Dodany: 06.07.2018 00:04|Autor: Alos

Mercer kontra Przyjazny Buster


"Blade Runnera" poznałem, tak jak pewnie większość ludzi, za pośrednictwem genialnego filmu w reżyserii Ridleya Scotta, z Harrisonem Fordem w roli głównej. Właśnie przez pryzmat tego obrazu i jego kilku wersji zmieniających interpretację podchodziłem do książki; i właśnie ta mnogość wersji skłoniła mnie do sprawdzenia, jak to było w oryginale.

Akcja rozgrywa się w niedalekiej przyszłości; kolonizacja planet stała się faktem, a androidy w coraz to nowszych i bardziej perfekcyjnych formach są normą – ale tylko w koloniach. Niedawno na Ziemi wybuchła wojna, która najprawdopodobniej była tą ostatnią. W jej następstwie nasza planeta została skażona, a mieszkańcy w dużej części wyemigrowali na inne. Sporą grupę społeczną stanowią osoby, na które opad radioaktywny miał niszczycielski wpływ, wywołując psychiczne i fizyczne mutacje oraz degeneracje. Zdrowi mieszkańcy kuszeni są wizją bezpiecznego życia w koloniach oraz androidami pełniącymi rolę służących. Na Ziemi natomiast obecność tego typu robotów jest zakazana, a każda jednostka – ścigana. Rick Deckard, łowca androidów w San Francisco, właśnie dostał zlecenie na sześciu osobników najnowszego typu.

Książka nie ma większych wad, przeszkadzały mi właściwie tylko dwie rzeczy. Przede wszystkim rozmiar. "Łowca androidów" jest króciutki, ma niecałe trzysta stron, co boli o tyle, że wiele ciekawych wątków można by było trochę rozwinąć. Po drugie, sceny walki. Rozumiem, że to nie powieść akcji, ale jednak walka człowieka z zaawansowanym, inteligentnym androidem to nie byle co i szczegółowe podejście do tematu bardzo by się przydało.

Wydarzenia – rozgrywające się w ciągu jednego dnia – śledzimy z perspektywy dwóch osób. Głównego bohatera, którym jest oczywiście Rick Deckard; jego śledztwo w sprawie zbiegłych androidów stanowi oś historii. Oraz J.R. Isidore'a – specjala, czyli człowieka, na którego umiejętności umysłowe wpłynął opad radioaktywny, a co za tym idzie, nie ma on możliwości ucieczki z Ziemi. To jego oczami widzimy realia zniszczonego świata, niuanse religijne czy popkulturowe.

W opowieści o polowaniu na zbiegów Philip K. Dick przemyca trzy główne wątki postnuklearnej historii. Jednym z nich jest religia, która w obliczu niemalże klęski ludzkości i śmierci ojczystej planety stała się międzyplanetarnym remedium na agresję i znieczulicę. Drugim – stosunek ludzi z różnych kast do robotów i androidów. Zarówno przez pryzmat posiadania zwierząt, jak i kontaktów międzyludzkich, seksualnych czy w związku z alienacją społeczną. Ostatni wątek stanowi kwestia tożsamości w świecie, w którym androidy i fałszywe wspomnienia im wszczepiane nie są niczym dziwnym. W ostatecznej wersji filmu był on dość istotny i to jedna z większych różnic między oboma dziełami.

Chociaż "Blade Runner" jest świetną powieścią poruszającą wiele ciekawych kwestii, trudno mi zaprzeczyć, że się trochę rozczarowałem. Wpływ na to miał niewątpliwie film, którego nacisk na kwestię tożsamości jest zdecydowanie większy niż tutaj. Sama długość też działa na minus, bo potencjał był spory, a skrótowe potraktowanie niektórych elementów podcina całości skrzydła. Mimo wszystko nie pozostaje mi nic innego, jak gorąco polecić tę książkę.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 733
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: