Dodany: 20.02.2017 13:20|Autor: UzytkownikUsuniety04​282023155215Opiekun BiblioNETki

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Zimowe królestwo
Larkin Philip

1 osoba poleca ten tekst.

Z ciemności w ciemność, czyli „Zimowe królestwo” Philipa Larkina



Recenzent: Konrad Urbański


Niezwykle trudno jest omówić „Zimowe królestwo” – całość rozgrywa się gdzieś poza językiem. Właściwie każdą scenę rozsadzają ukryte sensy i pozostające poza warstwą czysto lingwistyczną, pozornie przypadkowe gesty, spojrzenia. Lektura tej powieści przypomina błądzenie w umyśle człowieka. Jeśli uwaga czytelnika skupi się wyłącznie na zdarzeniach – może on odłożyć książkę z poczuciem bezkresnej nudy. Dopiero zanurzenie się w ciasne uliczki, labirynty i mgłę przynosi pożądane skutki.

Dzień z życia Katherine Lind, prawdopodobnie niemieckiej Żydówki, z zewnątrz wygląda na zupełnie zwyczajny. Poranek i popołudnie spędzone w bibliotece na żmudnej i niekończącej się pracy: układaniu książek na odpowiednich półkach, wypełnianiu katalogów i fiszek, wydawaniu zamówionych tomów czytelnikom. W przerwie obiad, dyskusja z szefem. Zdarzenie niespodziewane – jedna z koleżanek cierpi od bólu zęba, Katherine odprowadza ją do dentysty. I jeszcze coś psuje poukładany i nudny do granic możliwości dzień: spotkanie z dawnym znajomym.

Wędrówka z bohaterką nie należy do najłatwiejszych. Ulice zasypane śniegiem sprawiającym, że każda z nich wygląda identycznie. Mgła. Mdłe światło latarni ulicznych. Każdy z tych składników buduje klimat niepewności, zagubienia. Pierwsza i trzecia część powieści przysypana jest śniegiem. Na początku świeżym, dopiero co spadłym: „Leżał w rowach i w zagłębieniach pól, którędy chadzały tylko ptaki”[1]. Na końcu – brudnym, rozdeptanym i rozjeżdżonym. Środkowy fragment to lato w pełni, ciepłe, pełne pozornej beztroski i nudy. Wtedy też toczy się rozgrywka między Katherine a Robinem. Młodzieńcza, nieudolna; ich ruchy cechuje pewna nieświadomość, wynikająca z młodego wieku. Ta część powieści to dojrzewanie głównej bohaterki do zawodu miłosnego, którego wynikiem jest późniejsze rozczarowanie światem.

Bo Katherine – wyobcowana, pozostająca na marginesie – jest obrazem rozczarowania młodego człowieka tym, co zastał dookoła. Gonitwa innych za bzdurnymi ideałami wzmaga u niej poczucie niepewności. Jako młoda kobieta – dopiero szuka. Jednak sama nie do końca wie, czego. A poszukiwań nie ułatwiają jej inni bohaterowie, nie zagubieni, ale wręcz śmieszni: pan Anstey ze swoimi przemowami o uczciwej pracy, plotkara Green, zblazowana, znudzona i przedwcześnie zgorzkniała Jane, niedojrzały od początku do końca Robin. Spętani konwenansem, angielskim dystansem i swego rodzaju chłodem. Każde z nich staje się dla Katherine lustrem, w którym odbija się jej – świadome bądź nie – odcięcie się od świata. A gdzieś w oddali huczy wojna…

Równie istotne w budowaniu powieściowej rzeczywistości są drobne przedmioty bądź nieistotne zdarzenia – każde z nich oblepione napiętymi nerwami, nitkami prowadzącymi do jeszcze bardziej poplątanego kłębka. Srebrna szczotka do włosów, pływanie łódką, układanie książek na półce i błądzenie w labiryncie biblioteki, zdjęcie z rodziną Fennelów, do których Katherine przybyła na wakacje… Każde może coś wywołać, każde z czymś związać.

Klimat – gęsty i zawiesisty – Larkin buduje tu z niepewności, zagubienia i śniegu, w trzeciej części zdeptanego jak emocje i uczucia Katherine. To powieść skrojona według wielkich wzorców: Prousta, Musila, Manna czy Joyce’a. Porównanie nie jest przypadkowe, u każdego z tych autorów w przynajmniej jednej powieści bohaterem jest człowiek wkraczający w dojrzałe życie. I u każdego z nich właśnie emocje – to, co rozgrywa się między słowami – stanowią tkankę opowieści. U Larkina podobnie. Ta historia bez wydarzeń – złożona z pomniejszych historii – prześciga niejedno grube tomiszcze. Czyli nic nowego pod słońcem, ale za ten klimat można dać się pokroić.

„Zimowe królestwo” – jakkolwiek banalnie zabrzmią te słowa – to przede wszystkim dusza: marznący kłębek emocji i uczuć. Stopniowe wygasanie, zamarzanie głównej bohaterki w nudzie, poczuciu rozczarowania, w tępo płynących godzinach. Ostatecznie powieść jest ironicznym odwróceniem procesu dojrzewania – odwrotem ze świata. „Był śnieg i tykanie jej zegarka. Tyle płatków śniegu, tyle sekund. W miarę upływu czasu zdawały się mieszać w ich umysłach, spiętrzać w ogromny kształt, może kurhan pogrzebowy albo stromy brzeg lodowej góry o niewidocznym szczycie”[2].


---
[1] Philip Larkin, „Zimowe królestwo”, przeł. J. Dehnel, wyd. Biuro Literackie, 2017, s. 7.
[2] Tamże, s. 228.





Autor: Philip Larkin
Tytuł: Zimowe królestwo
Tłumacz: Jacek Dehnel
Wydawnictwo: Biuro Literackie, 2017
Liczba stron: 239

Ocena recenzenta: 5/6


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1221
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: