Dodany: 09.02.2005 22:41|Autor: Ysobeth nha Ana

Kawałki cyklu


Cykl CIEMNOŚĆ RUSZA DO BOJU to bardzo piękna historia opowiadająca - jak większość heroic fantasy - o zmaganiach między siłami Światła i Ciemności. Aby Światłość zyskała przewagę, konieczne jest zdobycie magicznych przedmiotów. W tomie "Ciemność rusza do boju" chodzi o komplet sześciu Znaków (każdy ma kształt celtyckiego krzyża, choć wykonane są z różnych materiałów), w "Szarym Królu" to magiczna złota harfa, potrzebna do obudzenia sześciu śpiących rycerzy Światłości. Poszukiwania te prowadzi jedenastoletni Will Stanton, siódmy syn siódmego syna. Wbrew pozorom nie jest to zwykły chłopiec, urodził się bowiem jako ostatni, najmłodszy z Prabraci, rasy potężnych nieśmiertelnych, i dowiaduje się o tym na początku tomu "Ciemność rusza do boju". Z całą powagą i sumiennością przystępuje do spełnienia swojego przeznaczenia, wspierany przez innych Pradawnych, a jego pierwszym mistrzem i przyjacielem jest niejaki Merriman Lyon (czyżby MerLyn?). W tym różni się od bohaterów innych tego rodzaju cykli - pamiętamy, jakie problemy mieli zwykli chłopcy i dziewczęta przypadkiem dostający się do Narnii, albo na przykład bohaterka powieści Adrienne Martin-Barnes, wyraźnie niechętna swojej roli. Will Stanton od początku bez dyskusji przyjmuje do wiadomości kim jest i czego musi dokonać - taki z niego mały, obowiązkowy Prabrat. Bardzo prędko zyskuje konieczne umiejętności i wiedzę, choć nie obywa się bez - drobnych na szczęście - klęsk. Najtrudniejsze jest dla niego nie samo dokonywanie bohaterskich czynów, ale fakt, że oddala się od swoich bliskich, rodziców i ośmiorga rodzeństwa - oni są wszak zwyczajnymi ludźmi, a on nagle wyrasta na kogoś o wiele ich przewyższającego. Żeby ich nie skrzywdzić, powinien ukrywać swoje moce, a to nie takie proste, kiedy trzeba ratować świat przed Ciemnością. Ta ostatnia bez skrupułów posługuje się tymi, których zdoła pozyskać dla swoich celów, choć kończy się to najczęściej dla nich tragicznie. Tak naprawdę wszyscy muszą się w którymś momencie opowiedzieć po jednej ze stron. Za zwątpienie płaci się tragiczną cenę - tajemniczy nieśmiertelny Tułacz, który przechowuje dla Willa pierwszy ze Znaków, był kiedyś zwykłym młodzieńcem, ale zdradziwszy sprawę Światłości stał się przerażonym, błąkającym się przez wieki włóczęgą, tęskniącym za ostatecznym odpoczynkiem. Zwierzęta też odgrywają swoje role, a wiele z nich jest istotami magicznymi - czarny ogier Ciemności, biała klacz Światłości, biały pies młodego Pendragona (czyli potomka króla Artura), ogromne, zmiennokształtne szare lisy Szarego Króla. Całość opowieści inkrustowana jest elementami mitologii Celtów, sagi arturiańskiej, a "Szary Król" wręcz dzieje się w Walii, krainie przesiąkniętej magią. Przy okazji wraz z Willem możemy się nauczyć nieco wymowy walijskich nazw i imion.

Cykl Susan Cooper składa się z pięciu części, z których otrzymaliśmy niestety tylko dwie: drugą i czwartą. Można przypuszczać, że wydano dwa najlepsze, nagradzane tomy - być może, żeby utrzymać poziom serii. Jednak trudno przyjąć do wiadomości, że nie poznamy historii zdobycia pozostałych magicznych przedmiotów. Że nie dowiemy się, jak odnaleziono Graala ("Over Sea, Under Stone"). Ani jak kończy się pięcioksiąg - co stało się, gdy zdobyto kryształowy miecz ("Silver On the Tree"). I co przydarzyło się Willowi, kiedy pojechał na wakacje do Kornwalii - w tomie "Greenwitch". Nie przetłumaczone tomy mogą być nieco słabiej napisane, szczególnie pierwszy, "Over Sea, Under Stone", który powstał paręnaście lat przed pozostałymi. Jednak tworzą całość narracyjną i sztuczne jest wyrywanie z niej fragmentów. Na miejscu młodych czytelników bardzo energicznie żądałabym reszty, bo to znęcanie się nad nimi. Co by to było, gdybyśmy dostali tylko parę tomów OPOWIEŚCI Z NARNII – powiedzmy "Lwa, czarownicę i starą szafę", potem "Księcia Kaspiana" i może jeszcze "Srebrne krzesło" – i już, ani "Siostrzeńca czarnoksiężnika", ani "Chłopca i jego konia", ani "Ostatniej bitwy".

Całość serii jest, jak to książki przeznaczone dla młodzieży, ilustrowana. Rysunki do "Szarego Króla" są lepsze, aczkolwiek w obu tomach ilustracje nie przyciągają spojrzenia – szarobure, mgliście naszkicowane. W "Szarym Królu" grafik przynajmniej lepiej panuje nad rysunkiem postaci – zarówno ludzi, jak zwierząt. Ilustrator tomu "Ciemność rusza do boju" ma pewne problemy z ludzkimi sylwetkami, przyjmują one dość sztuczne pozycje – szczególnie dotyczy to, nie wiadomo czemu, głównego bohatera.

Pozostaje jeszcze kwestia tłumaczenia. Każdy tom przełożyła inna osoba. Po przeczytaniu pierwszego można by wysunąć hipotezę, że po prostu trzeba było zmienić tłumaczkę. To prawda, że dziesięcio- czy nawet dwunastolatek nie zwróci uwagi na ewidentne głupstwa w tekście, tylko że to nie jest żadne usprawiedliwienie kiepskiego przekładu. Ewa Partyga najwyraźniej w ogóle nie czyta brytyjskiej literatury dziecięco-młodzieżowej, a być może nawet w ogóle zwykłej, “dorosłej” fantasy. Choć usiłuje sprawiać wrażenie bardzo znającej się na rzeczy, to uczone przypisy na temat symboliki białej klaczy i strzyżyka w mitologii celtyckiej, kowala Waylanda i Herne’a Łowcy, choć cenne i wiele wnoszące do zrozumienia akcji, nie wystarczą. Można było dodać jeszcze parę słów na temat Znaków, ich kształtu celtyckiego krzyża i symboliki przedchrześcijańskiej – autorka wspomina o tym, ale w jej kraju są to sprawy powszechnie znane. Ale najgorsze jest niezrozumienie prostych, codziennych wyrażeń. Nawet bez zaglądania do oryginału widać, że tłumaczka nie wie, co to jest grandfather clock (bynajmniej nie zegar czyjegoś dziadka, tylko po prostu stojący zegar szafkowy) ani mother-pearl (nie jest to “perła-matka”, tylko macica perłowa), plącze się w określeniach produktu spożywczego zwanego przez nią raz kisielem, a raz leguminą (a tak naprawdę jest to masa bakaliowa, półprodukt do przysmaków świątecznych), stworzyła “hinduską maskę z Jamajki” (West India nie ma nic wspólnego z Hindusami, toż i po polsku mówimy o Indiach Zachodnich), nie odróżnia pochodni od latarki elektrycznej, nie ma bladego pojęcia o znaczeniu angielskich żywopłotów – starożytnych, przedrzymskich, ekosystemów samych w sobie (“płoty, oddzielające starodawne zagony” - niech ją kaczka podepcze!).

Beata Chądzyńska w "Szarym Królu" sprawiła się znacznie lepiej, przynajmniej w kwestii rozumienia oryginału (choć nie uniknęła paru kiksów - “spóźni się, kiedy zagra Ostatnia Trąbka”, “dziwny pies” zamiast “obcy”, “smutny” zamiast “rzeczony”, “bogato zdobiona chińska porcelana” zamiast “porcelana we wzór wierzbowych liści”, “znajdę ich w Crown” zamiast “w gospodzie Pod Koroną”). Niezręczności polskich sformułowań (nie było tego aż tak wiele) teoretycznie mogła wyeliminować redaktorka... no cóż. Ta tłumaczka najwyraźniej nie zgodziła się z pomysłem poprzedniej – nie podobał jej się “Prabrat”, w związku z czym delikatnie podmienia go od czasu do czasu na “Pradawnego”. Trudno ją za to ganić, wybrnęła z problemu dosyć zręcznie, a “Pradawny” lepiej oddaje angielskie Old One.

W sumie dostaliśmy (niezależnie od niedostatków) porządny kawałek brytyjskiego kanonu literatury zwanej tam young adult fantasy, oba tomy zostały nagrodzone ("Ciemność rusza do boju" nagrodą Newbery Honor Book, a "Szary Król" Newbery Award), cały zaś cykl jest niesłychanie popularny wśród czytelników.

(rec. własna, wcześniej zamieszczona w nieistniejącym już netowym pisemku www.sciencefiction.pl)

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 4372
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: bloom411 10.06.2008 08:50 napisał(a):
Odpowiedź na: Cykl CIEMNOŚĆ RUSZA DO BO... | Ysobeth nha Ana
Czytam teraz ten cykl po włosku i jestem zachwycona; bardzo żałuję, że polscy wydawcy jeszcze nie zdecydowali się wydać całości, nawet po wejściu na ekrany kin filmu inspirowanego serią. We Włoszech całość została wydana w jednym tomie pod wspólnym tytułem "Il risveglio delle tenebre", co można przetłumaczyć jako "przebudzenie ciemności"; ten sam tytuł miał film, dzięki któremu - jak to często bywa - seria została wydana (nie wiem czy to pierwsze wydanie czy też po prostu wznowienie; tak czy inaczej, włoscy wydawcy sprawili się lepiej niż rodzimi). Niestety, we włoskim wydaniu nie ma żadnych ilustracji - wielka szkoda, bo z pewnością podkreśliłyby mroczny klimat książki.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: