Dodany: 16.07.2018 23:14|Autor: sapere

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Biały latawiec
Matuszkiewicz Ewelina

1 osoba poleca ten tekst.

W oczekiwaniu burzy


Moda na małe miasteczka w literaturze trwa, dosięgła także „Białego latawca” (notabene tytuł nie do końca zrozumiały, w niewielkim stopniu odwołujący się do fabuły) autorstwa Eweliny Matuszkiewicz – jak głosi okładka (Wydawnictwo Skarabeusz, 2017), radomianki z urodzenia, kozieniczanki ze wskazania serca. Jednakże w tej powieści wybór miejsca akcji ma uzasadnienie. Kozienice bowiem to miasto na tyle duże, żeby nie wszyscy znali się choćby z widzenia i pozostawali ze sobą w zażyłych relacjach, i na tyle małe, żeby historia lokalnego bohatera i ujawnione rewelacje wstrząsnęły nim w posadach, a nawet doprowadziły do zerwania niejednej przyjaźni.

Miejscowe realia pojawiają się tu skrótowo. Poznajemy piękne założenie parkowo-pałacowe, zalew z tłumami plażowiczów, lodziarnie i cukiernie w starym centrum, odnowiony budynek domu kultury oraz wyimkowo wspomnianą elektrownię, która – zdaje się – potęgę tego miasta buduje. Wszystkie te szczegóły mogłyby jednak pojawić się w każdym innym, dość sennym, ale z aspiracjami, miasteczku w Polsce.

Albowiem jest to Polska w miniaturze. Obraz Polski podzielonej. Polski rozbitej pomiędzy uwielbieniem a potępieniem. Polski żołnierzy wyklętych i tych, którzy szli na układy z nową władzą. Polski przyjezdnej i osiadłej. Polski swojej i obcej. Prawda, że to znamy?

Moglibyśmy spodziewać się czegoś innego… Oto w domu odziedziczonym po dziadku zamieszkuje główna bohaterka, Maja, i zaczyna wprowadzać w nim nowe porządki. W sensie dosłownym. Przy okazji szuka skarbu, rzekomo schowanego gdzieś przez staruszka. Razem z nią, choć wbrew niej, szukają też inni, zwabieni nie tylko wizją pozyskania dużego majątku. Niektórym chodzi o coś zupełnie innego. Szukają, aby nie znalazł ktoś inny…

W jaki sposób i w jakich okolicznościach dojdzie do wybuchu? Akcja bowiem, jak w klasycznym dramacie, wywołuje prawdziwe napięcie… Zmierza od atrakcyjnego zawiązania do nie mniej interesującej kulminacji oraz – dość niemrawo niestety wprowadzonego – zakończenia/rozwiązania. I jak w klasycznym dramacie, na końcu okazuje się, kto jest kim.

Oczywiście, jak to w Polsce (choć może gdzie indziej jest podobnie, nie wiem), historia odzywa się czkawką. Uwikłani w nią bohaterowie ujawniają niewygodne dla wielu fakty z czasów II wojny światowej i z okresu powojennego. Inni próbują temu przeszkodzić, bo po co rozgrzebywać śmietnik. Dziennikarz z miejscowego radia chce po reportersku oddać głos obu stronom, jednakże wtedy wylewają się pomyje. Wygrywa ten, kto ma mocne oparcie w rodzinie, w przyjaciołach albo w swoich własnych belferskich przekonaniach. Niestety, odnosi się wrażenie, że autorka staje po jednej stronie barykady i swojej tezie podporządkowuje akcję. Nawet sylwetki postaci kroi na miarę: tutaj stoją ksiądz-kolaborant, tchórzliwy gej, rodzina z szemraną przeszłością, mięsożerna hipokrytka; tam zaś odważny dziennikarz, odważny policjant, odważny nauczyciel rysunku, odważny gej.

Tak, parada bohaterów jest doprawdy imponująca. To ludzie z sąsiedztwa, zmagający się z codziennością, z problemami, otoczeni lub nie życzliwymi duszami, szukający spełnienia w miłości lub w samotności. Ciekawi. I co ważne – mówiący zwykłym językiem, choć zróżnicowanym. Oni nie przemawiają, nie wygłaszają drętwych monologów. Widać, że autorka ma słuch. To się po prostu dobrze czyta.

Przy okazji i chyba niechcący Ewelina Matuszkiewicz pokazuje, co wyrosło z pokolenia X – pokolenia, które wchodziło w dorosłość w końcówce lat 90. I naprawdę nie ma się czego wstydzić. Pamiętacie Chrisa Stevensa z „Przystanku Alaska”? No więc tutaj znajdziecie jego odpowiednik, choć słabiej zarysowany (autorka nie pisze wszakże serialu). To być może ostatnie roczniki, które pamiętają wieczorynki, bawiły się całymi dniami na podwórku i wiedzą, co to przyjaźń od piaskownicy. Nie chcę popadać w tanią nostalgię, lecz ta powieść przypomniała mi raj dzieciństwa. W takim świecie odnajduje się główna bohaterka. Wsparcie otrzymuje od przyjaciół z dzieciństwa, bo – jak się okazuje – te późniejsze znajomości były w jej życiu mniej wartościowe. Wprawdzie zakochuje się (a jakże, jest wątek miłosny) w kimś innym, niż można by przypuszczać, ale tak też jest dobrze.

„Biały latawiec” wygrywa bezpretensjonalnością, prawdziwym zrozumieniem dla ludzkich słabości, lecz także trafnym nazywaniem dobra i zła. Może mało tu Kozienic, jednak jest pewien małomiasteczkowy klimat. I wcale nie w pejoratywnym tego słowa znaczeniu. Bardzo lubię takie niespiesznie się dziejące opowieści.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 815
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: