wionie księżycowy kurz, -
W nocy krwawe ptaki lecą przez Zodjaki -
Ja od twej alkowy nie odejdę już.

Na kamiennych ścianach wiszą dwa zwierciadła,
Każde z nich ma rysę na zazdrosnem dnie,
W nocy na zwierciadła mgła twych włosów padła -
- Miła moja miła, - nie odtrącaj mnie!

Na posadzce złotej leży lniana chusta,
Dwa obłoki nad nią przepływają wzdłuż,
W nocy lniana chusta chłodzi twoje usta -
Moja krew czerwona nie ostygnie już.

Wielka Niedźwiedzica czujna, jak my sami,
Snami i nie snami do twych oczu lgnie,
W nocy bądźmy sami z siedmioma gwiazdami -
- Miła moja, miła, - nie odtrącaj mnie!

Drzemią czarne koty, milczą ptaki krwawe,
Stygną cztery szczyty zamyślonych wzgórz,
Lecą ptaki krwawe w kosmiczną kurzawę -
Ja od twej alkowy nie odejdę już!"
-> "Kołysanka".

"Mam w pokoju moim cztery kąty,
A ja jestem - naumyślnie - piąty.

Noc się kładzie nawznak między nami
Księżycami, ustami, gwiazdami.

I zarzuca chmurzyste zawoje,
I zaplata długie rzęsy moje,

Bym przeczuwał w księżycowej smudze
Twoje ręce - niepoprawnie cudze."
-> "Dedykacja".

"Odtąd mi zatonęły ostatnie okręty,
Dziewięciu snom posłuszny i jednej niewieście,
Błąkam się jak lunatyk po zaklętem mieście,
Jeszcze nie zmartwychwstały, a już wniebowzięty.

Jeszcze pełzam po ziemi, a już ponadziemną
Odgaduję przyczynę ostatecznych rzeczy:
To twoje ciało wonne... I ono uleczy,
I tam ojczyzna moja, gdzie ty jesteś ze mną.

Słowami ci objawiam milczenia wszechwiedne
Bym już więcej nie cierpiał przez twoje milczenie,
I co noc nieomylnie i niepostrzeżenie
Od tęsknot opętany u nóg twoich blednę.

Usta, co mi je spala doczesna pokusa,
Kładę na twojem sercu równem kamieniowi:
- Z taką czcią chyba tylko rycerze krzyżowi
całowali kamienie na grobie Chrystusa.

Pożądam cię, jak chmura piorunu pożąda,
Pragnąc wreszcie własnego wyzbyć się brzemienia,
Przyzywam cię, lecz próżno. I nic się nie zmienia
Pod niebem, które ziemi gwiazdami spogląda.

A przeto mi zostały dymy aloesu
Na wzgórzu, gdzie mnie złożą ramiona niewierne,
Gdzie duchy nawiedzają żałobną tawernę,
Smucącą się naprzestrzał zawiewem bezkresu.

A tam już będzie płomień i wicher w płomieniu,
I dusza się przerazi własnej swej niedoli,
- Wtedy Bóg ją przygarnie i z ciała wyzwoli,
By jak sokół - siedziała na jego ramieniu."
-> "Rozłąka".

"Gdy maj żałobny w swój świat odrębny,
Zabrał nam Wodza na wieczny czas,
Ponurym werblem warczały bębny,
I dzień chmurami nad nami gasł.

Miarowym krokiem dudniły pułki,
I biły serca ze wszystkich stron,
I rozpaczliwe tłukł o zaułki
Z wież katedralnych pozgonny dzwon.

I łzy płynęły z otwartych powiek,
Szloch się wydzierał z miljonów płuc,
- Baczność panowie generałowie!
Po raz ostatni przejeżdża Wódz.

W ciszy żałobnej, w ciszy natchnionej,
Wizja przeszłości odżyła znowu:
Związek Strzelecki, wojna, Legjony,
Magdeburg, Polska, Kijów i Lwów.

Wielkie zwycięstwo, dumne przemiany,
Naród i wojsko w rozkwicie sił,
I wódz najmilszy, Wódz ukochany,
Co dla nas walczył, cierpiał i żył.

Ponurym werblem warczały bębny,
I dzień chmurami nam nami gasł,
Maj był żałobny, świat był odrębny,
Gdy Wódz przejeżdżał ostatni raz.

Cisza - i werbel. Cisza - i dzwony,
I już nazawsze będzie wśród nas
Duch nieśmiertelny, trud niezmierzony,
I sława, sława, po wieczny czas."
-> "Pogrzeb" (z tomiku ku czci Józefa Piłsudskiego).

"Byli sobie dwaj faceci
Zbudowani jak atleci.

Pili wódkę wyborową,
Szabrowali to i owo.

Nie chcąc innym robić szkody,
Skradli auto wojewody.

Zrabowali sto tysięcy,
Żałowali, że nie więcej.

W życiu radząc sobie świetnie,
Zniewolili dwie nieletnie.

Gdy przyjechał sędzia z Warki,
Pokrajali go w talarki.

W mieście bojąc się odwetu,
Na noc szli do N. S. Ze-tu,

I szerzyli terror w lesie,
Jak to pisze się w «Expresie».

Raz pragnęli w mgle poranku
Rozpruć kasę w pewnym banku,

Ale szedł milicjant pieszy
I wygarnął w nich z pepeszy.

Pochowano ich dyskretnie,
A za trumną szły nieletnie.

Byli sobie dwaj faceci,
Dwóch facetów zabił trzeci.
Nad ich grobem słonko świeci."
-> "Ballada o dwóch facetach" ("... Czas już wreszcie skończyć z drastycznym opisywaniem zbrodni, w czym tak lubowała się prasa przedwojenna". - Z prasy powojennej).

"Referent poszedł rano do miasta
Do Kierownika, lecz go nie zastał,
Bowiem Kierownik poszedł do miasta
Do Inspektora, lecz go nie zastał,
Bowiem Inspektor poszedł do miasta
Do Naczelnika, lecz go nie zastał,
Bowiem Naczelnik poszedł do miasta
Do Dyrektora, lecz go nie zastał,
Bowiem Dyrektor poszedł do miasta
Do Kontrolera, lecz go nie zastał,
Bowiem Kontroler poszedł do miasta
Do Referenta, lecz go nie zastał.
Wieczorem wszyscy wrócili z miasta,
Bo nikt nikogo nigdzie nie zastał."
-> "Urzędowanie".

"Gdy czytam prasę, wprost mnie zachwyca
Ruchliwość naszych wiosek i miast:
Codziennie święto albo rocznica,
Obchód, otwarcie, pochód lub zjazd,

W przerwie zebranie i akademia,
A po południu dla chętnych - wiec,
Jaka szczęśliwa ta nasza ziemia,
Wieczna galówka - można by rzec!

Mówią ci - ucz się, bądź jak Zawisza,
Pracuj, nie dbając o zwyżkę płac,
A równocześnie piszą w afiszach,
Byś biegł na zbiórkę na jakiś plac.

Chciałbyś się wyspać chociaż przy święcie,
Z dziećmi na spacer chętnie byś szedł.
Ale nie można! Na odsłonięcie
Wzywa związkowców CRZZ.

Chciałbyś odwiedzić lekarza ZUS-u,
Poczytać, poznać obroty gwiazd,
Skąd! Musisz ganiać do autobusu,
Bo jutro właśnie w stolicy zjazd.

Niech ci nie przyjdzie czasem do głowy
W niedzielę rano do wanny wleźć,
Bo to jest właśnie zlot młodzieżowy,
Ludzie czekają... Czołem i cześć!

Precz odrzuć wszelką myśl o miłości
I do pochodu szybko się pchaj,
Bo to jest właśnie Dzień Oszczędności
I pięćsetlecie miasteczka Kłaj.

Ciągle rocznice, ciągle sztandary,
Czy chcesz, czy nie chcesz - w pochodzie idź!
Po co świętować bez żadnej miary,
Zamiast po prostu zwyczajnie żyć?

Po zakończonej od dawna wojnie,
Gdy każdy zdobył swój własny kąt,
Daj nam, Ojczyzno, pożyć spokojnie,
Daj nam odpocząć od wszelkich świąt."
-> "Święta".

"Każdy, ponoć, ojczyznę po swojemu kocha:
Jeden kocha jak matka, drugi jak macocha,
Jeden orze, jak może, drugi tylko gada.
Ten, co gada, powiada, że orać - to zdrada.
Jeden żyje dla kraju, drugi dla Andersa,
Jeden chce, lecz nie może, drugi vice versa,
To, co stać się musiało, już się nie odstanie -
- Wracać, czy też nie wracać? Oto jest pytanie!

Facet w Anglii ma dziatki i tutaj ma dziatki,
Sytuacja jest trudna: dwie żony, dwie matki,
Ta pierwsza już od dawna przestała być młoda,
Drugą w Anglii zostawić można, ale szkoda,
Tutaj dziatki podrosły, to ma swą zaletę,
Ale jak potraktują tę drugą kobietę?
Mieszkać razem? Lecz jak się pogodzą dwie panie?
- Wracać, czy też nie wracać? Oto jest pytanie!

Inny, co już zrozumiał i już się ocucił,
Wszystko chętnie by rzucił i do domu wrócił,
Ale bardzo się boi, bo tam całkiem serio
Straszą go wciąż więzieniem, tajgą i Syberią,
Wmawiają, że kto wraca, ten ojczyznę zdradza,
Bo w Anglii jest jedyna prawowita władza,
A w kraju - tylko zdrajcy i tylko Rosjanie.
- Wracać, czy też nie wracać? Oto jest pytanie!

Nadto na emigracji są również i tacy,
Którzy lubią pieniądze, a nie lubią pracy.
Warszawa cała w gruzach, Polska cała w zgliszczach,
Praca przy odbudowie męczy i wyniszcza
Niech inni wykonają tę czarną robotę,
Wtedy oni zmieniwszy swe funty na złote
Wjadą na białych koniach i obejmą władzę.
Ale teraz? Przenigdy! Skąd znowu? Nie radzę!
A jednak? Funt jest drogi, a złote są tanie...
- Wracać, czy też nie wracać? Oto jest pytanie!

«Kto pyta - ten nie błądzi». Lecz mam prawdę drugą:
Zabłądzi i nie wróci, kto pyta za długo."
-> "Wracać, czy też nie wracać?".

"Drogi Panie Marianie. Pańska epistoła
Dotarła wreszcie do mnie, ale inna zgoła,
Niż się mogłem spodziewać po latach tak wielu.
Cóż... Dziękuję za pamięć, drogi przyjacielu.
Wojna nas rozdzieliła. Pan siedział w Londynie.
A ja w kraju, w Warszawie. Wisła nadal płynie.
I ona tylko jedna nie uległa zmianie.
A myśmy się zmienili. Tak, Panie Marianie.
Nie znamy się na żartach i żółć nami targa,
Pan gromi mnie i karci niczym drugi Skarga,
Komu Pan chce dogodzić? Kumoszkom z Windsoru?
Szkoda, że Pan już stracił poczucie humoru.
Po co strugać Rejtana? Niech Pan zdejmie togę.
Chciałbym z Pana się pośmiać, a w todze nie mogę.
Skoro zaś Pan się musi okrywać draperią,
To może raczej - krepą. Lecz pomówmy serio.
Gdybym siedział spokojnie gdzieś na emigracji,
Gdybym nie miał za sobą piekła okupacji,
Gdybym nie był głodzony w niemieckim obozie,
Gdybym lat tych nie przeżył w niewoli i grozie,
Gdybym nie trwał w Warszawie do końca, niezłomnie,
Ja bym tak nie napisał, jak Pan pisze do mnie,
Boby mnie nieustannie trapiła obawa,
Że ja tych ludzi w kraju uczyć nie mam prawa.
Pan wojnę zna z widzenia, Niemców ze słyszenia,
Rozumiem, że to Pański światopogląd zmienia.
Ściga Pan swoją wzgardą «żołdactwo» sowieckie,
Chciałby widzieć Pan inne stosunki sąsiedzkie,
Może Pan wobec tego zmieni geografię
Tej części Europy? Bo ja - nie potrafię.
Dla Pana tylko frazes i tylko historia,
A dla nas tu dymiły sześć lat krematoria,
Dla nas była Treblinka, Oświęcim, Majdanek -
Myśmy znali to z życia, Pan - tylko ze wzmianek.
Nie było takiej nocy, ażeby Gestapo
Nie waliło do bramy zakrwawioną łapą
Gdyby «żołdak» sowiecki nie przyszedł broń Boże,
Któż by z nas się nie dusił w gazowej komorze?
Ludzie, gdy o tym myślą, z przerażenia bledną,
Pan rozumie, że dla nas to nie wszystko jedno,
Że jeśli dzisiaj żyję i te słowa piszę,
To tylko dzięki temu, że ów «żołdak» przyszedł.
W Londynie, oczywiście, myśli się inaczej,
Tam nie wie się, co dla nas wyzwolenie znaczy,
Stamtąd manifestuje Pan swoją odwagę,
Jak ten, co krzyknął «veto» i uciekł na Pragę.
Pan karci mnie. Ha, trudno! Woda w Wiśle płynie...
Ja bym tak nie napisał, gdybym był w Londynie.
Ja nie bronię Osóbki. Złośliwość chybiona.
Osóbce niepotrzebna jest moja obrona.
Nie znam go osobiście. Zresztą nie wiem prawie,
Jak wygląda, choć bywam nierzadko w Warszawie.
Ale wiem, że to człowiek skromny. Że od rana
Pracuje bardzo ciężko dla mnie i dla Pana.
Tak, tak, właśnie dla Pana, mój Panie Marianie.
Bo przecież Pan na zawsze w Anglii nie zostanie,
Pan wróci, gdy już inni zrobią całą pracę,
Usuną rumowiska i oczyszczą place,
Gdy inni odbudują zniszczoną Warszawę,
«Rejtan» wróci, by w kraju dyskontować sławę,
Tak, tak, Panie Marianie, wtedy się postarasz
Przyjechać, gdy już będzie dom, auto i garaż...
Myśmy wyszli z Warszawy nadzy i obdarci
i wracamy do ruin. A «Rejtan» nas karci.
Napisał Pan o rządzie dosyć obelżywie.
Mamy to przedrukować? Ja się Panu dziwię,
Czyż możność znieważania naszych mężów stanu
Ma stać się tą wolnością, co dogadza Panu?
Czy taką Pan swobodę szanuje i ceni?
Niech Pan spyta Anglików. To są dżentelmeni.
Nie należę do partii. Nic nie chcę od rządu.
Nikt nie jest w stanie kupić mojego poglądu.
Nie pracuję w urzędzie, w handlu, ni w przemyśle,
Jestem wolnym człowiekiem i piszę, co myślę.
Postawił Pan warunki swojego powrotu,
Owszem, trafił Pan kulą, lecz zabrakło płotu.
Nie sądziłem, że Panu ten strzał się wyśliźnie,
Komu Pan chce warunki stawiać? Swej ojczyźnie?
Za powrót Pan już z góry żąda podarunków -
Miejsce Pana jest tutaj. Bez żadnych warunków.
Gdybym ja był w Londynie, pisałbym inaczej.
Niech Pan wraca do domu. Ojczyzna przebaczy."
-> "Marianowi Hemarowi - odpowiedź" ("Ja bym tak pisał, gdybym mieszkał w Łodzi. Hemar").

"Dwudziestu dwóch morderców
Zawisło w Norymberdze,
Choć każdy z tych morderców
Miał dobrotliwe serce.

Jeden hodował kwiatki,
Drugi miłował dziatki,
Trzeci do nart miał zapał,
Czwarty motylki łapał,
Piąty śpiewał piosneczki,
Szósty lubił wycieczki,
Siódmy miał żonę pobożną,
Ósmy grał w piłkę nożną,
Dziewiąty kochał cnotę,
Dziesiąty - rybki złote,
Jedenasty ubogich wspierał,
Dwunasty znaczki zbierał,
Trzynasty pościł przed świętem,
Czternasty był abstynentem,
Piętnasty malował konie,
Szesnasty grał na puzonie,
Siedemnasty układał fraszki,
Osiemnasty dożywiał ptaszki,
Dziewiętnasty pogardzał groszem,
Dwudziesty był jaroszem,
Dwudziesty pierwszy
Pisał liryczne wiersze,
Wreszcie dwudziesty drugi
W kościele leżał jak długi.

Dwudziestu dwóch morderców
Zawisło w Norymberdze,
Choć każdy z tych morderców
Miał dobrotliwe serce.

Dziś takich serc jest sporo,
A każde - wojnie rade.
Ja właśnie agresorom
Poświęcam tę balladę."
-> "Ballada o dwudziestu dwóch mordercach".

"Ratujcie Niemcy! Minęła złość,
Trzeba położyć kres nienawiści,
Hitler nie żyje - to chyba dość,
Niemcami rządzą dziś socjaliści.
Wojna skończona. Hitleryzm padł,
Czegóż Polacy żądają więcej?
Demokratyczny rodzi się świat -
Ratujcie Niemcy! Ratujcie Niemcy!

Niemiec jest dobry, Polak jest zły,
Stąd oczywiście, nietrudny wybór.
Po co miliony Polaków szły
Deptać Majdanek albo Sobibór?
Było w Gestapo, czy też w es-es
Niedobrych Niemców parę tysięcy,
Lecz kłamstwom trzeba położyć kres -
Ratujcie Niemcy! Ratujcie Niemcy!

Trzeba im zwrócić Poznań i Łódź,
Trzeba zaniechać krzywdzących szykan
Ziemię niemiecką trupami czuć,
O miłosierdzie woła Watykan.
Krematoryjny wygasł już piec,
Ucichł jęk matek i płacz dziecięcy,
Po co za sobą wspomnienie wlec?
Ratujcie Niemcy! Ratujcie Niemcy!

Zbliża się gwiazdka. Trzeba im dać
Drzewka świąteczne i upominki,
My - niebogaci, ale nas stać
Na to, by Niemcom posłać choinki,
A na choinkach, przy wrzaskach jędz,
Powiesić Niemców ze sto tysięcy.
Tacy jesteśmy! Przed nami więc
Ratujcie Niemcy! Ratujcie Niemcy!"
-> "Ratujcie Niemcy!".

"Stary Michał siadł sobie przed domem w niedzielę,
A że widział i słyszał w swoim życiu wiele,
Przeto go otoczyła młodzieży gromada;
On pomyślał, odchrząknął i tak opowiadał:

Słyszeliście ode mnie różne opowieści,
Lecz dzisiejsza opowieść będzie innej treści.
Bajek mieliście dosyć. W bajkach różnie bywa.
Posłuchajcie, bo to jest historia prawdziwa.

Przed wojną - pamiętacie - było rozmaicie,
Jeden człowiek miał dobre, drugi złe miał życie.
Smakowite obiady jadły pasibrzuchy,
A nam niekiedy nawet na chleb brakło suchy;
Byli tacy, co mieli dwory i pałace,
A z nas niejeden musiał kołatać o pracę;
Bogacze w swych folwarkach żyli najwygodniej,
A myśmy byli biedni, myśmy byli głodni,
Musieliśmy pracować i płacić podatki,
By oni mieli żywot wygodny i gładki.

Fabrykant, kamienicznik, bankier i obszarnik
W Polsce byli wszechwładni, możni i bezkarni.
Kto się im wysługiwał, ten sprawował rządy,
Reakcja go ceniła za jego poglądy;
Co jeden postanowił, to drugi pochwalał,
A rząd spieszył z ustawą, którą sejm uchwalał.

Obszarnik gnębił chłopa i zapędzał w matnię,
Fabrykant z robotnika ssał soki ostatnie,
Bankier płacił rządowi, by im wiernie służył,
A rząd strzelał do ludu, kiedy lud się burzył.

Gniewu jednak uśmierzyć nie zdołały kule,
Wtedy rząd się przestraszył i przemówił czule,
Że niby jest do ustępstw i do reform skory,
I nowe przeprowadzi do sejmu wybory:
Niech lud wybierze posłów i niech się wypowie,
A będzie tak, jak zechcą ludowi posłowie.

Podczas gdy rząd do ludu przemawiał uprzejmie,
Ordynację wyborczą uchwalono w sejmie.
Takie same, mniej więcej, urządzić wybory
Mógłby lis, chcący zwabić kury do swej nory,
Bo chyba się dla wszystkich stało jasne dzisiaj,
Jaka była przed wrześniem polityka lisia.

List wyborczych zgłoszono co najmniej dwadzieścia,
Bo wtedy, kto miał forsę lub bankiera-teścia,
Mógł stworzyć własną partię, a co idzie za tym,
Sam siebie mógł na liście zrobić kandydatem.

Przyjeżdżał taki na wieś,za chłopa przebrany,
Gadał, gadał, przemawiał, obiecywał zmiany,
«My to wszystko - powiadał - zrobimy do zimy,
Mostu nie ma na rzece? My go postawimy».

«Jak to - mówią mu na to - wszak tu nie ma rzeki!»
«Jeśli nie ma, to będzie! Musi być. Na wieki!
Brak wam deszczu? Deszcz będzie! Załatwię to w niebie.
A jeśli niebo skrewi, przyślę wam od siebie.
Wiosna będzie szła odtąd zaraz po jesieni,
Z podatków zostaniecie zupełnie zwolnieni,
A teraz wypijemy! Wódki, panie wójcie!
My z wami, panie dziejski, więc na nas głosujcie!».

I na stołach kiełbasa wyborcza już rosła,
I dalej nas tumanił kandydat na posła.

Cudeńka zawierała niemal każda lista:
Był obszarnik-ludowiec, bankier-socjalista
I fabrykant - obrońca robotniczej sprawy.
Cóż, wilk broniący owiec to widok ciekawy!
Choć list było dwadzieścia, lecz gdyby kto pytał,
To sitwa była jedna. I jeden kapitał.

Chwalono kandydatów i, rzecz oczywista,
Na zawołanie była odpowiednia lista.

«Chcecie chłopa? - wołano. - Jest hrabia Zamoyski,
Byczy chłop! Chłop jak świeca! Hrabia, ale swojski!
Żaden z was w ministerstwie sprawy nie załatwi,
A on wszędzie ma dostęp, jemu będzie łatwiej».

«Chcecie mieć załatwioną sprawę robotniczą?
Głosujcie na Scheiblera, z nim się w rządzie liczą.
Gdzie was nawet nie wpuszczą, tam on się dostanie,
Z tym pójdzie na śniadanie, z tym na polowanie,
A że jest fabrykantem, dolę robotniczą
Zna na wylot. Wybierzcie go, a będzie byczo!

Lub książę Czetwertyński! Nie szkodzi, że książę,
Wiadomo, że on los swój z losem ludu wiąże,
On modli się codziennie rano u Wizytek
O to, by chłop miał z nędzy duchowy pożytek».

Wybory: Sanatory, typki z wyższej sfery,
Machery z finansjery, pragiery, blagiery,
Różne mikołajczyki, warchoły i łgarze,
Krętacze, rozbijacze, zdrajcy i dwójkarze,
Hrabiowie, hitlerowcy, wszelakie psubraty -
Wszystko to wyciągało ręce po mandaty.

Ciemne kombinatory stwarzały pozory,
Że te ich partie walczą, by wygrać wybory,
Bo wiedziano, że dobrze zna ich lud roboczy,
Że przecież nie tak łatwo zamydlić mu oczy.

Bo nieraz już widziały Śląsk, Kraków, Warszawa
Jak do boju się zrywał lud o swoje prawa.
Pragnąc przeto wyglądać jak obrońcy ludu
Równocześnie nad urną wyglądali cudu.

Pod wieczór przy stoliku siedzieli w kawiarni:
Fabrykant, kamienicznik, bankier i obszarnik,
Wybrani i dobrani jak te ziarnka w korcu,
A radzi, że tak sprytnie okpili wyborców.

Cud nad urną się spełnił, lecz rzecz była prosta:
Przychodził do komisji wyborczej starosta,
Kartki z urny wyjmował, inne kartki wsadzał
I fałszował wybory, tak jak chciała władza.
Kto lepiej posmarował, ten posłem zostawał,
Na tym jednak polegał ten wyborczy kawał,
Że znów do sejmu weszli tak, jak do kawiarni,
Fabrykant, kamienicznik, bankier i obszarnik,
Zmieniły się osoby, lecz gdyby kto pytał,
Ta sama była sitwa i ten sam kapitał.

A potem sejm się zebrał - bardzo uroczyście,
Z obietnic nie spełniono żadnej, oczywiście,
Za to rząd bardzo czule nowy sejm powitał
(Ta sama przecież sitwa i ten sam kapitał).
Żeby zaś godniej uczcić to sejmowe święto,
Przywódców robotniczych do więzień wepchnięto,
A z trybuny oświadczył minister-stupajka,
Że głód i bezrobocie to po prostu bajka,
Że jest państwowo-twórczo i dobrze, i byczo,
I czas nareszcie skończyć z bujdą robotniczą:
Policja granatowa wszelki bunt uśmierzy,
A gdy zajdzie potrzeba, wezwie się żołnierzy.
Po czym, wspólnym wysiłkiem, jak w poprzednich latkach,
Sejm uchwalił ustawę o nowych podatkach.

Było dużo wiwatów, oklasków, uniesień -
I tak właśnie ich zastał ów tragiczny wrzesień."
-> "Gawęda o dawnych latach, o różnych kandydatach, o posłach i mandatach, o rzekach i mostach, o cudach i starostach".

"«... Komunizm to władza radziecka
Plus elektryfikacja...»

Na płową głowę dziecka
Biały kwiat osypuje akacja,
Chłopską nędzę przeżuwają oracze...
- Towarzysze! Od jutra będzie inaczej!
Leninowski aksjomat
Odmieni wieś uciśnioną:
W dziewięciu tysiącach gromad
Elektryczne lampy zapłoną.
Wysuszona ziemia ugorów
Przeobrazi się w żyzną rolę,
Osiemdziesiąt tysięcy traktorów
Przeorze chłopską niedolę.
Co rok będzie rok urodzajny,
Pracę nowa wypełni treść
Wyruszą w pole kombajny,
Rewolucja przejedzie przez wieś!

- O, gdybym kiedy dożył tej pociechy,
Że z krajobrazu znikną nędzne strzechy,
Że zgięte plecy rozprostuje wieśniak
I nuta szczęścia zabrzmi w chłopskich pieśniach!"
-> "Notatnik agitatora".

"W maszyn łoskocie, w murów potoku
Plan Sześcioletni drogę swą skraca.
Praca i pokój! Praca i pokój!
Pokój zwycięży! Pokój i praca!

Coraz nas więcej, coraz nas więcej
Zapalających pochodnie w mroku,
Rąk swych uściskiem pozdrówmy ręce
Tych, którzy pracą walczą o pokój.

Walczą o pokój w codziennym znoju
Ręce oracza w pracy najpierwsze,
Jadą traktory - w imię pokoju,
W imię pokoju rodzą się wiersze.

W imię pokoju coraz to głębiej
Ręka górnika świder obraca,
Z hut wylatują białe gołębie,
Pokój zwycięży! Pokój i praca!

Coraz nas więcej, coraz nas więcej
Zapalających pochodnie w mroku,
Rąk swych uściskiem pozdrówmy ręce
Tych, którzy pracą walczą o pokój.

Lud nie ustanie w pracy i walce,
Wyją syreny przeciągłym świstem,
Sterczą kominy fabryk jak palce,
Grożą jak palce imperialistom.

W imię pokoju przyśpieszmy kroku,
Niechaj z nas każdy siły wytęży,
Plan Sześcioletni walczy o pokój,
Plan wykonamy! Pokój zwycięży!"
-> "Pokój zwycięży".

"Tworzą się w Polsce ogromne rzeczy,
Najgorszy bałwan też nie zaprzeczy,
Ale za mało u nas się wnika
W znaczenie kpiarza i satyryka.
Kpiarz w ogólności ludzi nie łaje,
Nie gani osób, lecz obyczaje,
Prawdziwa cnota kpiarza poważa -
Obywatele! Miejsce dla kpiarza!

Satyryk takie posiada oko,
Co patrzy czujnie, widzi głęboko,
Kpi z biurokracji, tępi nieróbstwo,
Za nic ma pychę, wyszydza głupstwo,
Próżność ośmiesza, błędy wytyka -
Czyż milszy lizus od satyryka?
Lizus wam schlebia, kpiarz się naraża -
Obywatele! Miejsce dla kpiarza!

Gdziekolwiek spojrzeć na naszą ziemię,
Wszędzie są zjazdy i akademie,
Wszędzie zebrania, zloty, pochody,
Wiece, kongresy albo obchody,
Lecz satyryków nigdy tam nie ma.
Przed czym obawa? Dlaczego trema?
Cnota na kpiarza się nie obraża -
Obywatele! Miejsce dla kpiarza!

W Sejmie wśród posłów brak satyryka,
Rząd satyryka również unika,
A dać mu tekę! A dać mu mandat!
Krytyka lepsza niż propaganda.
A nie zamykać przed nim podwoi,
Przecież się cnota krytyk nie boi.
Prawdziwa cnota kpiarza poważa -
Obywatele! Miejsce dla kpiarza!"
-> "Miejsce dla kpiarza".

"Złote, żółte i czerwone
Opadają liście z drzew,
Zwiędłe liście w obcą stronę
Pozanosił wiatru wiew.

Nasza chata niebogata,
Wiatr przewiewa ja na wskroś,
I przelata i kołata,
Jakby do drzwi pukał ktoś.

W mokrych cieniach listopada
Może ktoś zabłąkał się?
Nie, to tylko pies ujada.
Pomyśl także i o psie.

Strach na wróble wiatru słucha,
Sam się boi biedny strach,
Dmucha plucha-zawierucha,
Całe szyby stoją w łzach.

Jakiś wątły wóz na szosie
Ugrzązł w błocie aż po oś,
Skrzypią, jęczą w deszczu osie,
Jakby właśnie płakał ktoś.

Mgły na polach, ciemność w lesie,
Drga jesieni smutny ton,
Przyjdzie wieczór i przyniesie
Sny i mgły, i stada wron.

Wyjść się nie chce spod kożucha,
Blady promyk światła zgasł,
Dmucha plucha-zawierucha,
Zimno, ciemno, spać już czas."
-> "Listopad".

"Nie miałem z kalendarzem zbyt dobrej komitywy,
Młodość mojego życia przypadła na wiek siwy.

Gdy idę przez ulice - dusza pogania ciało;
Pięćdziesiąt lat przeżyłem i ciągle mi za mało!

Poeci piszą słowa, których nikt nie rozumie,
A życie takie proste - w słońcu i liści szumie...

Wiem o kwiatach to tylko, co mi powie ich zapach,
Lecz wiedzy tej nie znajdę w książkach ani na mapach.

Lato, choć nawet siwe, niechby najdłużej trwało -
Pięćdziesiąt lat przeżyłem i ciągle mi za mało.

I chciałoby się znowu za miastem zrywać chabry,
Uśmiechać się do dziewcząt powracających z fabryk,

Patrzeć z mostu na Wisłę mieniącą się tak złudnie,
Tańczyć na Mariensztacie w niedzielne popołudnie,

A potem z konduktorką z «czternastki» iść na lody
I udawać młodego - choć już się nie jest młodym."
-> "Lato".

"Nieżywe, smutne słowa: «Mały Jaś»,
Mów do mnie znów jak dawniej. Światło zgaś,

Chcę z tobą być jak dawniej sam na sam,
By dobrze, tak jak dawniej, było nam.

Przy tobie, tak jak dawniej, siądę tuż,
I będę aż do świtu milczał już;

I tylko będę słuchał twoich słów,
A ty znów, tak jak dawniej, do mnie mów.

Ja wiem, jak ci jest trudno przemóc grób,
Lecz zrób to, jeśli możesz, dla mnie zrób...

Tu nic się nie zmieniło, tylko - czas...
Przyjdź do mnie nie na długo, chociaż raz,

I powiedz, tak jak dawniej: «Mały Jaś»,
Obejmij tak jak dawniej, lampę zgaś,

Do siebie na kolana znów mnie weź,
I siwe moje włosy dłonią pieść."
-> "Ojciec".

"Życie jest piękne, każdy to przyzna,
Piękna jest nasza młoda ojczyzna,
Ale tak często u nas się zdarza
Sztywny, aktywny okaz nudziarza.

(...)

Nie zapominaj, że jesteś młody,
Że się do ciebie uśmiecha świat,
Musisz więcej mieć pogody,
Kiedy masz dwadzieścia lat.

Życie jest pełne młodej urody,
Nie znał go ojciec twój ani dziad,
Nie przyprawiaj sobie brody,
Kiedy masz dwadzieścia lat."
-> Dodatkowe informacje o szopce satyrycznej "Upominki noworoczne 1953" (współautorstwo: Antoni Marianowicz, Janusz Minkiewicz): oprócz aktu I i aktu II oraz tekstów muzycznych, z których jeden właśnie zaprezentowałam, tytuł zawiera także "Koleżeńskie wskazówki" Kazimierza Rudzkiego (reżysera?) i "Uwagi techniczne" Mikołaja Sasykina.

"Habent sua fata libelli. I książki mają swoje losy!"
-> Z: "Książki i kobiety".

"Popłynął śmiech mój zdrowy, ludowy,
Na me dzieciństwo polne, bezrolne,
Na moją młodość chwacką, junacką,
Na mój dziarski wiek robociarski
Popłynął śmiech mój zdrowy, ludowy."
-> Z: "Rozstrzygnięcie konkursu".

"Udogodnienia techniczne pochłaniają mi znaczną część życia."
-> Z: "Życie ułatwione".

"Najprostszy i najszybszy sposób nauczenia się angielskiego jest następujący: Pojechać na 15 lat do Londynu, po czym wrócić do kraju i kupić sobie pierwszy lepszy samouczek, a po dwóch dniach można już płynnie mówić po angielsku. Gdyby dwa dni nie wystarczyły, można jeszcze na kilka lat pojechać do Londynu."
-> "Jak nauczyć się angielskiego" w "Poradniku dla młodych i starych". "Kosztowny romans" też mnie uwiódł ;-)

"Ty jesteś moje hobby
Innymi słowy - bzik!
Ach, co się wtedy robi,
Gdy ma się takie hobby,
Że tylko ty lub nikt?
Kto inny znaczki zbiera,
Poluje, gra w pokera,
Lecz to nie nęci mnie.
Ja wciąż o tobie śnię.
Ty jesteś moje hobby,
Bez ciebie serce schnie.
Ach, co się wtedy robi,
Gdy ma się takie hobby,
A hobby mówi: «nie»?"
-> Z piosenek...

Z humoresek - "Astma" i "Spryt pani Alicji". I opowiadania drastyczne!

"Mógłbym powiedzieć, cytując poetę, że młodość przychodzi z wiekiem."
-> Z: "Quasi una fantasia".

"Nigdzie przemijanie czasu nie rysuje się tak wyraźnie, jak na twarzach kobiet, które przestaliśmy kochać."
-> Jw. Tudzież mężczyzn!

"(...) w końcu dopiął swego, jak wędrowiec, który resztkami sił dobrnął do miasta swoich marzeń, do jakiegoś Asyżu czy Sieny, ale ze zmęczenia nie jest już w stanie odbierać w pełni jego piękna."
-> Z: "Zazdrość".

"Po nocnym deszczu październikowe słońce grzało jak w lecie. Nie pamiętam równie pięknej jesieni."
-> Z: "Schizofrenia".

Oblicza zmyślone (Brzechwa Jan (właśc. Lesman Jan Wiktor))
Talizmany (Brzechwa Jan (właśc. Lesman Jan Wiktor))
Trzeci krąg (Brzechwa Jan (właśc. Lesman Jan Wiktor))
Piołun i obłok (Brzechwa Jan (właśc. Lesman Jan Wiktor))
Imię wielkości: Wiersze o Józefie Piłsudskim (Brzechwa Jan (właśc. Lesman Jan Wiktor))
Palcem w bucie: Wiersze satyryczne (Brzechwa Jan (właśc. Lesman Jan Wiktor))
Strofy o planie sześcioletnim (Brzechwa Jan (właśc. Lesman Jan Wiktor))
Cięte bańki (Brzechwa Jan (właśc. Lesman Jan Wiktor))
Stonka i Bronka (Brzechwa Jan (właśc. Lesman Jan Wiktor))
Gawęda o dawnych latach, o różnych kandydatach, o posłach i mandatach, o rzekach i mostach, o cudach i starostach (Brzechwa Jan (właśc. Lesman Jan Wiktor))
Miejsce dla kpiarza: Satyry i humoreski (Brzechwa Jan (właśc. Lesman Jan Wiktor))
Liryka mojego życia (Brzechwa Jan (właśc. Lesman Jan Wiktor))
Liryki (Brzechwa Jan (właśc. Lesman Jan Wiktor))
Wiersze wybrane [PIW 1955] (Brzechwa Jan (właśc. Lesman Jan Wiktor))
Wiersze wybrane [PIW 1981] (Brzechwa Jan (właśc. Lesman Jan Wiktor))
Opowiadania drastyczne (Brzechwa Jan (właśc. Lesman Jan Wiktor))
Brzechwa dla dorosłych (Brzechwa Jan (właśc. Lesman Jan Wiktor))
Pokój zwycięży: Wiersze i satyry (Brzechwa Jan (właśc. Lesman Jan Wiktor), Minkiewicz Janusz)
Upominki noworoczne: Szopka satyryczna 1953 (Brzechwa Jan (właśc. Lesman Jan Wiktor), Marianowicz Antoni, Minkiewicz Janusz)
Przylądki lepszych nadziei (antologia; Staff Leopold, Miłosz Czesław, Mioduszewski Stanisław i inni)
Chichotnik czyli Księga śmiechu i uśmiechu (antologia; Chotomska Wanda, Wawiłow Danuta, Kern Ludwik Jerzy i inni)

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 6533
Dodaj komentarz
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: