Dodany: 06.06.2010 18:12|Autor: aku
Przynajmniej raz
Wielbię "starą" Chmielewską. "Byczkom w pomidorach" najbliżej do niej z dzieł ostatnich 20 lat. To wcale nie znaczy, że "stara" Chmielewska wróciła; ale po kolei...
Rzecz dzieje się w domu Alicji kilka lat po krwistych orgiach z "Wszystko czerwone". Znowu Alicja ma tabuny gości, w tym oczywiście Joannę. Pojawiają się także jednostki nieznane, polecone przez kogoś i ogarnięte szaleństwem wielkiej miłości: On, rzadkiej klasy Wodolej i Oblizywacz Sztućców, Ona, cicha, zdrowotnie poturbowana, milcząca. Pewnego dnia Wodolej gubi się. Poszukiwania prowadzone są dosyć niemrawo, co może nie dziwić, jeśli się weźmie pod uwagę, że "tabuny" czas spędzają głównie na jedzeniu gargantuicznych ilości rozmaitych artykułów spożywczych oraz piciu hektolitrów kawy i zatrważających mieszanek trunków. Wraz z rozwojem akcji przybywa jedynie jedzenia i picia, napięcia niestety nie i niemal od początku wiadomo, kto jest winnym zamieszania szwarccharakterem.
Dlaczego zatem książka dostaje mocną czwórkę? Bo przynajmniej raz zaśmiałam się głośno, bo wielokroć uśmiechałam się szeroko, a rozbawiona czułam się przy prawie każdym dialogu (poza dialogiem początkowym, nieznośnie przegadanym). Śmiech jest zasługą humoru słownego, który wrócił w wersji prawie doskonałej, stracił na ostatnio widocznej ciężkości i toporności, znowu zaczął się skrzyć. Bo pojawił się wołoduch Marianek i temperamentny Szwed, Olaf. Bo Elżbieta, bo...
Proszę nie liczyć na drugie "Wszystko czerwone", ale na dobrą zabawę przy lekturze - z całą pewnością liczyć można.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.