Dodany: 05.04.2017 09:06|Autor: Bloom

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Niedziela, która zdarzyła się w środę
Szczygieł Mariusz, Staszewski Wojciech

4 osoby polecają ten tekst.

Społeczeństwo na dorobku


Co się w tej Polsce działo, to po prostu się w głowie nie mieści. Zwyczajni ludzie byli milionerami, którzy z trudem mogli kupić bochenek chleba. Wielkie zakłady plajtowały, fortuny „Bobów Kowalskych” kusiły, a w Licheniu budowano największy (chociaż i tak zmniejszony o jedną trzecią względem pierwotnego projektu) kościół w Polsce. Dobrze znam te opowieści od starszych. Jednak dopiero z reportaży Mariusza Szczygła wyłania się tamten prawdziwy świat – na zewnątrz: śmieszny, głębiej: potwornie smutny i przygnębiający.

Nie ma co: reportaże Mariusza Szczygła są świetne. Po takim zdaniu trudno dodać cokolwiek obiektywnego. Spróbuję.

Odpowiedzieć na ogłoszenie. A później napisać jeszcze raz, już jako reporter. Reprezentować milionera i zadzwonić do muzeum z prośbą o wypożyczenie „Hołdu pruskiego” (milioner nie istnieje). Dotrzeć do pokrzywdzonych na podstawie ich skarg wniesionych do RPO.

Czego nie zrobi reporter dla materiału…

Ale właśnie to wszystko – te i pozostałe, już bardziej konwencjonalne metody, dobór tematów i bohaterów, wreszcie sposób obrazowania i poprowadzenia opowieści – decyduje o tym, że „Niedziela, która zdarzyła się w środę” jest niezwykle autentyczna. Autor dociera nie tylko do tych, których transformacja skrzywdziła, ale spod każdej rozmowy wyziera rozczarowanie, zgorzknienie, a przynajmniej stan najbardziej pośredni i chyba też najtrudniejszy: niepewność. Oto polskie społeczeństwo po roku 1989 pożegnało to, co już zdążyło dobrze poznać, nawet oswoić, aby zmierzyć się z tym, co kompletnie nieznane i nowe.

Wystarczy pobieżnie prześledzić tematy, jakie podejmuje Szczygieł, aby dostrzec wyzwania nowej rzeczywistości: plajtę wielkich zakładów i przejmowanie ich za bezcen przez korporacje zachodnie; narodziny i ekspansję disco polo; onanizm; numer PESEL; inflację; nowe, nieznane słowa, konstruujące świat na nowo; Amway i wstęp do korpo-piekła.

Szczygieł, podobnie jak Springer, oddaje głos ludziom z małych miejscowości – po roku 1989 odciętych od świata i zapomnianych (schemat podobny – zamknięcie hotelu pociąga za sobą likwidację linii kolejowej; jak pokazuje przykład mnóstwa miejscowości, to drugie w zupełności wystarczy). W niewielkiej społeczności jak w lustrze odbijają się polskie „cechy narodowe”: zawiść (inny osiągnął, my głodujemy), niechęć wobec obcych (niekoniecznie imigrantów), „upośledzenie przez wypadki historyczne” (Niemiec/Rusek/Bóg-Wie-Kto-Inny jest winien mojej klęski), zaradność, przedsiębiorczość, upór… Listę można rozszerzać, jednak nie ma takiej potrzeby. Z dwóch powodów; po pierwsze – to cechy uniwersalne (jest jakiś naród obywający się bez nich?); po drugie – katalog tychże cech świadczy wyłącznie o reporterskim kunszcie Szczygła, chwytającego nie tylko przyczyny procesów, ale też ich daleko idące skutki. Czyni to przez pryzmat „ludu” – tych, którzy w wyniku transformacji dostają po tyłku najmocniej, mają zatem coś do powiedzenia. Skrzywdzeni i poniżeni, z onanistami i muzykami disco polo w cenie.

Nie umiem być wobec Szczygła krytyczny – kupuje moją czytelniczą wrażliwość błyskotliwym, pełnym humoru językiem, którym, podobnie jak Bareja, opowiada o naszym absurdzie, rozkładzie i goryczy. Smutek nakryty zgrabną ironią i lekkostrawnym żartem. I mówi o rzeczach naprawdę ważnych. Czy można oczekiwać więcej?

(Można – mniej „Projektu: Prawda”, a więcej wcześniejszego Szczygła; chociaż może przesadzam).


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 991
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: