Dodany: 23.06.2017 18:17|Autor: imarba

Horror nie może być bezpłciowy, ale nie ma płci


Horror to ostatnio coraz trudniejszy i coraz bardziej wymagający gatunek. Dlaczego? Bo stare strachy się opatrzyły, a nowych jakby brak. Zombiaki wyłażące z grobów właściwie już tylko śmieszą, duchy są dobre dla dzieci, demony i opętania mocno się przejadły, wampiry po „Zmierzchu” Stephenie Meyer bardziej kuszą niż straszą. Dobry, mocny i mroczny horror jest teraz rzadkością nad rzadkościami, gdyż lęk to sprawa intymna. Bardziej intymna nawet niż seks! O seksie się rozmawia; lepiej, gorzej, ale jednak tak; o lęku? NIGDY!

Kiedyś zrobiłam sobie swój własny test psychologiczny (zakładając reakcje skrajnie prawdopodobne i prawdziwe, nie bajkowe): wyobraziłam sobie, że wstaję z łóżka, spoglądam przez okno i widzę na trawniku całkiem pokaźnych rozmiarów statek kosmiczny...

Nie, nie on był przyczyną lęku, ale moje zdrowie psychiczne... No przecież zwariowałam! Tego tam nie może być! Powinnam pójść do lekarza, ale wtedy lekarz coś znajdzie, skończę w wariatkowie i najpewniej nigdy stamtąd nie wyjdę. Zapytać kogoś? To mniej więcej to samo...

Ten aspekt rozważań jednego z bohaterów (nie chodziło o statek kosmiczny, a o zdrowie psychiczne) wydał mi się genialnie autentyczny. Niestety nie czytałam pierwszej części, więc nie do końca wiedziałam, jak tę powieść ugryźć; z drugiej strony językowy, komunikacyjny aspekt narracji sprawił, że popadłam w totalny zachwyt.

Próbowaliście kiedyś wytłumaczyć człowiekowi, który nie widzi od urodzenia, co to jest kolor? Próbowaliście przekazać mu ideę czegoś takiego jak „czerwień”? Z pozoru błaha sprawa, ale w istocie nie da się tego zrobić. Nie ma szans. Komunikujemy pewne rzeczy jedynie przez porównania, a żeby móc to zrobić, interlokutor musi przedmiot porównania znać, mieć podobne doświadczenia, rozumieć...

Czyli co to jest czerwień? Co to w ogóle jest kolor? Co to jest myśl? Mamy miliony odniesień, które pomagają nam rozumieć nasz świat, ale gdyby trafiła się istota z innego świata? Taka, która tych odniesień nie ma?

I tu, moim zdaniem, Magdalena Kałużyńska pokazała nie klasę, a geniusz...

To, jak skonstruowała warstwę narracyjną powieści, jest wprost niesamowite. Kiedy byłam dzieckiem, zawsze zastanawiałam się, dlaczego w filmach wojennych wszyscy Niemcy mówią po… angielsku; długo trwało, zanim pojęłam, że jest to po prostu konwencja, zabieg ułatwiający zrozumienie. Tu autorka pokazała inne byty, które muszą porozumieć się z człowiekiem – i nie poszła na łatwiznę. Co to, to nie! Ona wymyśliła coś zupełnie innego i nie zamknęła tego w dwóch akapitach, ale umiała poprowadzić przez całą powieść, tak żeby wkurzało, dawało do myślenia i fascynowało. I nagle zrozumiałam nasze (ludzkie) romantyczne oczekiwania, i to, co mówił Stephen Hawking, właściwie nie tyle zrozumiałam, ile zobaczyłem, że inni też tak czują. A co, jeżeli? Co, jeżeli ona ma rację? Co, jeżeli to się dzieje?

Czym jest ta powieść? Horrorem? Horrorem też, ale takim z górnej półki (wcale nie krew tu przeraża), i powieścią SF z genialnym nawiązaniem do „Robota” Snerga Wiśniewskiego, do Philipa Dicka, do G.R.R. Martina z jego „Piasecznikami”, trochę do Lema... i ukłonem w stronę slashera (nieco żartobliwym i niejednoznacznym – piła mnie powaliła), i całkiem dobrym thrillerem. Zresztą odniesień jest tam, że tak powiem, multum, a im więcej wiemy, tym więcej widzimy... Kosmologia bardzo niejednoznaczna – mnie trochę przekierowała do Pratchetta, ale li tylko ze względu na pojęcie Demiurga, a nie na pratchettowskie poczucie humoru (choć jest mu, moim zdaniem, bliska).

Podkreślam jednak, to nie są zapożyczenia, ale delikatne, inteligentne aluzje... I to różni autorkę od epigonów.

Niektórzy twierdzą, że taka krwawa masakra w wydaniu kobiety stanowi nowość... No nie wiem... I co to ma do rzeczy? Autorki nie odbieram płciowo, ma niesamowitą wyobraźnię, genialny warsztat. Że kobieta i tyle krwi... no, w sumie... horror nie może być bezpłciowy, ale nie ma płci!

Językowo książka cudna i wymagająca, a ja takie lubię, co mówię! ja takie kocham! Jestem pewna, że gdyby spod pióra tej autorki „wydostał się” romans, też bym przeczytała (chociaż nienawidzę romansów) – język pisarza potrafi sprawić cuda.

Oby w bibliotece był „Alvethor. Białe miejsce”. Ciekawa jestem mojego wrażenia po przeczytaniu cyklu od początku, ale... jeżeli tekst broni się BEZ początku, to ja chcę więcej!


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 242
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: