Czytam właśnie
Ziemia obiecana (
Reymont Władysław (Reymont Władysław Stanisław; właśc. Rejment Stanisław Władysław))
i zachodzę w głowę, skąd u Reymonta ta obsesja na punkcie zielonych oczu (Malinowskiego), zielonych źrenic pocętkowanych złotymi skrami (Niny Trawińskiej), a przede wszystkim zielonych skrzeń, które bohaterom w oczach błyskają. Zielone oczy Malinowskiego nie dziwiłyby może tak bardzo, gdyby nie częstotliwość, z jaką autor czytelnikowi o ich kolorze przypomina, chociaż powiedzieć, że były to po prostu zielone oczy, zdaje się być jednak uproszczeniem:
"Twarz miał bladą jak surowy perkal, zupełnie popielate włosy i wąsy, no i te dziwne oczy zielone, które ciągle zmieniały kolor. " (Tom I, rozdział VIII)
W prawdziwą konsternację wprawiają mnie jednak zielone błyski, które pod wpływem emocji - i to różnych emocji - skrzą się różnym bohaterom w oczach, tudzież zielone skry, które im się w oczach błyskają:
Tom I, rozdział V:
“Karol popatrzył na niego oczami, w których zaczęły błyskać zielone skry gniewu i nienawiści.”
Rozdział VII:
“… szepnęła Róża, w jej szarych wielkich oczach zaczęły skrzyć się zielonawe błyski.”
“… szeptała, przechylając głowę ku niemu, zagryzła usta, a spod przymkniętych, ciężkich, sinawych powiek zaczęły się skrzyć zielonawe błyski.”
tom II, rozdział VIII:
“Więc on mówił znowu i wyśpiewywał całą symfonię miłości, nie spostrzegłszy przyjścia Róży, która cichutko usiadła na kanapce, objęła Melę ramieniem, położyła swoją czerwoną głowę na jej piersiach i pełnymi zielonawych skrzeń oczami wpatrzyła się w niego i słuchała.”
(Nie podaję numerów stron, ponieważ czytam ebooka. Oto jego źródło: http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/ziemia-obiecana/)
Skąd te zielone błyski?
Czy ja się niepotrzebnie czepiam? Czy to jest jednak pewien błąd warsztatowy?
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.