Dodany: 08.08.2010 14:12|Autor: adas

Czytatnik: nauka czytania

2 osoby polecają ten tekst.

Proza Iberoamerykańska - prośba/zapytanie/polecanka (Azuela wnuk w tle)


Dopiero co nawoływałem do ślęczenia nad Spisem serii w poszukiwaniu Cabrery Infante, a dziś o pomoc się zwracam. Bo jednak nie tylko wirtualnym po Spisie palcem przejechałem i nazwisk kilka nieznanych ponownie mi się w oczy rzuciło. Co czytać, a czego pod żadnym pozorem ruszać już dziś nie warto, się nie powinno? Może ktoś pomóc?

Książki z Serii dość często w antykwariatach znaleźć można, w cenie od kilku (pisarze niepamiętni) do maks nastu złotych (pisarze nadal uznani), takoż w bibliotekach nawet co mniejszych z reguły coś się trafi. Ja je nawet często kartkuję, jednak bardzo rzadko się decyduję, że tak głupio zrymuję. Jeśli ktoś czytał coś ciekawego, co nie Llosa/Marquez/Fuentes/Sabato (etcetera etcetera) napisał, to może łaskawie mnie poratuje?

Ja ze swej strony polecam "Porwanie generała" Demotrio Aguilery Malty. Tradycyjny splot dyktatury, demokracji i dekoracji zostaje tu przedstawiony w odświeżający, groteskowy nieledwie komiksowy sposób. Słowami ciężko oddać wariactwo tej książki. Bardzo sprawnym pisarzem był Miguel Otero Silva, choć jego bardzo wyraźne (i równie naiwne) zafascynowanie lewicowością (ocierającą się o komunizm) potrafi irytować. Najlepsza jest "Kiedy chcę płakać, nie płaczę", choć i tak dosyć nierówna. Paragwajczyk Roa Bastos też był w pewnym momencie ważny, ale trzeba uważać - każda z trzech jego wydanych u nas książek jest inna, w tym jedna - "Ja, Najwyższy" - naprawdę trudna (cały czas się zastanawiam czy nie zacząć jej ponownie).

Osobny dla mnie temat to Urugwajczyk Juan Carlos Onetti. Naprawdę nie rozumiem, dlaczego to nie on stoi w jednym rządku z..., dlaczego nie jest nadal wydawany? Wielki pisarz to był. Chyba nie zbyt europejski, to powinien być atut? Najbliżej mu było chyba do egzystencjalizmu (znowu nie wiedziałem jak to napisać, autokorektor musiał poprawiać), ale w Ameryce Południowej to jednak coś innego znaczy. Jednak jako pierwszą polecam "Historię kawalera z różą i ciężarnej dziewicy z Liliputu" nie z tej Serii. 12 opowiadań, z tego przynajmniej 10 - wybitnych. Powieści - na własne ryzyko, mnie fascynują, ale... Nie zaczynać od "Krótkiego życia", to szczyt Onettowego gmatwania, fascynacja eksperymentem formalnym wychodzi zszywkami.

Bezpośrednim impulsem do [napisania] tej notki jest powieść "Na miarę piekieł" Arturo Azueli. Książka sprzed 40 lat (czyli w momencie wydania w Serii prawie nowość), napisana przez trzydziestokilkulatka. Dobra książka. I pierwsze zdziwienie - net daje bardzo mało wieści o Arturze. Nawet w żadnej wikipedii bodaj go nie ma... Aż tak niegodny uwagi, aż tak się nie rozwinął? Jego dziadek jest nawet w polskiej. Też pisarz. Też bohater, jeden z kilkuset, jakby policzyć familię dokładnie, "Na miarę piekieł".

Azuela warsztat miał opanowany lepiej niż dobrze. Jego powieść jest niegłupia, miejscami bardzo sugestywna. W drugim z trzech rozdziałów naprawdę złośliwa, śmieszna, okrutna. Azuela na warsztat bierze własną rodzinę. Czy naprawdę realną? istniejącą? Nie wiem. Trochę na pewno tak. I dokonuje wiwisekcji. Na sobie i krewnych, ale i Meksyku. I robi to - powtórzę - dobrze. Czemu tak niwiele odnośników w Googlu?

Trzeba będzie "Gniew" dziadkowy również skonsumować.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 15089
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 18
Użytkownik: carmaniola 09.08.2010 10:25 napisał(a):
Odpowiedź na: Dopiero co nawoływałem do... | adas
Ja nie wiem czy mogę, bo zaczynam się czuć jak natrętna mucha... Ale sama szperam za mniej znanymi pisarzami iberoamerykańskimi i temat mnie nęci. Do "Gniewu" dziadka Azueli też się przymierzam - zarówno notka w "Na miarę piekieł", jak i jego postać stworzona przez wnuka kusi.

Wrzuciłam do schowka "Porwanie generała" i "Kiedy chcę płakać..." - dziękuję za polecankę. Ja, z kolei, poleciłabym parę pozycji:

Elena Poniatowska, "Do sępów pójdę" - pisałam trochę o niej w czytatce pod tym samym tytułem. Druga książka tej pani niekoniecznie.

Jorge Amado - nie przyglądałam się jeszcze jego wczesnym "czerwonym" powieściom, ale zarówno "Teresa Batista...", jak i "Gabriela" to fantastyczny obrazek Brazylii i świetne postacie. Mistrz, moim zdaniem, zapomniany nieco, podobnie jak Onetti.

Suarez Manfredo Kempff - "Księżyc szaleńców",
Paulo Rangel, "Czarodziejka na karuzeli",
Horacio Quiroga - może już nieco trącący myszką, ale myślę, że nadal wart poznania.

I jeszcze takie ciekawostki:

Salvador Elizondo, "Farabeuf, czyli kronika...",
Manuel Puig, "Pocałunek kobiety pająka",
Andrade Mario, "Macunaíma..."

Odradzałabym pozycje Ciro Alegrii, bo o ile mogłam znieść płaczliwego chłopca-narratora w "Głębokiej rzece" Arguedasa - to było jednak napisane!, to lamenty nad losem Indian wyrażone językiem, którego nie powstydziłaby się autorka "Trędowatej" okazały się dla mnie nie do przejścia.
Użytkownik: adas 09.08.2010 19:13 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja nie wiem czy mogę, bo ... | carmaniola
Ja mam bliźniaczy problem. Zaczynam myśleć o ufundowaniu Pucharu (Nie)przechodniego dla Naj* Komentatora mojej pisaniny;)

W mojej wyliczance zapomniałem o Bioyu Cesaresie! A przecież jego trzy niewielkie powieści są wydane w Serii. I jak literacko zawsze podchodzę do niego z pełną rezerwy zadumą (dlaczego mnie to co najwyżej sprawne rzemiosło przecież jednakoż rusza?), to nie sposób mu odmówić sugestywności w tych jego pastiszach(?) dziewiętnastowiecznej powieści grozy czy tez fantastyki naukowej. Czasów, w których ludzie wierzyli w potęgę techniki, nauki i tak dalej. A potem zdarzył się wiek XX. I musi się z nim mierzyć. "Kroniki" napisane z Borgesem mnie nie przekonują, choć jedno opowiadanie, o człowieku zbyt biednym by kupić sobie ubranie, czasem sobie odświeżam.

Poniatowską kilka osób chwaliło, ale mi cały czas chodziło po głowie pytanie czy to nie promocja ze względu na swojskie nazwisko. Amado i Quiroga byli zaznaczeni jako klasycy. Choć Amado to, jak teraz sprawdzam wcale nie taki "stary" pisarz. Quirogi to który zbiór opowiadań lepiej?

Ani Elizondo, ani Puig mnie nie zachwycili. Zbyt wiele gmatwania. "Macunaima" - film mi gębę rozdziawił, nie powiem że z podziwu, ale rozdziawił. Jak go mocniej zapomnę, to pewnie do książki zajrzę.

Ciro Alegria jest rzeczywiście fatalny. Arguedas - strasznie wiele mnie kosztowały jego Lisy, bo ta książka-składak to najprawdziwszy szantaż emocjonalny. Do bólu rozdzierający. Książka (powieść?, pamiętnik, epitafium?) o której głupio cokolwiek pisać, bo każde słowo będzie złe.

*Najlepszego, Najmilszego, Najbardziej Dociekliwego...
Użytkownik: carmaniola 10.08.2010 15:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja mam bliźniaczy problem... | adas
Się zarumieniłam! Całe szczęście, że sporo Twoich tekstów odnosi się do literatury krajów środkowoeuropejskich, którą z reguły omijam - nie kusi mnie. ;-)

A wracając do wyliczanek, to "Sen o bohaterach" Bioya Casaresa wywarł na mnie spore wrażenie. Te opowiadania pisane z Borgesem... Teraz, kiedy poczytałam nieco więcej utworów Borgesa mam wrażenie, że ten trochę zdominował przyjaciela w tym zbiorku.

Poniatowska może rzeczywiście kusi nazwiskiem, ale książka "Do sępów pójdę" jest naprawdę doskonała - kobieta, której (auto)biografię? spisywała Poniatowska miała niesamowity dar snucia opowieści. I język! Cudo! Cały czas się głowię nad tym dlaczego nie wstawiłam tam wielkiej szóstki.

Amado rzeczywiście nie wpisuje się w nową (wtedy nową) falę, ale w Serii jest, a te dwie powieści, o których pisałam powstawały mnie więcej w tym samym okresie, co te "nowofalowe". Warto po niego sięgnąć, naprawdę.

Co do Quirogi to lepszym wyborem będzie chyba "Biała zapaść". W tym drugim zbiorze są wybory z dwóch zbiorów - jeden z nich "Opowieści z selwy" to takie bajeczki o naturze ludzkiej z bohaterami w ciałach zwierzątek. Można przeczytać, ale lepszą lekturą są jego powiastki niesamowite.

Puig, Andrade i Elizondo - warto wiedzieć kędy się eksperymenty snuły. A "Farabeuf" mnie zafascynował - wciągnął mnie jak po nitce w świat koszmaru i sama sobie dośpiewałam więcej niż autor przekazać zamierzał. Ale to też sztuka!

"Lisy" Arguedasa specyficzne - te części odautorskie faktycznie rozbujane emocjonalnie do granic możliwości, ale część powieściowa, dla odmiany, wydała mi się surowa, zwarta i mocna, jakby zostawiając swoje rozgoryczenie i zagubienie w części pamiętnikarskiej/listownej? pisarz pozbył się zbędnego balastu i tworzył świat o wyjątkowo ostrych konturach. Taka "kość z kości". ;-)

Przypomniał mi się jeszcze jeden pan wart uwagi - nie ma go chyba w sławetnej Serii, ale jest na ślicznym regaliku z literaturą iberoamerykańską w jednej z bibliotek: Bianciotti Hector. To taki sfrancuziały argentyński Włoch. Nie czytałam co prawda "Ceremoniału", ale chwyciłam za jego opowiadania "Miłość nie jest kochana". I o ile te umiejscowione we Francji nieco mnie znużyły (co nie znaczy, że były złe!), to te, których akcja rozgrywa się w Argentynie miały klimat iście borgesowski (albo po prostu argentyński). ;-) W każdym razie Borges niewątpliwie mocno go inspirował, bo wiele z tych opowiadań poprzedza motto zaczerpnięte z utworów starszego kolegi. I językiem napisane naprawdę sprawnym i giętkim.
Użytkownik: adas 14.09.2010 11:36 napisał(a):
Odpowiedź na: Się zarumieniłam! Całe sz... | carmaniola
Dobra ta "Gabriela", dobra.

Tylko czy to książka dla takiego starego faceta jak ja? Tak łatwo się wzruszam... Miały być trupy, strzały, rewolwery, bójki hacjendy (pardones, fanzendy?), i nawet zaczęło się obiecująco, przyznaję, ale jak się skończyło? No jak? Powieścią, za przeproszeniem, feministyczną.

Tak, tak. Jorge Amado była kobietą! I co z tego, że w swej powieści główną sufrażystką uczynił "szlachetną dzikuskę"? Emancypant!

Może rzeczywiście w momencie wydania, była to już książka trochę staroświecka (na tle początków boomu hiszpańskojęzycznego), ale za to jak uroczo złośliwa. No i jest pewna, może i najważniejsza, różnica. Jak startująca ówcześnie literacka młodzież chętnie stwierdza: "Jacy oni są/byli okropni", tak Amado jest wystarczająco stary/doświadczony/przenikliwy (niepotrzebne skreślić) by pisać: "My jesteśmy". I choć czyta się szybko, pozornie nie ma się gdzie zatrzymywać, to jednak nie do końca jest to tylko farsa miłosna.
Użytkownik: carmaniola 15.09.2010 08:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Dobra ta "Gabriela&q... | adas
Hmmm, nigdy nie przyszło mi do głowy, że to może być książka nie-dla-facetów. Może dlatego, że jestem kobietą?

Powieść feministyczna? Amado była kobietą? Cóż... bohaterka kolejnej powieści - Tereza Batista - też jest kobietą...

"Amado jest wystarczająco stary/doświadczony/przenikliwy"

Myślę, że niczego skreślać nie trzeba, bo wszystko to tworzy pewien konglomerat, który pozwolił pisarzowi przedstawić sylwetki ludzi z ich wszystkimi słabościami i śmiesznostkami z taką jakąś łagodną kpiną i pobłażaniem. W każdym razie ja tak to odebrałam. Amado nie piętnuje ale z uśmiechem przygląda się tym ludzkim przywarom. No i sam proces formowania się nowej rzeczywistości też, wg mnie, ujęty był doskonale.

Mnie za to udało się przeczytać "Martwe domy; Nowe Miasteczko" Otero Silvy i muszę przyznać, że podobało mi się i to bardzo. I niech to nie dyskwalifikuje moich wypowiedzi w sprawie Amado - "Gabriela" na pewno nie jest wyłącznie farsą miłosną - bo chociaż mam uczulenie na wątki romansowe, to na moją oceną w dużej mierze wpływ miały właśnie perypetie miłosne bohaterki.
Użytkownik: adas 15.09.2010 12:33 napisał(a):
Odpowiedź na: Hmmm, nigdy nie przyszło ... | carmaniola
A miało być lekko, miło i dowcipnie oraz nawet ironicznie. Opisane, znaczy się. Moje refleksje.

Nie wyszło. No to jeszcze raz;)

Spodziewałem się mimo wszystko czegoś innego. To pewnie wpływ nadużywania Latynosów hiszpańskojęzycznych. I pierwsze sto stron było zgodne z mymi oczekiwaniami. Wielka polityczna (z naciskiem na to słowo) panorama mała miasteczka w czasach przemian! No ok, trochę lżej napisana. Język jest inny, sam to zauważyłem! [całkiem serio pytanie: czy można "takie coś" odkrywać na podstawie przekładu? Czy to nie ja sam, czytelnik, wymyślam nieistniejące? I dlatego portugalski brazylijski wydaje mi się po prostu bardziej żywy? Zdatny do gięcia?].

Po "setce" ta moja wizja rozpada się. I bardzo dobrze, że się rozpada! Zamiast wielkiego fresku, otrzymujemy szereg tragikomicznych obrazków rodzajowych. Z każdą stroną żywszych, zmieniające się, coraz bogatsze (nie tylko po dobrych zbiorach;) postaci. Ironia też robi się coraz bardziej, bo ja wiem, jakiego słowa użyć?: "nieoczywista". Potrafi uderzyć niespodziewanie, z miejsca z którego nikt by się nie spodziewał.

Powieść feministyczna to mój nieudany żart, ale Amado traktuje kobiety lżej w tym męskim świecie, no i powieść nazywa się Gabriela a nie Nacib!;) Najbardziej uparta osóbka w tym zbiorze jest przecież kobietą!, choć na kartach powieści debiutuje jak Zosia w "Panu Tadeuszu".

O! Otero Silva to idealny odnośnik tych mych smętnych rozważań. Bo opisuje podobny moment. Koniec jednego świata, narodziny nowego. Postęp, postęp! Pierwsza powieść, o umieraniu miasta, mi się bardzo podobała, druga wydała mi się za bardzo publicystyczna właśnie. Jednak i tu, i tu, to kompletnie inne spojrzenie niż Amado. Oczywiście Silva jest zaangażowany (czasem nawet za bardzo) w to co opisuje, ale to - powtórzę się - Amado pisze "my", a nie "oni". No i cały czas jest kwestia języka...

Użytkownik: carmaniola 15.09.2010 18:10 napisał(a):
Odpowiedź na: A miało być lekko, miło i... | adas
Ojej, było miło, dowcipnie i ironicznie. Tak to odebrałam. Jeśli moja odpowiedź sugerowała co innego, znaczy ja dałam plamę. Ze wszystkim o czym piszesz właściwie się zgadzam, chociaż przyznam, że to pierwsze zdanie Twojej poprzedniej wypowiedzi naprawdę mnie zaskoczyło. Ono, a nie uwaga o powieści feministycznej i żeńskiej płci Amado. ;-)

Ładnie to ująłeś: "Zamiast wielkiego fresku, otrzymujemy szereg tragikomicznych obrazków rodzajowych". Tak, i właśnie dzięki tej pełnej ciepła i humoru mozaice ta powieść tak mi się podobała. Pewnie monumentalny fresk też by mnie zainteresował ale to chyba dobrze, że się rozsypał. W tym jego urok.

Co do brazylijskiego portugalskiego to nie wiem... portugalskiego nie znam (mam za to dwie znajome, które nad brzmieniem brazylijskiego portugalskiego aż pieją z zachwytu), poznaję powieści wyłącznie z przekładów i to te przekłady oceniam. Chwilami, nie tylko przy portugalskim, odnoszę wrażenie, że oryginał jest lepszy/gorszy niż przekład, który trzymam w ręku. Nie wiem czy to coś w treści każe mi tak sądzić czy jakiś zgrabniejszy od reszty zwrot w języku polskim; może tylko bujna wyobraźnia. Niekiedy szczególnie mocno gnębi mnie świadomość, że nigdy się nie dowiem jakie to dzieło naprawdę jest - patrz Mia Couto. No nie do przełożenia!

Co do powieści Otero, to faktycznie ukazują również pewien przełom ale u niego coś zamiera i coś rodzi się na nowo podczas gdy u Amada żyjący organizm jakim jest miasto ulega przemianie. U Otero początkowo miałam wrażenie, że wszystko już było - takie zamarłe miasteczka można wszak spotkać i u Rulfa, i u Fuentesa, i u Garcii Marqueza. I chyba dopiero wpleciona w to konanie miasteczka miłosna historia jakoś rozwarstwiła tą przygnębiającą osłonę.

A Amado też miał swój okres gorącego zaangażowania. Czerwonego. Jak przeczytam wreszcie stojącą na półce "Jubiabę" to będę znała różnicę. ;-)

PS. Sporo literatury iberoamerykańskiej czytałeś, nie wiesz przypadkiem skąd pochodzi "sikający ksiądz"? Tu jest wspomniany Obym pozostała ostatnią czytelniczką... ale tak naprawdę to jeden z bohaterów "Ostatniego czytelnika" cytuje jakiś fragment z innej książki. I już, już miałam nadzieję, że to ksiądz Otero Silvy (ten ostatni) zabierze wszystkich z tej śmiercionośnej krainy ale tam umierali od nadmiaru deszczu a nie suszy. I dalej nie wiem a trop wydaje mi się obiecujący.;-)



Użytkownik: adas 15.09.2010 20:27 napisał(a):
Odpowiedź na: Ojej, było miło, dowcipni... | carmaniola
Z sikaniem i księdzem kojarzy mi się tylko "Niejaka mulatka", ale tam za pomocą nocnika sprawdzano cnotę panien na wydaniu. Ta recenzja jest tak anty, książka ma tak niską ocenę, że momentalnie powędrowała do schowka. A jak jeszcze wpisałem autora do Google'a i w trzecim linku wyskoczyło porównanie do Fuentesa. Tak, trzeba będzie jednak pewnie kiedyś zajrzeć.

Meksyk? Jak mogłem zapomnieć o Rulfo! "Równina w płomieniach" to chyba najlepszy zbiór opowiadań [z okresu boomu] jaki było mi dane czytać. "Pedro" mnie aż tak nie zachwycił, ale cały czas zastanawiam się czy nie należałoby jeszcze raz. Ostatnio coraz więcej książek woła, by je powtórzyć, a mi się nie chce;)

"Tereza" czeka na półce, ale sobie zrobię przerwę. Może po niej coś nowszego mi się pomyśli. Najpierw Bianciotti, pewnie jeszcze w tym tygodniu.
Użytkownik: carmaniola 16.09.2010 13:27 napisał(a):
Odpowiedź na: Z sikaniem i księdzem koj... | adas
Prawda, jak czasami negatywna recenzja może kusić? ;-) Ja się nie oparłam i nie żałuję. Być może forma nieco gorsza od treści (autor? tłumacz?) ale zawartość uznałam za interesującą. I ile literackich tropów!

Rulfo podobał mi się i w powieści/powiastce, i w zbiorze opowiadań. I też właściwie wymaga powtórki, podobnie jak wiele innych pozycji (ich ilość wciąż się zwiększa!), ale tyle jeszcze nieodkrytych książek przede mną, że trudno mi się na powtórki zdecydować.
Użytkownik: adas 18.09.2010 16:04 napisał(a):
Odpowiedź na: Prawda, jak czasami negat... | carmaniola
Bianciotti to jednak nie do końca moja literatura. Te jego teksty wydają mi się niepotrzebnie przekombinowane. Przy pierwszych dwóch, trzech myślałem, że to może tylko taki początek, ale w zasadzie wszystkie są identycznie napisane. Zaczynają się swoistego wstępu, ni to literackiego, ni filozoficznego, dopiero po kilku akapitach człowiek mniej więcej łapie o co chodzi. Nie do końca to moja literatura, choć nie sposób Argentyńczykowi odmówić konsekwencji i, jednak, hipnotycznej siły lekko przyciężkawych fraz.

Ale bardzo mi się podoba, to co opisuje. Nawet najbanalniejszy z tych trzynastu życiorysów (bo tym w sumie te opowiadania są) potrafi zaintrygować. Może nawet bardziej poboczami niż centralnymi zdarzeniami. Borges? No, oceniam wyżej, ale u Bianciottiego jest dużo więcej rzeczywistości, realiów, Argentyny, wstydzę się napisać: prawdy. Borges to był genialny pisarz, ale wszystko co opisywać czerpał z literatury, nawet opisy gauczów, pampy, Indian, bydła. Nawet jeśli widział coś na własne oczy, to filtrował to przez Bibliotekę.

Kolejnym tropem jest opowiadanie o Kiplingu, nie wiem czy nie najlepsze z tego zbioru. Jedyne, które na pewno zapamiętam. Zawsze mnie zastanawiała fascynacja Borgesa tym pisarzem (ale ja poezji w zasadzie nie ruszam), bo to takie opowiastki są. I dopiero dzięki temu zbiorowi, a nie np. "Alefowi" zrozumiałem. Chyba. Kipling był Europejczykiem piszącym o Indiach. Żył w dwóch światach. Argentyna z czasów dorastania Borgesa (i jak widać, Bianciottiego do pewnego stopnia też) to zbitek wielu światów. Tradycji, rodzin, historii.

I tylko nie rozumiem, co 50-letniego zaledwie pisarza tak fascynowało w starości (bo nie śmierci przecież, choć sporo jej). Nie za wcześnie?

Ok, podwyższam. Na 4,5.
Użytkownik: carmaniola 19.09.2010 10:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Bianciotti to jednak nie ... | adas
Chińskim targiem wyszło tak jak u mnie, choć z innych przyczyn. O ocenie myślę. Co do reszty Twoich uwag, muszę najpierw zajrzeć jeszcze raz do książki, bo np. opowiadania o Kiplingu za grosz nie pamiętam. :(
Użytkownik: carmaniola 19.09.2010 11:03 napisał(a):
Odpowiedź na: Bianciotti to jednak nie ... | adas
PS. Jak to nie rozumiesz dlaczego 50-letni pisarz myśli o starości? Półmetek jakiś czas temu przekroczył, młodzieńczy entuzjazm zdążył się wypalić. Kiedy o tym powinien zacząć myśleć? Jako osiemdziesięciolatek? No, nie... wtedy to wszak już czas myśleć wyłącznie o śmierci. :D
Użytkownik: carmaniola 20.09.2010 09:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Bianciotti to jednak nie ... | adas
Sierota zamazana ze mnie! Dopiero jak o tym napisałeś to ta Bagheera rzuciła się na mnie z pazurami! Jakoś zupełnie nie zaskoczyłam, że o Kiplinga chodzi, a powinnam po tej manguście chociaż go rozpoznać - "Księga Dżungli" bowiem, to mój jedyny kontakt z tym pisarzem. I pewnie masz rację, że o życie w dwóch światach chodzi - przynajmniej u Bianciottiego, na co wskazuje ten cytat z Borgesa. Ale dlaczego zaraz poezja? Pamiętam, że Borges we wstępie do któregoś zbioru opowiadań wspominał o późnych opowiadaniach Kiplinga i tak się nimi zachwycał, że sama postanowiłam do nich kiedyś zajrzeć by sprawdzić, co w nich takiego jest. Może tam znajdzie się odpowiedź na pytanie co Borgesa w Kiplingu fascynowało?

Przyjdzie mi też się z Tobą zgodzić, że opowiadania Borgesa bardziej literackie i chyba tam, gdzie Borges tworzył klimat dodając nutkę jakiejś niesamowitości, Bianciotti zamazuje wszystko jakąś brudnoszarą farbą rzeczywistości. I o ile w tych, nazwijmy je "argentyńskimi", opowiadaniach nie przeszkadzało mi to, to jako tło dla tych z akcją rozgrywającą się w Europie było zbyt przygnębiające - tam też mnożyły się refleksje, wcale nie optymistyczne, na temat życia.

Jeśli chodzi o to myślenie o starości, kurczę, to chyba niezupełnie tak... Wydaje mi się, że bohaterowie Bianciottiego doszli do takiego etapu swojego życia, w którym odczuwają potrzebę spojrzenia wstecz. Zauważ, oni nie myślą o przyszłości, czyli o starości, ale rozliczają się z przeszłością. Nie pamiętam w jakim wieku był Gauguin kiedy namalował swój obraz "Skąd przybywamy, dokąd zmierzamy" - podejrzewam, że nie był już młodzieniaszkiem. Przy czym bohaterowie Bianciottiego zadają tylko pierwszą część pytania. To niepokojące jest! Muszę się nad samą sobą zastanowić... ;-)
Użytkownik: carmaniola 21.09.2010 16:26 napisał(a):
Odpowiedź na: Bianciotti to jednak nie ... | adas
Matkojodyno, mam nadzieję, że w żaden sposób Cię nie uraziłam machając bezmyślnie trąbą i mieląc żartobliwie ( w moim odczuciu) ozorem. Słowo, że nie miałam niczego złego na myśli. :(
Użytkownik: adas 22.09.2010 12:12 napisał(a):
Odpowiedź na: Matkojodyno, mam nadzieję... | carmaniola
??? Czytam i kompletnie nie wiem, w którym miejscu miałbym się poczuć obrażony;)

A może Bianciotti zwyczajnie zaklinał rzeczywistość?;) Wyszło mu nieźle, bo obecnie jako osiemdziesięciolatek naturalizował się w Paryżu i zasiada nawet w Akademii Francuskiej.Co jakoś świadczy. Nie wiem tylko czy o nim, czy o współczesnej prozie żabojadzkiej...

Borges może mieć większy dług u Kiplinga. Powracający motyw tygrysa, opowiadanie o nożu, uchodzące za jedno z lepszych w jego dorobku.
Użytkownik: carmaniola 23.09.2010 08:59 napisał(a):
Odpowiedź na: ??? Czytam i kompletnie n... | adas
No i ufff! Jak mi Czajka zaświergoliła, że w wieku lat osiemdziesięciu to ja będę myśleć nie o śmierci a o zmniejszaniu stosików książkowych, to mi się zrobiło nieswojo, bo pomyślałam, że tę moją wypowiedź można odebrać jako wskazówkę, kto o czym ma myśleć i w jakim wieku, czegom wcale nie miała na myśli! I co prawda nie wiem o czym będę myśleć jako "osiemdziesiątka", ale o zbliżającej się milowymi krokami starości to ja myślę już teraz, bo jak się już coś ma, to na myślenie o tym za późno. No, baba jestem, próżna na dodatek.

Nie wiem czy Bianciotti zaklinał rzeczywistość, ale wiem, że dla mnie "sfrancuszczeni" Iberoamerykanie, to już nie to, co tygryski lubią najbardziej. Jakoś im ta francuszczyzna szkodzi.

Co do długu Borgesa u Kiplinga, to faktycznie ta jego fascynacja tygrysami pewnie stanowiła jakiś łącznik z Kiplingiem; Kiplinga związku z nożami nie widzę - braki, braki, braki. :( Zrobiłam szybkie rozeznanie i Kipling był co prawda u nas wydawany poza "Księgą dżungli" i "Kimem", ale tak dawno, że te książki już właściwie nie do zdobycia. Wyszperałam "Zaginiony legion" i "Światło, które zgasło"(fantastyka, fantastyka - wzorzec?), bo "Takich sobie bajeczek" czytać nie zamierzam. Do jego poezji skutecznie zniechęcił mnie zaś Hatzfeld.
Użytkownik: mchpro 18.09.2010 16:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Dopiero co nawoływałem do... | adas
Jeśli dobrze pamiętam - czytałem dość dawno - to z czystym sumieniem można polecić Alejo Carpentiera (Carpentier Alejo), zwłaszcza "Eksplozję w katedrze".
Użytkownik: adas 18.09.2010 16:54 napisał(a):
Odpowiedź na: Jeśli dobrze pamiętam - c... | mchpro
Carpentier mnie jakoś nie przekonał. Dość powiedzieć, że najwyżej cenię "Harfę i cień" czyli książkę późno napisaną (pod koniec lat 70.?) i z gatunku mniej ważnych w jego twórczości. Zgrabnie napisana wariacja w oparciu życiorys Kolumba. "Podróż do źródeł czasu" funkcjonuje w mej pamięci raczej jako klasyk, prekursor całej fali młodszych i jednak trochę bardziej utalentowanych kolegów po fachu. Choć wszystko: rewolucje, intelektualizmy, indianizmy już tam jest. A do dwóch powieści o francuskich Karaibach nie potrafiłem się absolutnie przekonać i oceniłem je nisko, pewnie za nisko nawet. Może zbyt mało wiedziałem o wydarzeniach tamtego okresu?
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: