Dodany: 01.08.2010 20:15|Autor: carmaniola

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Dzieci Apokalipsy
Sinha Indra

1 osoba poleca ten tekst.

Mistyfikacja?


„Czytasz moje słowa, więc to ty jesteś tą osobą. Nie mam dla Ciebie imienia, dlatego będę cię nazywał Oczami. Moje zadanie polega na mówieniu, twoje na słuchaniu. No to posłuchaj”[1].

Słuchałam, a raczej czytałam zapis opowieści hinduskiego sieroty, zdeformowanego fizycznie i psychicznie na skutek działania trujących chemikaliów. Pozbawiony możliwości poruszania się w postawie stojącej chłopak sam siebie nazywał Zwierzakiem, jedynym przedstawicielem gatunku od zarania skazanego na wyginięcie z powodu braku podobnego przedstawiciela płci przeciwnej. Zwierzak ma dwa największe marzenia: móc prosto stanąć i… znaleźć kobietę, która chciałaby być jego partnerką.

Narrator oprowadza nas i zapoznaje z obywatelami Khaufpuru - małego miasteczka w Indiach, którego mieszkańcy zostali dotknięci katastrofą, jaką był wybuch gazów trujących w wybudowanych w sąsiedztwie zakładach chemicznych. Poznamy szaloną zakonnicę, która - utraciwszy znajomość wszystkich języków poza językiem dzieciństwa - zdobywa umiejętność widzenia aniołów i zwiastuje zbliżającą się apokalipsę. Natkniemy się też na nadobną dziewicę o dzielnym sercu, która, jak wierna Sita, wspiera swego ukochanego Ramę-Zafara – bohatera gotowego oddać życie w obronie pokrzywdzonych – oraz jej ojca, artystę i mędrca wierzącego w triumf dobra i sprawiedliwości. Znajdziemy tu też paskudnego demona Rawanę, czyli „Kampani” – firmę odpowiedzialną za środowiskową katastrofę, i jego miłosierną żonę Mandodari - altruistyczną amerykańską lekarkę, która próbuje złagodzić cierpienia mieszkańców Khaufpuru. I samego Zwierzaka – wiernego Hanumana (boga-małpę) wspierającego swego pana, Ramę-Zafara w dążeniu do celu. No… może nie tak zupełnie, trudno wszak za wspieranie uznać podtruwanie Zafara tabletkami obniżającymi potencję. Cóż… nie jest to opowieść rozdzierająco ckliwa, bo i jej bohater nie roztkliwia się nad sobą ani nie pozwala na to innym. I mimo że chwilami czytelnikowi łza się w oku kręci, całość skrzy się humorem, choć zjadliwym i mrocznym. Tragikomedia w dwudziestu trzech aktach, bo na tyle rozdziałów odpowiadających nagranym taśmom podzielona jest książka.

Lecz chociaż w nocie wydawcy czytamy:

„Tę opowieść w języku hindi zarejestrował na serii taśm dziewiętnastoletni chłopak z indyjskiego miasta Khaufpur. Zgodnie z umową zawartą przez niego z dziennikarzem, który się z nim zaprzyjaźnił, pojawiły się w niej wyłącznie słowa nagrane na taśmach. Niczego nie zmieniono, jedynie przetłumaczono na język angielski. […] Informacje o mieście Khaufpur można znaleźć na stronie www.khaufpur.com”[2],

to w czytelniku szybko rodzą się wątpliwości co do wiarygodności tej informacji – język opowieści, chociaż obfitujący w kwieciste przekleństwa, nie wydaje się zapisem wynurzeń bezdomnego chłopca. Już początkowe ostrzeżenie Zwierzaka:

„Nie robię z każdego słowa wymyślnego kotleta, nie przerabiam zdań na sznycle. Z moich ust nie wyfruną błękitne zimorodki. Jeśli chcesz usłyszeć moją historię, musisz się pogodzić ze sposobem, w jaki ją opowiadam”[3]

zapowiada literacki majstersztyk, a nie nieporadne dukanie. I tak też jest, bo chociaż język bohatera stylizowany jest na uliczny, a na dodatek spore fragmenty tekstu poświęcone są dosadnym i szczegółowym opisom potrzeb seksualnych skazanego na abstynencję młodzieńca, to daleko mu do języka slumsów. Tym bardziej, że obok dość obscenicznych fragmentów można znaleźć takie, które brzmią jak poezja. No i precyzyjny, kunsztowny wręcz, splot wątków oraz sposób obrazowania postaci każe powątpiewać w słowa wydawcy.

Mistyfikacja? Tak, ale niezupełnie. Chociaż strona Khaufpuru, której adres podaje wydawca, świeci pustką, to niedaleko (wszak w Sieci odległości nie mają znaczenia) znajdziemy stronę innego indyjskiego miasta – Bhopalu; tam dowiemy się, że pewnej grudniowej nocy 1984 r. na skutek wybuchu gazu w pobliskiej fabryce pestycydów należącej do amerykańskiej firmy Dow Chemical w ciągu 72 godzin poniosło śmierć blisko 8.000-10.000 osób, następne 15.000 zmarło w późniejszym czasie, a kolejne 120.000 tysięcy cierpi nadal na skutek doznanych wtedy obrażeń. Czytamy też, że właściciel fabryki nie poczuwa się do odpowiedzialności za ten wypadek, i że nie tylko poszkodowani nie otrzymali żadnych odszkodowań, ale pozostawione tony chemikaliów przenikają do gleby i wody, w dalszym ciągu zatruwając środowisko i ludzi. Co więcej, znajdziemy na tej stronie historię Aldiego, który urodził się tak zdeformowany na skutek mutacji genetycznych wywołanych działaniem toksyn, że może poruszać się jedynie czołgając; możemy obejrzeć zdjęcie tajemniczego Khā-w-Słoju i wielu, wielu innych ofiar tej katastrofy. Mistyfikacja zatem?



---
[1] Indra Sinha, „Dzieci Apokalipsy”, przeł. Ewa Horodyska, wyd. Prószyński i S-ka, 2008, s. 19.
[2] Tamże, s. 6
[3] Tamże, s. 8.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 11588
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 8
Użytkownik: imarba 15.08.2010 11:42 napisał(a):
Odpowiedź na: „Czytasz moje słowa, więc... | carmaniola
Książkę czytałam jakiś czas temu i poruszyła mnie naprawdę głęboko. Nie zastanawiałam się właściwie nad tym czy jest absolutnym odzwierciedleniem prawdziwych zdarzeń, wszak w literaturze pierwszeństwo ma to co prawdopodobne, a nie to prawdziwe, trzeba jednak przyznać, że to co w niej zostało opisane w taki czy inny sposób miało prawo się zdarzyć i gdzieś na pewno zaistniało.
Amerykańskie "gaworzenie" o środowisku i prawach człowieka odnosi się jedynie do nich samych, albo choć tylko czasami do narodów z którymi się liczą (albo których się boją) resztę traktują jak podludzi...
I to jest przerażająca, a książka mimo wszystko niesamowicie interesująca i warta uwagi.
Użytkownik: carmaniola 16.08.2010 10:40 napisał(a):
Odpowiedź na: Książkę czytałam jakiś cz... | imarba
Masz rację, bez względu na to czy wydarzenia, które zainspirowały pisarza zdarzyły się naprawdę, czy byłyby jedynie wytworem jego wyobraźni książka jest naprawdę dobra - od samego początku, jak rzadko, miałam (laickie, ale głębokie) przekonanie, że trzymam w ręku świetną literaturę.

Co do samych wydarzeń... wydaje mi się, że Amerykanie, jak Amerykanie - również w USA istnieją organizacje, które walczą o przyznanie poszkodowanym w Bhopalu rekompensat - ale wielkie korporacje/wielkie pieniądze jakoś mijają się ze sprawiedliwością, zawsze udaje im się stanąć ponad prawem. I niestety chyba jest tak na całym świecie.
Użytkownik: mamzelka 16.08.2010 11:06 napisał(a):
Odpowiedź na: Masz rację, bez względu n... | carmaniola
Zdaję się, że właśnie tą historią wybuchu posłużyli się Yes-Meni w swojej prowokacji.
BTW. polecam film!
Użytkownik: carmaniola 16.08.2010 11:57 napisał(a):
Odpowiedź na: Zdaję się, że właśnie tą ... | mamzelka
Tak, czytałam o tym. Jeden z panów podał się za rzecznika Dow Chemicals i oświadczył publicznie, że firma wypłaci wszystkie odszkodowania ofiarom katastrofy. Cena akcji firmy zaczęła natychmiast spadać na łeb, na szyję. :/

A film? Chodzi o Bhopal Express? Bo tych filmów trochę jednak jest, nawet w ubiegłym roku powstał film, którego tytuł kojarzy mi się z książką Jagielskiego: "Bhopal: modlitwa o deszcz".
Użytkownik: exilvia 16.08.2010 17:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Tak, czytałam o tym. Jede... | carmaniola
"Yes-Meni naprawiają świat" http://www.filmweb.pl/film/Yes-Meni+naprawiaj%C4%85+%C5%9Bwiat-2009-500955
Po tym oświadczeniu i już po zdemaskowaniu mistyfikacji pojechali do Indii i porozmawiali z ludźmi, którym "obiecali" odszkodowania. Hindusi są zdumiewający. Film mocno zaangażowany, coś jak Micheal Moore. Uwielbiam takie inicjatywy. A akcja z Dow Chemicals to tylko jedna z kilku sfilmowanych. Faceci są b. odważni. Zadzierają z bogatymi firmami i władzami.
Użytkownik: carmaniola 17.08.2010 09:44 napisał(a):
Odpowiedź na: "Yes-Meni naprawiają świa... | exilvia
Dziękuję, chętnie obejrzę. Na film o samej katastrofie chyba nie jestem gotowa.

PS. Dlaczego Hindusi są zdumiewający?!
Użytkownik: exilvia 17.08.2010 10:40 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziękuję, chętnie obejrzę... | carmaniola
Ponieważ nie mieli za złe yes-menom tej akcji - najpierw yes-meni dali im nadzieję, a potem odebrali.. można się zdenerwować, prawda? A oni powiedzieli, że dziękują za te kilka godzin nadziei. :-) I bardzo mili byli dla Yes-menów.
Użytkownik: carmaniola 18.08.2010 09:22 napisał(a):
Odpowiedź na: Ponieważ nie mieli za złe... | exilvia
No tak. ;-) Z drugiej jednak strony, jak mawia pewien mieszkaniec Anatewki, po dwudziestu latach bezskutecznej walki mogli być zadowoleni z faktu, że w ogóle ktoś jeszcze o nich pamięta.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: