Dodany: 17.11.2017 17:54|Autor: ahafia

Czytatnik: Groch z kapustą

1 osoba poleca ten tekst.

Historia przytłaczająca, a nie do końca prawdziwa


Prace nad tworzeniem Miasto Archipelag: Polska mniejszych miast (Springer Filip) obserwowałam chyba od samego początku dzięki audycjom Michała Nogasia w Trójce i Springera tam opowieściom. Przeczytałam też sporo felietonów autora Archipelagu i choć nie zawsze zgadzałam się z jego opiniami, to jednak doceniałam i wciąż doceniam jego rolę w rozwoju dyskursu na temat kondycji polskich miast i ich architektury. Nic dziwnego więc, że moje zaciekawienie książką było ogromne i takież oczekiwania. Nic dziwnego więc, że moje rozczarowanie jest tak wielkie.

Już zaraz na początku, w pierwszym, czy drugim rozdziale zaczęłam się zastanawiać co to właściwie jest i po co. Archipelag był zapowiadany jako rodzaj przeglądu dawnych miast wojewódzkich, miał opowiedzieć o tym, jak się zmieniły po reformie administracyjnej, i jak radzą sobie mieszkańcy, a dostaliśmy chaotyczny zbiór opowieści o rozkładzie - bo takie zdominowały tom. Zabrakło tylko podtytułu "Wybór negatywny", bo z kart płynie wyraźne przesłanie, że prowincja gnije i powoli się zapada. Historie optymistyczne, jak ta o piekarni w Przemyślu czy Dorocie z Płocka szyjącej jedwabne skrzydła można policzyć na palcach jednej ręki, są jeszcze informatycy z Suwałk i Bielsko-Biała. Cała reszta to biedaszyby, rozlatujące się stragany i prowadzące donikąd asfaltowe ulice pośród pól.

Choć Springer pisze świetnie i każda z jego opowieści jest naprawdę zajmująca, to zebrane w jednym tomie nie tworzą żadnej całości i właściwie nic nie mówią o odwiedzanych miejscach. Nie ma tu żadnego porządku geograficznego, ani chronologicznego, nie ma też równowagi, bo raz dostajemy biografię nieżyjącego już schizofrenika-wizjonera, a innym razem przedwojenną historię budowy osiedla kolejowego. Przemyśl poznajemy przez koleje losu byłej dziennikarki, Krosno to opowieść o żuliku (tak, i to już całe miasto), a Zamość to rys historyczny i murale. Każda z tych historii mogła wydarzyć się gdziekolwiek, także w Poznaniu, albo jakimś miasteczku pod Oslo, bo żadna nie jest nierozerwalnie związana z konkretnym miejscem.

Mimo ogromu włożonej pracy i pięciomiesięcznej podróży przez Polskę pozostaje wrażenie powierzchowności, a idealnie podsumowują to dwa cytaty z autora:

"[taksówkarz] Pyta skąd jestem. Mówię, że z Poznania, ale teraz w Warszawie, a on zaczyna się ze mnie przeraźliwie śmiać.
- Byłem raz, leciałem na Grecję. Wysiedliśmy z autokaru na Wileńskim. Chcieliśmy się przejść do centrum, ale po trzystu metrach skończył się chodnik.
- To w złą stronę poszliście - próbuję tłumaczyć - bo tam są chodniki.
- Nie, nie proszę pana, ja za taką stolicę dziękuję serdecznie - mówi i zaśmiewa się do łez. - Bez chodników!"

"Dziś w ten sposób [w biedaszybach] pracuje tu garstka osób, ale dziennikarze nadal przyjeżdżają, by o nich opowiadać. Jakby inne oblicza Wałbrzycha nie były nikomu potrzebne"

On sam zachowuje się, jak ci dziennikarze, którzy pokazują tylko najbardziej ponure obrazy i jak ten taksówkarz, który żartobliwie osądza całe miasto po jego fragmencie i w gruncie rzeczy myślę, że sam autor nie do końca wiedział, co chciał osiągnąć. Jest to z pewnością książka o ludziach i wydarzeniach, ale nie o miastach. Treść jest świetna, bez dwóch zdań, to tylko tytuł i założenia do niej nie pasują.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 293
Dodaj komentarz
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: