Dodany: 13.08.2010 20:10|Autor: zsiaduemleko

O tym, jak niełatwo być Szerlokiem


Ambicją tej książki jest opisać wydarzenie sprzed półtora wieku tak, abyśmy dzisiaj czytali o nim z przejęciem. "Podejrzenia pana Whichera" podobno rozpoczynają nową serię wydawnictwa WAB, zatytułowaną "Zbrodnie prawdziwe". Co z tego wyjdzie, nie wiem, ale po pozytywnych recenzjach postanowiłem dać szansę debiutantce Kate Summerscale i przekonać się, co też ona tam takiego wysmażyła, bo nazwisko ma fajne. Piszę "debiutantce", choć coś tam podobno wcześniej napisała, ale nie ukazało się to w polskim przekładzie, więc mogę udawać niedoinformowanego i tak sobie ją nazywać, niech mnie wytarga za ucho, jeśli jej to nie odpowiada.

Summerscale postanowiła uderzyć w całkiem wstrząsającą zbrodnię, bo brutalne morderstwo trzyletniego chłopca. Nic nie szokuje tak, jak ofiara w postaci małego brzdąca, który poza wrodzoną upierdliwością wieku dziecięcego nikomu krzywdy nie zrobił. Pod względem doboru tematu autorka najwyraźniej wiedziała, co robi, choć na pewno miała w czym wybierać. Zbrodnia ta, jeśli wierzyć sprawozdaniom, w 1860 roku rozpaliła społeczeństwo najpierw okoliczne, aby rozprzestrzenić się z czasem i brakiem satysfakcjonującego rozwiązania na cały kraj. W mediach aż huczało od domysłów, opinii, hipotez i wersji wydarzeń z feralnej nocy. Cały kraj ogarnęła szajba i "gorączka detektywistyczna". Właśnie o przebiegu tej gorączki oraz śledztwa traktuje ta powieść. Czy i czytelnikowi udziela się ożywienie?

Nie jest to kryminał wciągający tempem, ładunkiem akcji czy wykwintną teorią spisku sięgającą prezydenta Stanów Zjednoczonych i brytyjskiej królowej. Przygotuj się raczej na pełną dbałości relację, wypełnioną fragmentami artykułów z gazet i czasopism, zapisem dialogów i przebiegu przesłuchań świadków morderstwa, opisem nastroju społeczeństwa, zaniepokojonego oraz domagającego się sprawiedliwości. Nastaw się na poznawanie genezy funkcji detektywa, tajników jego pracy i metod śledztwa. Szykuj się na sporo odnośników do literatury kryminalnej, na gęste cytaty i interpretacje zbrodni w wykonaniu znanych osobistości (Charles Dickens przede wszystkim). Na trochę map i schematów, na kilkanaście zdjęć bohaterów dramatu, a wszystko to po to, by jak najbardziej wchłonąć czytelnika. To w jakimś stopniu działa, bo nawet ja, w wolnej chwili, z ciekawości wyszukałem miejsce zbrodni w Google Maps. Interesujące to doświadczenie, obejrzeć Road Hill House choćby wirtualnie z lotu ptaka. Summerscale przez całą powieść stara się poskładać zeznania i relacje w zwartą całość, a że te często się mocno rozmijają, nie pokrywają, autorka w momentach takich dysonansów próbuje odnaleźć sensowny kompromis i ustalić ciąg przyczynowo-skutkowy, który zadowoli obie strony. Wszystko to prowadzi z niewielkimi przestojami do finału sprawy, przyznam, że w pewnym sensie i założeniach przewidywalnego, ale hej, witamy w rzeczywistości, bez kosmitów i stojących za wszystkim masonów.

No dobra, ale kim jest cały ten pan Whicher? Żadna to tajemnica, że jest on głównym śledczym w tej sprawie, przydzielonym prosto z Londynu do rozwiązania tej szokującej zbrodni (poprawnie powinno być "był on", ale my tutaj nie jesteśmy od poprawności). Jeśli ktoś spodziewa się drugiego Sherlocka Holmesa, to niech się spodziewa nadal, ale nie ma potem do mnie pretensji, że nie ostrzegałem. Bo Whicher brutalnie zderza się z mroczną aurą domostwa, brakiem dowodów, punktu zaczepienia i koncepcji. Zdaje się na instynkt, w chwilach desperacji stara się dopasować dowody do hipotezy, a nie na odwrót. Doprowadza, nie do końca świadomie, do upadku sfery prywatnej i rodzinnej domu przy Road Hill, rzucając ją na pożarcie publiczności, opinii społecznej, która z czasem rozszarpie ją na pojedyncze, wstydliwe kawałki. A tego z powrotem w całość już nic nie złoży. Daleko mu do tego błyskotliwego dżentelmena stworzonego przez Doyle’a i jest raczej rzetelnym, nudnym oraz sumiennie wykonującym swoją pracę detektywem. Czy rozczarowującym czytelnika? Nie, o ile ten jest świadomy tego, co czyta.

Nie jest to jakoś szczególnie frapująca lektura, ale przy założeniu, że czytamy obszerny artykuł z czasopisma, traktujący o faktycznym wydarzeniu lokalnym, które następnie wstrząsnęło na długie lata całym krajem – przy takim właśnie założeniu – bywa intrygująco. Warto sprawdzić, by się przekonać, czy i tym razem stereotypowo to ogrodnik okaże się mordercą.



[recenzję wcześniej zamieściłem na blogu]

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1964
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: norge 15.08.2010 13:16 napisał(a):
Odpowiedź na: Ambicją tej książki jest ... | zsiaduemleko
Bardzo dobra recenzja. Miałam niemal takie same wrażenia po przeczytaniu tej książki.

Autorka włożyła w nią ogrom wręcz mrówczej pracy, wystarczy spojrzeć na kilka stron bibliografii. Dużą zaletą jest też wiktoriański klimat, dokładnie tak, jak napisane jest na okładce "przenosi czytelnika w zapachy, smaki i atmosferę tamtej epoki". Niemniej jednak wydaje mi się, że gdyby Kate Summerscale spróbowała stworzyć z tego materiału powieść (a nie paradokument, jak zrobiła), to wyszłoby coś o wiele ciekawszego, bardziej fascynującego, coś co mogłoby stać się przebojem czytelniczym na miarę Szkarłatny płatek i biały (Faber Michel) :-)
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: