Dodany: 13.02.2005 21:34|Autor: Cynthia
Diana Palmer - czyli recepta na romans.
Od razu zaznaczę, ze nie jestem wielką fanką romansów, jednak "Arizona" bardzo mi się spodobała, szczególnie drugoplanowy wątek romansu Indianina i białej kobietki. "Arizona" to romans napisany z wdziękiem, wzruszający, taki, który czyta się jednym tchem. I, mimo że nie lubię romansów, po przeczytaniu "Arizony" postanowiłam zapoznać się z innymi powieściami autorstwa Diany Palmer.
Niestety, muszę przyznać, że każdy kolejny romans czytało się coraz gorzej. Diana Palmer nakreśliła sobie jeden szkic powieści i tak jej się spodobał, że postanowiła wykorzystywać go w każdej. Ze szkodą dla czytelnika, bo jest to szalenie nużące. Schemat przedstawia się następująco:
- niewinne dziewczę, 100% dziewica,
- facet po przejściach z syndromem "nie umiem kochać",
- coś iskrzy, z tym, że najczęściej niejednocześnie u obojga,
- w końcu para ląduje w łóżku, pierwszy raz zawsze kończy się orgazmem niedoświadczonej, a w dalszej konsekwencji - ciążą. Pani Palmer uważa chyba, że każde czułe sam na sam kończy się ciążą ;-),
- trudności, nieporozumienia, rozstania,
- happy end, seks i zazwyczaj kolejna ciąża.
Diana Palmer trzyma się tego schematu z uporem godnym lepszej sprawy, tak, jakby zabrakło jej fantazji i pomysłów. Jej romanse są tak schematyczne, że w pewnym momencie zaczynają irytować i są do bólu przewidywalne.
Jeśli ktoś lubi ten gatunek, to proponuję przeczytać "Arizonę" i na tym poprzestać.
Zaznaczę jeszcze, że to, co napisałam, odnosi się do romansów z cyklu wydawniczego Da Capo.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.