Dodany: 05.11.2016 10:48|Autor: zsiaduemleko

Książka: Półbrat
Christensen Lars Saabye

2 osoby polecają ten tekst.

O pianinie pani Arnesen


Czytałem, że Norwegowie są obok Duńczyków najszczęśliwszym i najbardziej zadowolonym z życia narodem. Przynajmniej wśród tych, które poddano badaniom. Kilka miejsc dalej znajdują się Szwedzi. Natomiast skandynawska literatura nieszczególnie kojarzy się ze szczęściem, a jej ogólnie przyjętemu wizerunkowi towarzyszą zwykle senna ponurość, surowość, czerwone od mrozu oraz pomarszczone ze starości twarze bohaterów i koniecznie jakiś trup, bo skandynawskie kryminały mają swoje zasady, więc zwłoki muszą być i basta. Jak to jest, że ci wszyscy tak wybitnie szczęśliwi ludzie tworzą powieści o tak małej zawartości szczęścia samego w sobie? Czy szwedzcy i norwescy pisarze nie zamierzają dzielić się swoim szczęściem z innymi narodami? A może są już tak bardzo znudzeni osobistym szczęściem, że w literaturze szukają ujścia i oddechu? Może dla nich to wielka ulga, gdy mogą skoro świt wstać i zająć się pisaniem o przygnębiających losach swoich literackich bohaterów, zamiast znów cały dzień i do porzygania znosić własne szczęście. Nie wiem, tak tylko kombinuję operując stereotypami, bo kto mi zabroni. I na pewno są gdzieś skandynawskie powieści, które wprost ociekają optymizmem oraz dobrym humorem, ale "Półbrat" do nich nie należy. I dobrze, mam już bowiem takie wewnętrzne nastawienie, że sięgając po literaturę norweską spodziewam się odpowiedniej i znajomej atmosfery. Lubię ją, więc wolałbym nie być w tym aspekcie niemiło zaskakiwany. Niech radośni Skandynawowie idą być szczęśliwymi gdzieś indziej.

Zamysł powieści Christensena raczej nie zgarnie nagród za największą kreatywność, bo w ogólnym pojęciu jest to saga rodzinna z perspektywą zogniskowaną na Barnumie – zakompleksionym chłopcu z niedostatkami wzrostu, potem dorosłym już mężczyźnie ze słabością do alkoholu. Reszta dotyczy wszystkiego tego, co ma on wokół siebie: jego rodziców, brata, przyjaciół, wrogów, obiektów miłości. Historia jest rozciągnięta od dnia zakończenia II wojny światowej aż do przełomu stuleci, więc bohater ma co opowiadać. Tam, gdzie brakuje mu wiedzy oraz informacji wspomaga go wszystkowiedzący narrator; panowie zgrabnie się uzupełniają. Oczywiście tytuł zobowiązuje i osią całej opowieści jest relacja Barnuma z jego (pół)bratem – Fredem. Chłopcy są zdani na czułą opiekę matki, babci oraz prababci, bo mężczyźni w tej rodzinie to cienie. Ojciec Freda jest nieznany i pozostał po nim tylko złoty guzik (oraz mocna, niepokojąca scena na strychu). Ojciec Barnuma stale szuka samotności, nie ma go całymi dniami, a czym się zajmuje, pozostaje tajemnicą nawet dla najbliższych. Jeśli spojrzeć w stronę wcześniejszych pokoleń, okazuje się, że wcale nie było lepiej. Barnum podziwia starszego brata, ale jednocześnie lęka się jego nie do końca zrównoważonej i mrocznej psychiki. Ta obawa w jakimś stopniu przenosi się na czytelnika, bo doprawdy trudno przewidzieć, jak daleko Fred jest w stanie się posunąć.

"– Jestem jednym z ludzi nocy – mówię szeptem. Peder stoi odwrócony plecami. – Ludzi nocy? – Pełno ich w mojej rodzinie, Peder. Pełno mężczyzn, którzy znikają. – Ty jeszcze całkiem nie zniknąłeś, Barnum, o ile dobrze widzę. – Jestem na dobrej drodze – mówię"[1].

To ogromnie uproszczony zarys fabularny "Półbrata", ale innego w moim wykonaniu nie będzie. By jednak oddać sprawiedliwość autorowi muszę zaznaczyć, że w powieści roi się od wątków, rozgałęzień historii, detali charakterystycznych dla epoki. Postacie również nie są tak szablonowe, jak mogłoby się wydawać. Szczodrze obdarzony ojciec bohatera już jako dziecko postanowił, że w przyszłości będzie sprzedawał wiatr (mnie nie pytajcie). Peder i Vivian tworzą z Barnumem trójkąt przyjaciół, ale rodzaj indywidualnych uczuć między jego wierzchołkami nie jest precyzyjny ani jednoznaczny. Zresztą przebiegowi tej znajomości też daleko do przewidywalności. Oprócz tego będziemy mieli okazję poznać krótką, ale niecodzienną, bo zahaczającą wręcz o realizm magiczny historię cyrku Mundus oraz jego pracowników – najwyższego człowieka świata (273 cm!), pannę Oślą Głowę (najbrzydszą kobietę świata) i Der Rote Teufla (w sensie, że Czerwonego Diabła). Pojedyncze wątki (jak choćby rodzinne skłonności do chorobliwego milczenia czy też walizka z oklaskami) mógłbym wymieniać jeszcze jakiś czas, ale przecież nie w tym rzecz. Podobnie z kwestią więzi Barnuma z najbliższymi, bo te są wielokrotnie bardziej złożone, niż uda mi się to tutaj kiedykolwiek oddać słowami.

"Nie przemijamy bez śladu. Ciągniemy za sobą kilwater, który nigdy całkiem się nie zamyka, rozdarcie w czasie, które z takim wysiłkiem zostawiamy za sobą"[2].

Tak teraz sobie myślę, że "Półbrat" jest cholernie trudny do krótkiego scharakteryzowania (bez konieczności przynudzania) oraz ocenienia. Jeśli wziąć w dłonie egzemplarz książki i ją przekartkować, pierwsze, co rzuca się w oczy to bezwzględne wyjustowanie treści. Kolejne kartki od grzbietu po margines szczelnie wypełnione są równymi rzędami idących jak na pogrzeb liter. Nie ma wyjątków, żadnych wcięć w tekście, poza zakończeniami rozdziałów – dopiero wtedy możemy ujrzeć kawałek niezagospodarowanej przestrzeni. Biorąc pod uwagę, że czeka nas ponad dziewięćset takich stron – można się zniechęcić. Dominują krótkie zdania, chwilami bywa jednostajnie, czasami prawdopodobnie nawet monotonnie, ale ta historia płynie stałym strumieniem i jeśli uda nam się zrównać z nim tempo czytania, lektura w zasadzie nie wymaga żadnego wysiłku – nurt niesie nas sam. Treściowo "Półbrat" jest niezwykle sycący, wręcz wyczerpujący, jednocześnie zaś wciąż zaskakująco pełny niedopowiedzeń. Bo jak można tyle i tak długo opowiadać, a jednak nie opowiedzieć jeszcze wszystkiego? Trzeba by o to zapytać jakąś kobietę.

Powieść Christensena ogólnie okrzyknięta została arcydziełem, ale nieważne, co krzyczą inni, przecież mogą się mylić. Istotne, co my sami będziemy mogli powiedzieć o tej książce, bo to, że warto ją przeczytać i osobiście wyrobić sobie zdanie, nie powinno ulegać wątpliwości. Zwłaszcza fanów wszelakich sag rodzinnych nie muszę zapraszać, ale zaznaczam, że "Półbrat" wiadrami czerpie z cech literatury skandynawskiej, stąd jest raczej chłodną, surową opowieścią o niezaspokojonych oczekiwaniach i rozczarowaniach z tym związanych. To historia o samotności, wewnętrznej walce o przetrwanie, o szukaniu uwagi, przeciw wykluczeniu. Poza tym czytelnicy uwielbiający błądzić w domysłach nie powinni narzekać na nudę. Co wcale nie znaczy, że ich ciekawość zostanie kiedykolwiek zaspokojona.

Czy arcydzieło? W moim odczuciu – nie (z tym, że mogę się mylić). Ale to wściekle dobra, intrygująca powieść.


---
[1] Lars Saabye Christensen, "Półbrat", przeł. Iwona Zimnicka, Wydawnictwo Literackie, 2014, str. 879.
[2] Tamże, str. 391.


[Opinię zamieściłem wcześniej na blogu]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 413
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: