Dodany: 01.04.2018 19:01|Autor: Marioosh

Przypowieść o chorągiewce, co do wiatru się zawsze ustawiała


W trakcie czytania tej książki często przed moimi oczami przewijały się sceny z filmu Woody'ego Allena „Zelig”. To historia człowieka-kameleona, którego konformizm posunięty jest do tego stopnia, że kiedy przebywa on w towarzystwie Żydów – wyrastają mu pejsy, kiedy siedzi obok ludzi otyłych – sam staje się gruby, a kiedy rozmawia z lekarzami – prowadzi z nimi fachowe dyskusje. I taki właśnie był Józef Cyrankiewicz; we wspomnieniach o nim pojawia się wiele nieprzychylnych opinii, ale najczęściej powtarza się określenie „konformista”. Ja porównałbym go do Jana Piszczyka – o ile jednak Piszczyk płynął z prądem chwilami trochę nieświadomie, o tyle Cyrankiewicz cynicznie sprawdzał, skąd wieje wiatr i do niego się ustawiał.

A miał zadatki na dobrego polityka – w 1933 roku, jako 22-latek, wstąpił do PPS-u i „od początku potrafił godzić wodę z ogniem”[1]. Gdy wybuchła wojna, dostał się do niewoli i razem z Janem Nowakiem-Jeziorańskim uciekł z niemieckiego transportu – słynny kurier z Warszawy pisał w swojej książce, że tamten Cyrankiewicz tak bardzo był niepodobny do późniejszego „spasionego jak wieprz współwłaściciela Polski Ludowej [2]”, iż po wojnie przez chwilę podejrzewał w nim Wallenroda, który w odpowiednim czasie odegra niespodziewaną rolę. W 1940 roku niewiele brakowało, a wyjechałby ze swoimi znajomymi do Francji – dziś można gdybać, czy to wydarzenie odmieniłoby jego życie, a pośrednio też losy Polski. Niedługo potem wydał środki partii na zorganizowanie ucieczki do Wielkiej Brytanii Jana Karskiego, który wspominał: „Był wówczas najinteligentniejszym z polskich przywódców, z Sikorskim włącznie. Widziałem w nim wschodzącą gwiazdę socjalizmu”[3]. Niewiele brakowało, a otrzymałby w Polsce Podziemnej bardzo ważną funkcję zastępcy Delegata Rządu na Kraj; po wojnie ten epizod pomijano w jego oficjalnych życiorysach – widać więc, jak daleko było mu wtedy do ideologii, którą po wojnie odsądzano od czci i wiary. W 1941 roku został aresztowany, a rok później został więźniem politycznym Auschwitz i wiele osób wskazuje, że to, czego właśnie tam doświadczył, zaważyło na jego dalszych losach – najpierw w ostatniej chwili ocalono go od egzekucji, potem przeżył w karcerze poważne załamanie i prosił o dostarczenie mu trucizny, a w styczniu 1945 roku, już jako komendant obozu z ramienia Armii Krajowej o pseudonimie „Rot”, uczestniczył w marszu śmierci – kilkunastu więźniom uratował wtedy życie.

Jak to się więc stało, że przeszedł tak radykalną przemianę? „Miał piękną, wojenną kartę, nazywali go »złotym Józiem«. A po wojnie dał się kupić”[4]. Emigracja go potępiała, Nina Andrycz – jego druga żona – mówiła, że „polityka zrobiła z niego galaretę”[5], a Marian Hemar w wierszu „Nagrobek Józefa Cyrankiewicza” pisał: „Tu leży Józef Cyrankiewicz/ Gorszej nie znaliśmy kanalii/ Historio, jeśli przejdziesz tędy/ Stań. Spójrz. I spluń/ Nim pójdziesz dalej”[6]. Czy na jego postawie, jak zresztą na postawie całej lewicy, tak bardzo ciążyło – jak twierdził Mieczysław Rakowski – poczucie bezsilności wobec Związku Radzieckiego? Czy było ono tak silne, że zdradził swoich kolegów z przedwojennego PPS-u i nie wstawił się za rotmistrzem Pileckim – jakkolwiek by na to patrzeć, towarzyszem niedoli w Auschwitz? Autor nie udziela jednoznacznej odpowiedzi: PPS-owiec Lucjan Motyka mówi mu: „nie mogliśmy udawać Wallenrodów, bo z Rosjanami nie można markować współpracy. Mają za dobry wywiad, szybko by nas rozszyfrowali. Stuprocentowym Polakiem można było być w Londynie”[7]; zaś Jan Karski uważa, że „takie były losy Polski. Cyrankiewicz robił to, co musiał, bo inaczej trafiłby pod ścianę”, a wtedy Stalin nakazałby Berii „dostarczyć czterdzieści tysięcy Rokossowskich, bo muszę obsadzić stanowiska u tych Polaków, bo nie mam oficerów do policji, wojska, wywiadu, do urzędów”[8].

O ile jednak jego postawa bezpośrednio po wojnie jest dyskusyjna i nadaje się do solidnej analizy, o tyle jego postępowania po latach stalinizmu obronić się, przynajmniej moim zdaniem, nie da. Co prawda w październiku 1956 roku stanął po stronie Gomułki, ale wcześniej wykonał makiaweliczny manewr i zaproponował mu urząd premiera – wierząc, że mierzący w stanowisko pierwszego sekretarza towarzysz Wiesław nie przyjmie tej propozycji i właśnie jego pozostawi premierem. Manewr ten był o tyle chytry, że cztery miesiące wcześniej Cyrankiewicz chciał odrąbywać ręce prowokatorom czy szaleńcom, którzy odważyliby się podnieść je przeciw władzy ludowej, co w świetle śmierci pięćdziesięciu ośmiu osób musiało zostać odebrane przez naród jako obrzydliwa podłość i arogancja. Później nie było lepiej: ostra krytyka „Listu 34”, atak na Kościół w związku z orędziem do niemieckich biskupów, a na koniec potępienie wydarzeń z marca '68 – i tu mamy kolejny dowód jego politycznej schizofrenii: z jednej strony zaciekle Żydów atakował, z drugiej – Chruszczow dawał mu do zrozumienia, że uważa go za Żyda o nazwisku Cymerman. Zwieńczeniem jego kariery stał się grudzień '70 – gdy po tragedii na Wybrzeżu Gomułka został niemalże zmuszony do odejścia, był bliski kolejnej wolty. Tego już chyba okazało się za wiele i nowa „wierchuszka” stwierdziła, że nie ma z nim co dyskutować, bo „przyjmie takie rozwiązanie, do którego skłoni się większość; wysoko go ceniono, ale jednocześnie uważano, że popłynie z prądem”[9]. Co prawda na plenum w 1971 roku – kiedy, jak pisał Rakowski, „musiał wyczuwać, że na sali siedzi mnóstwo ludzi, którzy chętnie wbiliby mu szpilę i to taką na której robi się swetry – długą i grubą”[10] – powiedział, że uczucie wstydu nie opuści go do końca życia; trzeba przyznać, że takie wyznanie wymagało naprawdę wielkiej odwagi, ale czy nie była to reakcja chorągiewki na zmianę wiatru? I tak skończyła się kariera człowieka, który, jak twierdzi profesor Andrzej Paczkowski, może służyć za wzorzec serwilizmu i konformizmu – co prawda po 1972 roku przewodniczył Ogólnopolskiemu Komitetowi Pokoju, przemawiał, nawoływał, wiecował, był „żołnierzem na froncie walki o pokój”, ale jak jego walka ma się do wprowadzenia w jego własnym kraju stanu wojennego? Zmarł w styczniu 1989 roku, czyli pół roku przed czerwcowymi wyborami – i przyszła mi do głowy myśl: jak on po tym czerwcu by się zachował? Czy wykonałby kolejny zwrot? Czy powiedziałby, że właściwie przez cały czas musiał realizować zalecenia Moskwy, ale naprawdę się z nimi nie zgadzał? Możliwe – w końcu sam kiedyś przyznał, że na swoim stołku siedzi tak długo dlatego, iż cały czas jest w Polsce numerem 2.

Niejednoznaczna jest ta książka i można mieć po niej dużo pytań. Przede wszystkim: za co ludzie w gruncie rzeczy lubili Cyrankiewicza? Czy za to, że był elegancki, miał godną postawę i pewien dystans do swojej osoby, co widać po tym, że tolerował anegdotki na swój temat, a nawet podobno sam je wymyślał? A może za to, iż był mistrzem taktyki i zawsze potrafił tak się ustawić, że, jak pisał Stefan Kisielewski, „za stalinizm nie odpowiadał, za gomułkizm nie odpowiadał i za nic nie odpowiadał, co dowodzi zręczności. Stara się jakoś wypłynąć tak, żeby go Polacy lubili. Nie powiem – kochali – ale żeby go nie powiesili, jak dojdzie co do czego”[11]? A może za to, że był jak oni, bo autor twierdzi, iż w zasadzie kilka milionów Polaków to Cyrankiewicze – gdyż zapisywali się do partii, żeby dostać mieszkanie, talon na samochód albo pozwolenie na budowę domu? Jedno tylko nie daje mi spokoju: wielu ludzi podkreśla, że Cyrankiewicz lubił życie i się tego nie wstydził – koniak, kawior, kobiety, bankiety. Równie wielu mówi, że takie życie było dla niego formą odreagowania traumy Auschwitz – a ja pytam: reszta Polaków, którzy przeżyli Auschwitz, musiała odreagowywać, parafrazując anegdotkę o Gomułce, jedząc zupę szczawiową i pijąc gorzką herbatę? Czytam akurat książkę o Stanisławie Lemie – jak on musiałby odreagować traumę pogromu Żydów we Lwowie, gdzie zginęło ich 90%?

Tak czy inaczej, warto sięgnąć po tę pozycję, by poznać życie „wiecznego premiera” i zobaczyć, do czego człowiek jest zdolny, żeby utrzymać się na stołku. Autor napisał ją rzetelnie i solidnie, długo nad nią pracował, bo w przypisach znajdujemy informacje, że z niektórymi rozmówcami spotkał się jeszcze w XX wieku, a niektórzy w międzyczasie zmarli. Mówiąc krótko: dobra robota, rzecz warta przeczytania.


---
[1] Piotr Lipiński, „Cyrankiewicz. Wieczny premier”, Wydawnictwo Czarne, 2016, str. 19.
[2] Tamże, str. 30.
[3] Tamże, str. 38.
[4] Tamże, str. 111.
[5] Tamże, str. 121.
[6] Tamże, str. 228.
[7] Tamże, str. 69.
[8] Tamże, str. 113.
[9] Tamże, str. 221.
[10] Tamże, str. 237.
[11] Tamże, str. 236.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1151
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: