Dodany: 07.08.2018 13:13|Autor: UzytkownikUsuniety04​282023155215Opiekun BiblioNETki

Merhaba, czyli podróż do Turcji


Recenzuje: Konrad Urbański (bloom)

Witold Szabłowski potrafi opowiadać. „Merhabę”, czyli reportaże z tomu „Zabójca z miasta moreli” i „osobisty słownik turecko-polski” czyta się wprost świetnie, ale czegoś tu brakuje. Dobór tematów, język, sposób prowadzenia narracji… Jest wszystko – co zachwyca, ale i tak jest za mało – co rozczarowuje.

Szabłowski w 2010 roku napisał „Zabójcę z miasta moreli – reportaże o Turcji”. Opowieści o Nazimie Hikmecie Borzęckim, jednym z najwybitniejszych tureckich poetów, który ma polskie korzenie; o Sinanie, architekcie, budującym na przełomie XV i XVI wieku, którego wielkim marzeniem i życiową ambicją (taką, po której można umierać), było zbudowanie czegoś większego od Hagii Sofii; o bucie produkcji tureckiej, który został rzucony w prezydenta Busha; o milczącej i niewidocznej żonie Atatürka. Ilość poruszanych wątków nie wpływa na jakość tych reportaży – wręcz przeciwnie.

W „osobistym słowniku turecko-polskim” Szabłowski zgromadził mnóstwo ciekawostek o Turcji (ciekawostek przefiltrowanych przez jego reporterską wrażliwość i ciekawość, którą potrafi zainfekować umysł czytelnika). Ale, co ciekawe, można tam odnaleźć fragmenty z nieujętych w tomie reportaży z „Zabójcy z miasta moreli”. Do „Merhaby” nie weszła np. opowieść „Wąsata republika”, ale jej skrawki są zawarte w słowniku; z kolei krótki reportaż „To jest właśnie Turcja” funkcjonuje w „Merhabie” jako ciekawostka ze słownika (to trochę nieuczciwy zabieg, bo czytelnicy „Zabójcy z miasta moreli” nie znajdą w „Merhabie” zbyt wielu nowych treści. Jednak zupełnie nowi będą w pełni ukontentowani). Brakuje też bardzo krótkiego wstępu z „Zabójcy z miasta moreli”, który rewelacyjnie oddaje faktyczne i symboliczne rozerwanie Turcji między kontynentami. Tureckie stanie w rozkroku: jedną nogą w Europie, drugą – w Azji. Tureckie łączenie islamskiego konserwatyzmu z zachodnim liberalizmem. I co z tego mariażu – a może mezaliansu? – wynika. Sami Turcy, chociaż wielu z nich oburza się na próby zeuropeizowania, spoglądają na Europę chętnie i są skłonni wiele zaakceptować.

Mówi się, że do dobrych historii reporterskich trzeba mieć szczęście – a Szabłowski niewątpliwie je ma. Trafia na odpowiednich ludzi w odpowiednim czasie, dociera do rozmówcy i potrafi wydobyć z niego opowieść. W żadnym przypadku nie jest to opowieść byle jaka, naciągnięta czy niepotrzebna. Słowa dobiera Szabłowski precyzyjnie, tak, żeby czytelnik nie odczuwał nadmiaru, ale jednocześnie miał poczucie obcowania z pełnią. Chociaż z tą pełnią bywa różnie. I tu pojawia się zgrzyt.

Książka, pomimo zachwytu, jaki wzbudza na samym początku, z biegiem stron popada w niedopowiedzenia, skrótowość, jakby Szabłowski chwytał temat i go oddawał, ale jednocześnie wykreślał co najmniej połowę zgromadzonego materiału. Obecność „osobistego słownika turecko-polskiego” nieco tę sytuację łagodzi – jest bardziej osobiście, autor wspomina dużo o swoich pierwszych pobytach w Turcji, książka staje się osobista, głębsza, bo jeszcze bardziej filtrowana przez osobiste wspomnienia – jednak nie do końca. Pozostaje ogromny niedosyt. Są takie reportaże, które chciałoby się czytać dalej, a Szabłowski kończy i stawia kropkę.

Sama Turcja w oczach Szabłowskiego jest przede wszystkim krajem kontrastów – z jednej strony kobieta jest świętością, ale z drugiej – nic nie stoi na przeszkodzie, aby ją uprzedmiotowić czy nawet zabić. Z jednej strony są honor, odpowiedzialność i gościnność, z drugiej: współczesne targi niewolników, dyskryminacja mniejszości kurdyjskiej (która w każdej chwili, pomimo złagodzenia polityki tureckiego rządu wobec niej, jest w stanie chwycić za broń). Islam, ortodoksyjna wiara, a gdzie indziej pogoń za Unią Europejską, transseksualiści, geje. Tureckie gwiezdne wojny i niechęć do Orhana Pamuka.

Do mniej zachęcających elementów Turcji zalicza też Szabłowski panującego prezydenta Erdogana. Islamizacja kraju, niechęć wobec Europy i igranie z nią, umacnianie władzy czy rozprawienie się z opozycją w 2016 roku. Setki więźniów politycznych, anonimowe mogiły – przypominają się najczarniejsze lata dowolnej twardej dyktatury. A i tak wielu Turków traktuje Erdogana jak dobrego ojca albo starego znajomego z podwórka. Cóż, można nie rozumieć obyczajów, można tworzyć teorie o tym, że Wschód to ojczyzna wszelkich satrapii, a społeczeństwo lubi czuć nad sobą bat czy silną rękę, ale warto mieć z tyłu głowy cierpienie niewinnych ludzi i ugniatanie/urabianie nie tylko mniejszości, lecz także zwykłych obywateli.

Turcja jawi się zatem – w reportażach Szabłowskiego – jako kraj niebezpieczny, pomimo swoich barw i akceptowalnej dla Europejczyka egzotyki. Ale, mówi Szabłowski, Turcja to przede wszystkim kraj złożony, a rozkrok między Europą a Azją jest tam czymś normalnym. I czymś, z czym Turcja prawdopodobnie nigdy do końca sobie nie poradzi. Chyba faktycznie lepiej, żeby nigdy nie opowiadała się po jednej ze stron, a godziła wielobarwność. Prawdopodobnie tylko to pozwoli jej zachować spoistość w wielości.

„Merhaba” to w języku tureckim „cześć”. I tak można najkrócej określić książkę Szabłowskiego: jako pisany z szacunkiem, ale jednocześnie pasją i zainteresowaniem, reportaż o Turcji. Pomimo pewnych niedociągnięć i niedopowiedzeń nie ma mowy o nudzie, bo Turcja potrafi swoją odmiennością oczarować europejskiego czytelnika, a Witold Szabłowski potrafi uczynić ją jeszcze ciekawszą.


Autor: Witold Szabłowski
Tytuł: Merhaba. Reportaże z tomu Zabójca z miasta moreli i osobisty słownik turecko-polski
Wydawca: WAB, 2018
Liczba stron: 255

Ocena recenzenta: 5/6

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 947
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: