Dodany: 25.01.2018 20:25|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Łatwo zabić, trudniej wykryć, najtrudniej opisać


Czy naprawdę łatwo jest pozbawić człowieka życia? Tak sugeruje tytuł jednej z tych powieści Lady Agathy, w których na zbrodniarza nie czatuje ani Herkules Poirot, ani panna Marple, tj. żadne z dwojga jej najlepszych detektywów. I w pewnym momencie rzeczywiście możemy dojść do takiego wniosku; no bo co, jeśli się okaże, że faktycznie wszyscy ludzie zmarli w krótkim czasie w jednej maleńkiej miejscowości zostali zamordowani?...

Ale zacznijmy od początku. Oto „po zakończeniu zaszczytnej służby dla kraju”[1] w odległych koloniach powraca do Anglii Luke Fitzwilliam. Policyjna emerytura pewnie nie będzie zbyt wysoka, lecz Luke dysponuje dostatecznym kapitałem, by móc przeżyć w ojczyźnie kolejnych parę dekad (teraz ma zapewne czterdzieści kilka lat, przynajmniej takie sprawia wrażenie). Jeszcze nie wie, co będzie przez ten czas robił, lecz przypadek podsuwa mu zajęcie na najbliższe tygodnie: spotkana w pociągu starsza dama, która zwierza mu się ze swych podejrzeń co do popełnianych w jej miejscu zamieszkania morderstw, następnego dnia ginie w wypadku, a wkrótce potem w gazecie pojawia się nekrolog kolejnego mieszkańca Wychwood-under-Ashe. Fitzwilliam uznaje tę sekwencję zdarzeń za wysoce podejrzaną i udaje się na miejsce, by się rozeznać w sytuacji. Nie służy już w policji, nie jest zatrudniony jako detektyw, więc nie może wszcząć oficjalnego dochodzenia. Namówiony przez przyjaciela, postanawia wystąpić w roli etnografa zbierającego informacje o przesądach i wierzeniach związanych ze śmiercią. Ta mistyfikacja nie na wiele mu się zda, uzyskane dane coraz bardziej będą gmatwały tok śledztwa, a nieudolność samozwańczego detektywa (który na egzotycznych rubieżach imperium pełnił chyba głównie funkcje reprezentacyjne i może zajmował się jakimiś drobnymi wykroczeniami, zresztą sam przyznaje, iż „w Mayang nie zdarzały się seryjne zbrodnie”[2]) zacznie zagrażać nie tylko jemu… Na szczęście niemal w ostatniej chwili do akcji wkroczy nadinspektor Battle i udaremni zamiary kogoś, komu wcześniej udało się skutecznie wyprawić na tamten świat kilkoro ludzi. Motyw okaże się dość zaskakujący… ale chory mózg nie funkcjonuje przecież tak, jak mózgi tych, którzy go tropią, choć potrafi się doskonale maskować; natomiast pomysłowość i możliwości techniczne, jakimi wykazał się ten ktoś przy realizacji zbrodniczych zamysłów, zdają się nieco wyolbrzymione. Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu.

Wracając do motywów i poszlak, autorce zdarzyło się przy ich sygnalizowaniu popełnić sporą niekonsekwencję. Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu

U innego autora zezłościłoby mnie to jak nie wiem co, ale Lady Agacie jestem skłonna wybaczać potknięcia fabularne, ceniąc w jej twórczości przede wszystkim umiejętność kreowania kapitalnych postaci, składających się na piękny zbiorowy portret przedwojennej i tuż powojennej Anglii. Jest ona widoczna i w „Morderstwie...”. Ten romantyczny safanduła Luke, który ma większy dryg do zakładów na wyścigach niż do czynności, było nie było, zawodowych! Ta biedna Bridget, tak trzeźwo oceniająca swoje szanse matrymonialne jako kobiety ładnej i ponadprzeciętnie inteligentnej, lecz niemajętnej, tak cynicznie oznajmiająca, że poślubi Gordona, bo pragnie „uczciwie zarabiać na życie”[6]! Ten (świeżo upieczony) lord Whitfield, szczycący się kształtowaniem opinii publicznej... za pomocą brukowców, które wydaje! Ten nawiedzony artysta Ellsworthy, dodający sobie tajemniczości udziałem w jakichś pseudomagicznych obrzędach, i jego goście, tak obrazowo opisani przez Bridget! I major Horton, idealizujący zmarłą małżonkę w sposób niepojęty dla nikogo, kto ją zdołał poznać, i nadęty prawnik Abbott, i racjonalny doktor Thomas, zbijający głupią teorię Luke'a na temat eliminacji niepożądanych członków społeczeństwa jakże prawdziwym argumentem o względności osądu, według którego „katolicy uznaliby komunistycznego agitatora za człowieka nie zasługującego na to, aby żyć, komunistyczny agitator skazałby na karę śmierci duchownego jako rzecznika przesądów”[7], i te wszystkie starsze panie...

Być może morderstwo to nic trudnego, ale na pewno trudne jest opisanie go w taki sposób, by czytelnik nawet zapomniawszy, „kto, kogo i jak”, nadal pamiętał, jak mu się dobrze tę historię czytało i jak wyraziste postacie przesuwały się przed jego oczyma. A Królowa Kryminału to potrafiła.


---
[1] Agatha Christie, „Morderstwo to nic trudnego”, przeł. Grażyna Woyda, wyd. Prószyński i S-ka, 1998, s. 7.
[2] Tamże, s. 144.
[3] Tamże, s. 128.
[4] Tamże, s. 148.
[5] Tamże, s. 180.
[6] Tamże, s. 93.
[7] Tamże, s. 63-64.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1106
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: