Dodany: 23.10.2017 18:22|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Słodki książę, nieokrzesany generał i niebezpieczna planeta


Mam wyjątkową słabość do tych opowieści ze świata „Gwiezdnych Wojen”, w których występują bohaterowie kanonicznego cyklu. Bo czytam dialogi, opisy działań i słyszę głosy Harrisona Forda, Carrie Fisher, Marka Hamilla, widzę mimikę ich twarzy, gestykulację, ruchy. I nawet nie bardzo się przejmuję tym, że autor troszeczkę przeszarżował z fabułą…

O czym opowiada ten tomik, łatwo odgadnąć, ale zanim dojdzie do tytułowego wydarzenia, bohaterowie zostają poddani niejednej trudnej próbie. Kiedy Han powraca z kolejnej wojennej wyprawy (niestety, choć Imperium upadło, niedobitki jego wojsk – wcale nie tak znowu nieliczne i do tego nieźle uzbrojone – kryją się po kątach Galaktyki, wspomagane przez rozmaitych ciemnych typów), dowiaduje się, że Leia właśnie nawiązała stosunki dyplomatyczne z Hapanami, zamożnym ludem zasiedlającym kilkadziesiąt układów planetarnych, w nadziei uzyskania wsparcia finansowego dla Republiki. Problem tkwi w tym, że Hapanie oczekują odwzajemnienia przysługi… a chcą ręki alderaańskiej księżniczki dla swojego księcia. Niebywale bogaty i przystojny złotowłosy Isolder (czy tylko mnie nasuwają się jakieś skojarzenia?) okazuje się także miły, inteligentny, wysportowany i doświadczony w kosmicznym pilotażu; jednym słowem, galaktyczny ideał. Ale przecież Leia darzy Hana uczuciem nie tylko dlatego, że jest przystojny i odważny, polubiła także to, co nie jest w nim idealne – nieprzewidywalność, niezależność, skłonność do ryzyka, niewyparzony język. I choć do tej pory formalnie jej się nie oświadczył, nie ma na świecie mężczyzny, który byłby dla niej tak ważny. Poza bratem, właśnie podróżującym po Galaktyce w poszukiwaniu śladów pradawnej Akademii Jedi. Gdy Leia próbuje obmyślać sposoby wybrnięcia z tej trudnej sytuacji, a Han stara się zakasować rywala, nie po raz pierwszy udowadniając, że czasem ma zaiste piekielne szczęście, Luke wpada na pewien zaskakujący trop. Niebawem wszyscy spotykają się na odległej planecie, gdzie na przybyszów czyhają nie tylko pogrobowcy Imperium. Biorąc pod uwagę moc spotkanych tam istot i intencje hapańskiej królowej-matki, której właśnie nadepnięto na odcisk, żadne z tej czwórki (ani ich nowa sojuszniczka Teneniel, przedstawicielka społeczności o bardzo interesującej hierarchii) nie powinno z tej opresji wyjść żywe.

Nie muszę dodawać, że pełno tu niesamowitych zwrotów akcji, w tym szczęśliwych zbiegów okoliczności; chyba aż za dużo. Za bardzo przerysowane są czarne charaktery, za bardzo przesłodzony Isolder, za bardzo demoniczna moc tkwi w Siostrach Nocy, za łatwo przychodzi Zsinjowi ich zastraszenie… No i właśnie w tym nadmiarze „za” tkwi przyczyna, że „Ślub księżniczki Lei” przeczytałam bez większego zachwytu (choć nadal z przyjemnością wynikającą z „podsłuchiwania” rozmów Hana i Lei).


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 372
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: