Dodany: 18.05.2010 22:58|Autor: Eire

Książka: Serce
Amicis Edmund de (Amicis Edmondo de)

3 osoby polecają ten tekst.

To XIX wiek, XIX wiek... i co z tego?


Ostatnio na fali powrotów do książek dzieciństwa dotarłam do skały. 10 lat temu jako dziecięcy miłośnik XIX-wiecznej literatury „Serce” zmogłam tylko dzięki silnemu postanowieniu przeczytania wszystkich lektur wspomnianych w podręczniku. Może trafiłam na zły moment, albo nie dorosłam do tego dzieła? Wzięłam, spróbowałam i jedyne, co zmieniło się w mojej opinii względem „Serca”, to sformułowanie zarzutów, które dawno temu biegały mi po głowie. Fabuły prawie nie pamiętałam - nie jest to dobry znak, ale miałam nadzieję, że dzięki temu podejdę do tego na świeżo.

„Serce” udaje pamiętnik - Autor na wstępie przyznaje się do przeredagowania dziecięcych notatek (może szkoda, że nie zostawił ich w spokoju). Mamy więc Włochy, koniec XIX wieku, ucznia Henryka, jego stosunkowo zamożną rodzinę (Siostra, Matka, Ojciec dziennikarz) oraz szkolnych towarzyszy, którym będziemy towarzyszyć przez jeden rok szkolnej nauki. Trochę znajomych realiów, trochę egzotyki, trochę historii - tak, nawet taką receptę na sukces można zepsuć.

Pierwsze, co odrzuciło mnie w tej książce, to język. Zarówno w starym tłumaczeniu Konopnickiej, jak i w nowym - Dubowskiego odrzucają mnie frazy, jakich nie powstydziliby się najwięksi grafomani. Z opisu najprostszych sytuacji i codziennych dialogów patos wylewa się i zalewa mieszkanie. To nie jest nawet śmieszne, ale męczące w czytaniu. Nie wierzę, żeby Henryk tak się wyrażał i z taką emfazą opisywał codzienne czynności, to jest język człowieka, który stara się uchodzić za wyrafinowanego i wcale mu to nie wychodzi.

Niewiele lepiej jest w warstwie fabularnej - szkoła Henryka to aniołki i czarna owca jak z koszmaru pedagoga. To nie dzieci, ale gadające figury, jakieś nakręcone wedle jednego wzoru maszynki do wypluwania górnolotnych fraz i ilustrowania Postaw Życiowych. Jest Gieniusz Klasowy, jest Ten Obcy, Szlachetny Dzikus, Młody Bohater, Nieszczęśliwe Dziecię, Pozornie-Chciwy-Ale-Ma-Serce i obowiązkowa Czarna Owca, z rogami tak pięknymi, że tylko wideł i siarki brak. Trudno w nie uwierzyć, a mnie nie udało się nikogo polubić. Do tego dochodzi dydaktyczny terror - nie mam tu na myśli „Opowiadań Miesięcznych”, które przesłodzone i przesadzone tracą na realności. Już jako dziecko nie mogłam znieść wpisów rodziców i siostry Henryka. Ja rozumiem, że to XIX wiek i masakryczne z naszego punktu widzenia metody wychowawcze, że robili to w dobrej wierze, ale gdyby mnie terroryzowano opisując nędzę innych dzieci, ciężką dolę robotników i cudze bohaterstwo, to bym się chyba pocięła gęsim piórem.

Można powiedzieć - to XIX wiek, nie „stulecie dziecka”, a „Serce” nie „Mikołajek”. Zgoda, ale tenże XIX wiek dał nam takie książki, jak „Stalky i Spółka”, gdzie surowe zasady równoważy ciepło i humor. Nasze rodzime „Bezgrzeszne lata” to nielegalne wyprawy do teatru i „Sztuka Podpowiadania”, a „Niebieskie mundurki” mają chwile bohaterstwa, żarliwej religijności i patriotycznych uniesień, ale między nimi popalają, popijają, leją lizusów i w międzyczasie wychodzą na ludzi. Że nie tak pięknie i idealnie jak Henryk i Spółka? Może, ale za to naturalniej i weselej.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 3270
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: Zyd_z_Wesela 17.11.2023 04:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Ostatnio na fali powrotów... | Eire
Podpisuję się wszystkimi kończynami.Język jak jedzenie kilograma miodu naraz, styl, nie bójmy się tego słowa, grafomański i błędy, błędy. Ot, pierwszy błąd z brzegu: (Opowiadania miesięczne). Synek szuka ojca w szpitalu. Przyjęty tego i tego dnia - o, to ten. Nie poznaje syna. Po kilku dniach ojciec się odnajduje "Matka do mnie pisała" To list doszedł, a syn nie znał nawet nazwiska ojca? Inne: "Ucałował jego serce", a nikt "chłopczyny" nie raczył pochować tylko "ucałowali mu serce", lub "ojciec zasnął z czołem na sercu chłopczyny". LITOŚCI. Kiedy to czytałem lat temu, no, bardzo wiele, miałem chyba z 10 lat, podobało mi się. Wtedy nie znałem pojęcia grafomanii. A czemu np. Makuszyński potrafi opisać szkołę i uczniów NORMALNIE, jak żywy organizm. Jeśli de Amicis zamierzał stworzyć "wyciskacz łez" to mu się udało, ale wyciskacz łez złości po czytaniu tego grafomańskiego "dzieła". Makuszyński też potrafi wycisnąć łezkę, mimo jego nieco archaicznego języka powraca się do jego książek (podobnie i do Gomulickiego).
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: