Dodany: 08.10.2016 14:44|Autor: Aivalar

Książka: Hudson
Paige Laurelin

I co ja mam z tobą zrobić, Hudson?


Znamy już tę historię. Znamy Alaynę Withers, która marzy o prowadzeniu własnego klubu, a praca jest dla niej nie tylko powołaniem, ale także lekiem na burzliwą przeszłość. Wiemy, że jej świat obrócił się o sto osiemdziesiąt stopni, gdy któregoś dnia zobaczyła przy barze przystojnego Hudsona Pierce’a, człowieka sukcesu. Wiemy, o czym wtedy myślała, jakie miała później zmartwienia. A co z drugą stroną medalu? Jak patrzył na to wszystko sam Hudson, ambitny biznesmen z mrocznymi sekretami?

Ostatnimi czasy zapanowała jakaś dziwna moda na opisywanie tej samej historii z dwóch perspektyw i w osobnych książkach. Z reguły w pierwszej wersji w centrum wydarzeń znajduje się kobieta, później autor (albo raczej autorka) decyduje się na pokazanie świata przedstawionego oczami głównego bohatera męskiego. Oczywiście dotyczy to zwykle powieści erotycznych czy romansów. Nie będę ukrywała, że ten zabieg wydaje mi się nieco bezsensowny; mimo to, głównie z sympatii dla serii „Uwikłani”, postanowiłam jeszcze raz zagłębić się w tę opowieść, tym razem z Hudsonem jako narratorem.

Muszę przyznać, że po przeczytaniu mam naprawdę mieszane uczucia. Po raz kolejny nie mogę niczego zarzucić stylowi autorki, który sprawia, że przez tekst płynie się łatwo i przyjemnie. Ważniejszą kwestią jest jednak pytanie, czy napisanie tej książki było w ogóle potrzebne? „Hudson” ma dość ciekawą kompozycję: rozdziały dzielą się na „przed” – gdzie poznajemy dotąd nieukazaną przeszłość Pierce’a – oraz na „po”, w których dostajemy w zasadzie powtórkę z rozrywki, czyli skrócony i uproszczony opis wydarzeń z poprzednich trzech tomów, tyle że z komentarzem Hudsona. Z prawdziwą przyjemnością odkrywałam sekrety bohatera z czasów, zanim poznał on Alaynę, ale streszczanie znanej mi już fabuły, nawet jeśli z innej perspektywy, zwyczajnie mnie znudziło. Autorka mogła z powodzeniem skupić się wyłącznie na pokazaniu osobowości Hudsona, jego bardzo skomplikowanej relacji z rodziną oraz z Celią, dotrzeć do momentu, w którym pierwszy raz zobaczył Alaynę i na tym skończyć. Książka wyszłaby o połowę krótsza, a byłaby dwa razy ciekawsza. Laurelin Paige zredukowała sceny erotyczne niemal do minimum, więc wielka szkoda, że nie obcięła tej powieści także w innych miejscach.

Przeplatanie rozdziałów „przed” i „po” ma jedną zaletę: gołym okiem dostrzega się przemianę bohatera. Czasami wręcz pojawia się wrażenie, że narrację prowadzą dwie różne osoby, tak znaczną metamorfozę przeszedł Hudson. Obserwowanie tego było rzeczywiście ciekawe, choć zastanawiam się, czy nie wolałam dawnego Pierce’a – owszem, nie miał skrupułów i ranił ludzi, ale jego osobowość była bardziej barwna. Związek z Alayną zmienił go w ciepłe kluchy; nawet mnie, beznadziejną romantyczkę, z czasem zaczęło irytować nieustanne podkreślanie jego miłości do dziewczyny. Miejscami wydawało się, że to on był bardziej skupiony na tym związku, a Alayna miała podobno problemy ze zbyt szybkim angażowaniem się.

Po przeczytaniu tej książki na pewno lepiej zrozumiałam Hudsona. Poznałam jego motywy, sposób myślenia, mogłam go wreszcie w pełni polubić, bo w poprzednich tomach był zbyt banalny – typowy przystojniak, który, żeby nie było aż tak kolorowo, skrywa jakieś paskudne tajemnice. Przekonałam się jednak, że jego charakter jest dużo bardziej skomplikowany. Poza tym strasznie mi się podobało, iż autorka poświęciła całkiem sporo czasu Celii, bo trzeba przyznać, że to również niesamowicie interesująca bohaterka. Zastanawiam się nawet, czy to nie ona bardziej zasługiwała na osobną książkę. Jak wspomniałam, rozdziały poświęcone przeszłości Hudsona (i Celii) wciągały niesamowicie. Znając Alaynę na wylot, miejscami całkiem fajnie było poznać odczucia Hudsona dotyczące tych samych sytuacji. W większości przypadków jednak takie powtarzanie scen zwyczajnie mnie nużyło.

Czy książkę czytało mi się źle? Nie, absolutnie nie, przyjemnie wypełniła mi czas. Czy dowiedziałam się czegoś nowego o bohaterach serii? Jak najbardziej. Ale czy rzeczywiście była potrzebna osobna powieść? No… Niekoniecznie. Mam ogromną nadzieję, że autorka naprawdę chciała pokazać inną stronę swojej historii, że nie napisała tej książki tylko po to, by zwiększyć zyski. Choć kolejny tom ma swoje zalety, dominuje we mnie przekonanie, iż bez niego ten cykl niewiele by stracił.


[Recenzję opublikowałam również na swoim blogu oraz innych portalach]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 562
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: