Dodany: 23.08.2010 09:23|Autor: Farary

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Auteczko: Ballada
Hrabal Bohumil

1 osoba poleca ten tekst.

Zirytował mnie pan tym razem, panie Bohumilu


Uwaga: recenzja zawiera nieomal streszczenie utworu!


Początkowo to miała być lekko drwiąca recenzja książki, która do arcydzieł, moim zdaniem, nie należy. Jednak im więcej pisałem, tym bardziej uświadamiałem sobie, w jak dramatycznym położeniu znajduje się bohater (a może i autor) tej opowieści. Szyderstwo ustępowało zrozumieniu i współczuciu. Przejrzałem jeszcze raz to, co już przelałem na ekran LCD, i przeredagowałem cały tekst. Nie można się tak pastwić nad nieszczęśliwym człowiekiem, choćby to był bohater fikcyjny. Dlatego ta recenzja może chwilami wydawać się niejednorodna. Choć pozostały w niej gdzieniegdzie drobne włókna kpiny, moją ostateczną intencją nie było na pewno naśmiewanie się z kogokolwiek.

Książkę rozpoczyna wywiad z Autorem, skrzący się od błyskotliwych wypowiedzi pana Hrabala, które jednak, choć ładne, zgrabne i poetyckie, nie wydawały mi się szczere. Choćby taka:

„Obecnie moja żona cieszy się z tego, że ją zapisałem w Sokolnikach na gimnastykę jazzową. Chciałem jeszcze, żeby się cieszyła, kiedy ją zapisze do kościelnego chóru, na kursy gotowania i angielskiego, ale ona nie chce mieć tyle radości na raz. Cieszy się bardzo, kiedy na mnie patrzy i widzi jak kombinuję, co powiedzieć, żebym wieczorem mógł się ulotnić. Najbardziej jednak cieszy się, kiedy mi w lokalu przyniosą byle jakie piwo, bez piany”[1].

No cóż, bardzo sympatyczna poza, przypomniały mi się moje ulubione „Postrzyżyny” (z ilustracjami - o ile mnie pamięć nie myli - Bohdana Butenki). Czyli wywiad, myślałem dalej, wcale nie jest wywiadem, tylko preludium dzieła. Poniekąd miałem rację.

Im bardziej zagłębiałem się w lekturę, tym bardziej Hrabal zaczynał mnie nużyć. Wyznania czeskiego sentymentalisty (istny Werter!) stawały się coraz bardziej drażniące:

„Blady i zapłakany, wszedłem do domu, a potem stałem i długo trzymałem za klamkę kuchennych drzwi, nim ją nacisnąłem. Wybiegły kocury i te dwie kotki, które mnie kochały, a kiedy je pogłaskałem i przyprowadziłem do kosza, pierwsza wślizgnęła się do niego Szwarcawa i przyjęła te cztery kocięta jako swoje”[2].

Koty jako przyczyna wzruszeń i nieszczęść bezradnego bohatera. Tu chyba szanowny autor żartuje sobie ze mnie. Potężny chłop, który niejedno w życiu widział, będzie się rozczulał nad kociętami? Ale i to mało, ten potężny chłop (tu kolejne podobieństwo do płaczliwego bohatera dawnych powieści) jest zupełnie bezradny wobec otaczającej go rzeczywistości. Cierpi, że świat wokół jest niesprawiedliwy, cierpi, bo musi zabijać kotki, ale nie pomyśli, jak inaczej zaradzić temu problemowi, bezradny jak dziecko. O sterylizacji w Kersku jeszcze nie słyszeli? Wybiera najbardziej prymitywną i brutalną metodę, uśmierca kocięta, roztrzaskując je zamknięte w worku o pień drzewa. Uśmierca i cierpi.

Przyznam, że te drastyczne sceny nieco rozbudziły moją uśpioną kocim mizdrzeniem się czytelniczą uwagę. Coraz bardziej niepokoić mnie zaczęła psychika głównego bohatera. Kolejne strony przyniosły następne kocie egzekucje, przeplatane wyznaniami szczerej miłości bohatera do poszczególnych kotów i kociego plemienia w ogóle. Epatowanie okrucieństwem też może nużyć, a naiwna bezradność postępowania bohatera doprowadzała mnie do szewskiej pasji. Rzuciłem bezsensowną książkę w kąt.

Ale „Auteczko” nie dawało mi spokoju. Czy to możliwe, że tak dobry autor stworzył tak marną książkę? Trzeba spróbować jeszcze raz, poszukać w niej przesłania. Spróbowałem. Na pierwszy plan wysunęły się stany psychiczne bohatera. Niczym Zygmunt Freud wychwytywałem kolejne wyznania, szczególnie łasy (rzecz oczywista) na te wywodzące się z dzieciństwa:

„Zdarzyło się, że przejeżdżający na rowerze obcy mężczyzna, kiedy na niego spojrzałem, złaził z roweru i dawał mi po gębie, a potem jeszcze spluwał i z poczuciem sprawiedliwości znów wsiadał na rower, i jechał dalej. A ja w drodze do albo ze szkoły, trzymałem się za twarz i wstydziłem, że czymś zawiniłem, czymś tak strasznym, że obcy faceci mogli wyczytać z mojej bezczelnej twarzy jakieś przestępstwo i ukarać mnie”[3].

Bohater, posadzony przeze mnie na kozetce, zaczynał coraz bardziej intrygować. Powróciłem do wywiadu z pierwszych stron książki, który nie zabrzmiał w moich uszach tym razem tak beztrosko:

„Z czego bierze się u pana tak życzliwe spojrzenie na ludzi, na świat?
B.H.: Z tchórzostwa. Jak ktoś jest mądrzejszy niż ja, grzecznie wypytuję go o to czego nie wiem. Kiedy ktoś jest silniejszy niż ja, żeby mi nie dał po gębie, chwalę jego fizyczną sprawność i staję się jego przyjacielem. A kiedy ktoś jest ładniejszy niż ja, takich ludzi jest na szczęście mało w Europie środkowej, oświadczam mu, że jest wprawdzie najładniejszym człowiekiem w naszym kraju, ale że zaraz za nim jestem ja”[4].

Niskie poczucie wartości połączone z maskującą ten stan nieprzeciętną butą – pomyślałem po cichu, ale na głos nic nie powiedziałem. Dalej były myśli samobójcze, wizyty zamordowanych kotów przed świtem, wszechogarniające wyrzuty sumienia… To jedyna książka Hrabala (z tych, które znam), tak przytłaczająca i przesiąknięta poczuciem beznadziei. Nad człowiekiem wisi los, nie mamy na to wpływu – sugeruje w innym miejscu bohater. Choć wypadek samochodowy miał w magiczno-mistyczny sposób oczyścić jego sumienie, w epilogu powraca poczucie winy i znów obezwładniająca bezradność. Piękna łabędzica uwięziona w lodzie, której bohater chce pomóc, a ona kąsa go po rękach, jest obrazem niczym z najpiękniejszej baśni Andersena. To piękno, które chciałby ocalić, ale bezradność znów go przytłacza. W planie realistycznym każdy choć trochę rozsądny człowiek zadzwoniłby po straż pożarną. Ale nie o realizm tu chodzi. Bohater wraca do domu i przez noc rozpamiętuje obraz łabędzia skutego lodem. Gdy rankiem rusza z drabiną na ratunek, jest już za późno. Tak się musiało stać, utajony wyrzut powrócił.

To nie koty są w tej książce najważniejsze, lecz człowiek. Słaby i zagubiony człowiek, który kocha i zabija to, co kocha. Żyje w wiecznym lęku, z ciągłym wyrzutem sumienia. Bezsensownie rani i sam jest nieszczęśliwy. Brak mu nadziei.

Panie Bohumilu! Nie chcę więcej takich książek, proszę mi obiecać, że nie napisze pan już ani jednej w tym tonie. Nie podobała mi się. Nie chodzi o styl, rozpoznawalny od pierwszego momentu, styl jest wyśmienity. Tylko dlaczego tak pan udręcza swojego bohatera, samego siebie (bo to podobno książka autobiograficzna, w co nie wierzę i wierzyć nie chcę, choć świadczą o tym liczne zdjęcia pańskie w towarzystwie kotów, przeplatające narrację). Pewnie gdyby taką książkę napisał nie pan, ale ktoś inny, jakiś Baudelaire lub Byron, nie miałbym mu tego tak za złe, jak mam panu. Niech pan już tak nie pisze. Wiem, wiem, nie napisze pan już niczego, ani smutnej, ani wesołej książki. Zresztą, wie pan dobrze, że tak naprawdę nie o samą książkę mi chodzi. Pamiętam ten dzień, kiedy wraz ze stadem gołębi odleciał pan z tego świata przez okno szpitala ortopedycznego na Bulovce. Czy to miał być ostatni, niedopisany-nieopisywalny rozdział powieści, którą właśnie przeczytałem? Powiem panu, co o tym myślę, zirytował mnie pan. Gdyby pan żył, znając pański charakter, przypuszczam, że być może obiecałby mi pan przerobić zakończenie, przyznałby mi rację… Ale cóż z tego, człowieka w ten sposób się nie zmieni, więc nadal uśmiechałby się pan do mnie dobrotliwie, a złowrogie fatum wciąż wisiałoby nad pańską głową.

PS: Czytam jeszcze raz, to co napisałem powyżej i zastanawiam się, czy mimo wszystko nie popełniam nadużycia próbując mieszać autora z wymyśloną przezeń postacią? Być może tak, może nie. Oddam więc w tej sprawie głos jeszcze raz samemu Hrabalowi:

„Piszę zawsze o tym, co godnego uwagi przydarzyło się mnie, o tym, co godnego pozazdroszczenia przydarzyło się innym. Zatem punkt wyjścia jest zawsze autentyczny, na początku zawsze jest zdarzenie, przeżycie. Ale ta tkwiąca w człowieku skłonność do figli nie daje mi spokoju, więc posługując się wyobraźnią, porządkuję bieg rzeczy inaczej. I tak jak soki zmieniają się w wino, a brzeczka w piwo, ja dosypuję do autentyczności drożdży uściślającej fantazji”[5].



---
[1] Bohumil Hrabal, „Auteczko”, tłum. Jakub Pacześniak, wyd. Znak, Kraków 2009, s. 11.
[2] Op. cit., s. 42.
[3] Op. cit., s. 95.
[4] Op. cit., s. 12.
[5] Op. cit., s. 5.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 7040
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 4
Użytkownik: adas 24.08.2010 14:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Uwaga: recenzja zawiera n... | Farary
Świetny tekst, z którym się absolutnie nie zgadzam. To dobra książka, mi się "Auteczko" bardzo podobało. Poza tym nieszczęsnym wywiadem, który jest sztuczny i nawet jeśli prawdziwy, to wygląda na nieprawdziwy. Naburmuszony.

Choć nie, zgadzam się że jest to książka o samotności. Chyba nawet Hrabala. Chyba tym razem nie robi sobie żartów z siebie, jak się np w niektórych Listach do Kwiecieński trafia. Jak na siebie pisze całkowicie szczerze, bez ubarwiania i... piwa. I bardziej cynicznie niż ironicznie. Mi to pasuje.

Choć muszę zrobić zastrzeżenie okrutne. Te jako bardziej osobiste, jeszcze bardziej autobiograficzne, rzeczy tylko właśnie liznąłem.
Użytkownik: zochuna 25.08.2010 21:25 napisał(a):
Odpowiedź na: Uwaga: recenzja zawiera n... | Farary
Wzruszyłam się. Twoją recenzją się wzruszyłam. Auteczka nie mogę czytać (choć co jakiś czas podejmuję próbę), bo jeszcze nie wypracowałam dystansu do kotów, do bohatera, do bólu istnienia. Ale widzę, że warto...
Użytkownik: 0liwkab 29.12.2011 22:43 napisał(a):
Odpowiedź na: Uwaga: recenzja zawiera n... | Farary
Kurczę, świetny tekst!
Jak mówią w telewizji: pod wrażeniem jestem!
Dostrzegam kilka interpunkcyjnych braków, ale właściwie to żaden zarzut. W mojej ostatniej recenzji też jest ten problem, a nijak nie da się poprawić. Trudno.
Recenzja może nie jest typowa, ale działa. To najważniejsze, prawda? :))
Użytkownik: Farary 30.12.2011 10:41 napisał(a):
Odpowiedź na: Kurczę, świetny tekst! ... | 0liwkab
Dzięki za miłe słowa:)
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: