Po co nam Miłosz skoro mamy Dodę?
Ponury śmiech mnie ogarnia, kiedy czytam, że Dan Brown to literacki nr 1 na świecie, na dodatek najinteligentniejszy autor, erudyta jak Eco. To tak jak by napisać, że wynalazca hamburgera to najlepszy kucharz na świecie albo pomysłodawca noża i widelca to techniczny nr 1, bo to przecież najpowszechniej używane narzędzia Ziemi. Do czego doszliśmy, że bez najmniejszego protestu marketingowa machina jest nam w stanie wmówić dowolny idiotyzm? Do jakiego stopnia powszechny brak krytycyzmu umożliwia specom od reklamy kształtowanie opinii publicznej bez oglądania się na jakieś nieprzekraczalne minimum przyzwoitości? Czy za chwilę ktoś nie powie: Po co nam jakiś Kołakowski czy Miłosz, skoro mamy Dodę?