Dodany: 27.03.2017 20:31|Autor: Marioosh

Moje pierwsze spotkanie z Jackiem Reacherem – i ostatnie


Debiutancka powieść Lee Childa była moim pierwszym i prawdopodobnie ostatnim spotkaniem z tym autorem – nie sądzę, bym sięgnął po którąś z dwudziestu pozostałych, gdyż już po tej jednej wiem, że to nie to, co tygrysy lubią najbardziej. Jej największą, moim zdaniem, bolączką jest główny bohater: nie dość, że emerytowany major, to jeszcze były żandarm, a my, podoficerowie, za oficerami nie przepadamy, za żandarmami tym bardziej :). Ale poważnie: zawsze uważałem, że główna postać książki powinna budzić w nas sympatię i szacunek; czytając powinniśmy chcieć się z nią utożsamić. Tymczasem tutaj z bohaterem zaprzyjaźnić się mogą co najwyżej domorośli faszyści – mojej przynajmniej sympatii nie budzi człowiek działający ponad prawem i będący jednoosobowym sądem wymierzającym sprawiedliwość, niezdolny do refleksji, traktujący ludzi jak karaluchy. Jack Reacher niczym westernowy Jeździec Znikąd przyjeżdża do miasteczka, by zrobić w nim porządek – sęk tylko w tym, że taka westernowa formuła wyczerpała się i umarła wiele lat temu. Pomijam już fakt, że ten bohater to niemalże nadczłowiek, bo na pewno są zwolennicy takiej konwencji; dla mnie jednak superheros, który ze wszystkim sobie daje radę i któremu kobiety same wchodzą do łóżka, jest po prostu niestrawny. Znalazłem w recenzjach porównanie Jacka Reachera do Jamesa Bonda, ale nie uważam go za dobre, gdyż pamiętać trzeba, że Bond od początku do końca jest postacią, którą nawet sam Ian Fleming traktował z przymrużeniem oka; Lee Child zaś stworzył bohatera, który wydaje się stuprocentowo poważny.

Nadczłowiek Jack Reacher to jedno, lecz intryga – co prawda dość solidna, ale wręcz nieprawdopodobna – to drugie; chyba nie zdradzę zbyt dużo z zakończenia, jeśli spytam: czy w USA nie ma jakiejś państwowej komisji nadzorującej finanse? Czy nikt nie zauważyłby znikania z rynku gigantycznej liczby jednodolarówek? Trzeba jednak przyznać jedno: „Poziom śmierci” czyta się naprawdę dobrze, akcja jest płynna i potoczysta, autor nie pozwala nam się nudzić. Sęk tylko w tym, że, moim zdaniem, to jedyne plusy tej książki – nie ukrywam, iż w kilku momentach historia wzbudziła najpierw moje niedowierzanie, potem zdziwienie, a na końcu rozdrażnienie, co w przypadku powieści sensacyjnej jest grzechem śmiertelnym, gdyż powinna ona intrygować, a nie drażnić i rozśmieszać.

Na deser jeszcze jedno: wydawałoby się, iż formuła tej książki w chwili jej powstania, czyli w 1997 roku, była pewną nowością – jednak wywęszyłem, że nie, gdyż już 33 lata wcześniej John D. MacDonald stworzył postać Travisa McGee, człowieka z Florydy, ale właściwie znikąd, który pojawia się tam, gdzie ludziom dzieje się krzywda i wymierza sprawiedliwość. Jack Reacher to niemalże jego kopia: podobny wygląd, postura, przeszłość, metody działania, podobne podejście do kobiet, podobne nieprawdopodobieństwo rozwiązania intrygi... i nawet liczba tomów serii jest identyczna: obaj autorzy napisali po 21 książek o swoich bohaterach.

Krótko mówiąc, nie zachwycił mnie „Poziom śmierci” i jak już napisałem, nie wydaje mi się, bym jeszcze kiedyś sięgnął po jakąś inną powieść Lee Childa. Na pewno są zwolennicy takiej konwencji i formy, ale mnie ona nie przekonała.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1432
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: