Dodany: 26.04.2010 21:45|Autor: koczowniczka

O mężczyźnie, który w dniu śmierci żony miał dobry apetyt


Uwaga - zdradzam szczegóły zachowania narratora!


Autor tej autobiograficznej książki prowadząc samochód zagapił się i uderzył w drzewo. Jego poranione córeczki trafiły do szpitala, a żona znalazła się w stanie śmierci klinicznej. On sam z kolei doznał urazu nogi, a także złamał kilka żeber. W szpitalu założyli mu gips, wenflony, cewniki, czopki. Swoje dolegliwości opisuje z wielką werwą. Bardziej enigmatycznie wyraża się o innych wydarzeniach, np. o niechęci do odwiedzenia żony.

Dlaczego nie chciał, by zawieziono go do niej? Nie kochał jej? Ależ on twierdzi, że bardzo kochał. Lecz po co miał odwiedzać żonę i ujmować jej zimną dłoń, skoro mógł połączyć się z nią w sposób duchowy?

"Może chcesz, żebym był przy tobie ten jeden raz... Ale przecież jestem! Poczuj mnie. Wszystko robię z myślą o tobie!"[1].

Żałowałam tych dziewczynek - odniosły ciężkie obrażenia w wypadku samochodowym, po czym, kiedy tak bardzo potrzebowały opieki, czułości, dowiedziały się, że ich mama umiera. W noc po śmierci matki zostały w sali szpitalnej same, straszliwie osamotnione, przerażone. Czy to kolejny przykład bezduszności personelu? Ależ nie! Pracownice szpitala proponowały ojcu, by spał obok córeczek, i nie rozumiały, dlaczego on nie chciał skorzystać z tej możliwości i dlaczego na takie propozycje reagował niechęcią, a nawet złością.

Po tej strasznej, traumatycznej dla córeczek nocy też się do nich nie spieszył, musiał przecież zjeść śniadanie...

"Rosemyn dowiedziała się, że przyjdę do niej o ósmej trzydzieści rano, żeby porozmawiać o pożegnaniu. Jednak zanim zdążę zjeść śniadanie, skorzystać z toalety - i przejść z mojego do jej skrzydła, jest już dziewiąta. Te trzydzieści minut wydało jej się długim czasem, zresztą bez wątpienia pielęgniarkom również"[2].

Celna uwaga, autorze, na pewno dziewczynkom czas oczekiwania wydał się długi!

Po człowieku, który spowodował okaleczenie i śmierć najbliższych osób, spodziewałabym się wielkich wyrzutów sumienia, rozpaczy, tymczasem autor bardzo rzadko wspomina o wyrzutach sumienia i reaguje gwałtownie, gdy córeczka oskarża go o nieuwagę podczas jazdy, odpowiada, że wypadki po prostu się zdarzają, nie są niczyją winą. Nie budzi ten człowiek mojej sympatii, nie rozumiem go, chciałabym przeczytać tę samą historię napisaną przez którąś z pielęgniarek albo przez innego członka rodziny, może byłoby więcej szczerych uczuć.

"Masz spuchniętą i nieco siną twarz. Twoje olśniewające oczy nie mają żadnego wyrazu. Kąciki twoich ust opadły i są zakrwawione. Nawet twoje ręce, złożone na swetrze, są spuchnięte. Skarbie, co oni ci zrobili?"[3].

Hmm... ale czy to na pewno wina lekarzy, że jej twarz jest sina? Autor zadaje też czasami bardzo naiwne pytania: "Phoebe zmoczyła łóżko. Czy naukowcy już odkryli albo przyznali, że ten problem ma związek z napięciem nerwowym?"[4]. Wolałabym, by zamiast podobnych uwag Bohlmeijer napisał coś o żonie sprzed wypadku, przybliżył mi jej postać.

"Do nowego anioła" to bardzo dziwna książka. Na mnie sprawiła wrażenie nieszczerej, czytałam ją z jakimś przykrym uczuciem, podejrzewałam chwilami, że autor próbuje grać na emocjach czytelnika, produkuje piękne słówka, a niewiele od siebie daje. Zaskoczył mnie jego dobry apetyt w dniu pogrzebu, przekonanie, że żona "chce iść do światła", lęk, by lekarze nie starali się przywrócić jej do życia...

A czy to łączenie się z żoną w sposób mistyczny nie jest przypadkiem bujdą i oszukiwaniem czytelnika? Cóż, ja, będąc na miejscu tej biednej kobiety, wolałabym, by mąż nie pisał o mnie książek i nie łączył się ze mną w sposób duchowy, lecz po prostu, po ludzku mnie odwiedził.



---
[1] Arno Bohlmeijer, "Do nowego anioła", przeł. I. Sumera, wyd. Znak, 2008, str. 90.
[2] Tamże, str. 109.
[3] Tamże, str. 111.
[4] Tamże, str. 163.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 521
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: