Dodany: 04.06.2018 17:18|Autor: RenKa76

Nie na glinianych nogach


Kryminałem Polska stoi. Takie przynajmniej można odnieść wrażenie, kiedy patrzy się na półki w pierwszej z brzegu księgarni. Kryminałów pisze się u nas tak dużo, jakbyśmy chcieli w tym dogonić, a może i przegonić Szwecję. Męskie, kobiece, z wątkiem romansowym i bez niego, na serio i z przymrużeniem oka, słowem – dla każdego czytelnika coś się znajdzie. Ja upodobałam sobie historyczne. Zaczęło się – jakżeby inaczej – od Marka Krajewskiego, a zacząć się od niego musiało, bom ja prawie spod Wrocławia. Potem zaś odkryłam Marcina Wrońskiego i jego cykl o Zygmuncie Maciejewskim. Krajewski i Wroński, Mock i Maciejewski, zachód i wschód naszego kryminału retro. Wykwintny, inteligencki Wrocław i będący jego antytezą pszenno-buraczany Lublin. I dwóch policjantów, tak różnych, a przecież podobnych…

Cały cykl mający za bohatera Zygę Maciejewskiego liczy sobie dziewięć tomów. „Gliny z innej gliny” to tom dziesiąty – pożegnanie autora z postacią, która przyniosła mu sławę i popularność. Różniący się od poprzednich, bo stanowią go opowiadania, na dodatek trzy z nich napisali Robert Ostaszewski, inny z tuzów polskiego kryminału – Ryszard Ćwirlej oraz Andrzej Pilipiuk, ojciec sławnego już Wędrowycza Destylatora. Nie jest chyba trudno się domyślić, co łączy wszystkie te teksty. Ano Zyga Maciejewski oraz jedyny jego potomek, syn Olo, niedoszły ubek, za to jak najbardziej „doszły” oficer Milicji Obywatelskiej. Podoba mi się uszeregowanie tych opowiadań – pierwsze zaczyna się jesienią 1926 roku, ostatnie – zimą roku 1982. Mamy więc przekrój przez prawie cały wiek i ładny kawałek polskiej historii, od odzyskania niepodległości, przez pierwsze dni drugiej wojny światowej, aż po sam środek stanu wojennego. Zbrodnie, jak to zbrodnie, też są różnorakie; wyjątkowo bezczelne, głupie albo sprytne kradzieże, morderstwo w afekcie, a nawet szatan i wiejskie czary. Czyli – dla każdego coś miłego. Na dodatek utwory samego Wrońskiego przeplatane są historiami autorstwa jego kolegów po piórze, co stanowi miłe urozmaicenie, bo chociaż bohater ten sam, to i styl pisania, i miejsca, i podejście do tematu – inne (znacznie lepiej będą się bawili ci, którzy znają i czytają Pilipiuka czy Ćwirleja, piszę to jako wierna czytelniczka obu panów).

Zawsze powtarzam, że opowiadania stanowią wyższy poziom pisarstwa. A te są po prostu świetne. Garściami czerpią z uniwersum Zygi: znawcy tematu od razu rozpoznają nawyk wkładania wypalonej zapałki do pudełka, złote loczki Róży Marczyńskiej, notes i ogryzek ołówka Fałniewicza, brylantynę na włosach Zielnego, a nawet pognieciony garnitur i złamany nos byłego boksera Zygi. Dla stałych czytelników, starych wyjadaczy, co niejeden tom czytali, będą to miłe ich sercu szczegóły, nowi mogą czerpać frajdę z odkrywania świata jak ze starej pocztówki. A do tego ten styl, język, jakim dzisiaj mało kto mówi. Te zdania, które skrzą się od niewymuszonego dowcipu. Jak choćby takie, samego Wrońskiego: „Mógłby to przysiąc na kodeks karny z komentarzem, Biblię, Torę, nawet na Sienkiewicza. Nie był bibliotekarzem i między grubymi książkami w twardej oprawie nie widział większej różnicy”[1]. Albo takie, tym razem Pilipiuka: „Ale że glina to niemal ustawowo szczególnie mądry być nie może. Tam nie biorą takich, którzy umieją myśleć”[2]. Jest w tych opowiadaniach kryminalna zagadka, jest kawał porządnie udokumentowanej historii, jest prawda czasu i jest w końcu tęsknota za światem i ludźmi, którzy już nie wrócą. A szkoda, bo przed wojną to byli ludzie z innej gliny. Gliny też.

Nie ma się co smucić, że „Gliny” są zapowiadane jako ostatni tom. W końcu poprzednich jest sporo. Znawcy tematu i wielbiciele Zygi (razem z jego nosem i zapałkami) mają co czytać, przecież do każdej książki można kiedyś wrócić. A ci, którzy Maciejewskiego jeszcze nie znają, mogą od tego zbioru opowiadań zacząć. Jest tu wszystko, co w pozostałych tomach, ale niejako w pigułce. Nie spodoba się – trudno. Spodoba – hej, dziewięć tomów do nadrobienia, sama radość!

Czytajcie „Gliny z innej gliny” Wrońskiego, to kawałek porządnego kryminału. A może to będzie początek pięknej przyjaźni?


---
[1] Marcin Wroński, „Gliny z innej gliny”, wyd. WAB, 2018, str. 130.
[2] Tamże, str. 147.

[Recenzję opublikowałam również na swoim blogu oraz innych portalach]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1695
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: