Przedstawiam „
DOMY, DOMKI i MIESZKANIA… w LITERATURZE”, czyli
KONKURS nr 36, który przygotowała
eliot:
Witajcie.
Oto konkurs, który przygotowałam.
Do odgadnięcia jest 25 fragmentów, do których dołączyłam pytania dodatkowe. W odpowiedzi należy podać:
- imię i nazwisko autora (1 punkt),
- tytuł książki (1 punkt)
- odpowiedź na pytanie (1 punkt).
Do zdobycia jest 75 punktów.
Proszę, by nie ogłaszać na forum kto przeczytał, a kto nie przeczytał którejś z książek. Inne podpowiedzi zaakceptuję :-) Zresztą, mam dobre serce, więc wystarczy się tylko do mnie odezwać, a z pewnością się to opłaci. Postaram się też coś podpowiedzieć w połowie konkursu. Będę już wtedy zorientowana, co Wam sprawia najwięcej kłopotów.
Odpowiedzi, podpisane nickiem z BiblioNETki, można przysyłać:
do północy 12 lutego (poniedziałek) na mój adres: [...]
W przypadku braku odpowiedzi ode mnie, pytajcie na forum czy Wasz mail doszedł.
Życzę wszystkim powodzenia i udanej zabawy.
UWAGA!
Odpowiedzi nie zamieszczamy na Forum! Wysyłamy mailem!
FRAGMENTY KONKURSOWE
1.
Sam widok pałacu Aladyna nie mógłby mnie w większy zachwyt wprowadzić niż myśl zamieszkania we wnętrzu łodzi. Z boku wycięte były takie małe ładne drzwiczki i okienka, a wszystko to pokryte dachem, najzwyczajniejsza pod słońcem łódź, która tysiąc razy pływała po morzu i nie służyła z początku za mieszkanie dla ludzi na lądzie. To mnie właśnie zachwycało. W innym razie pomieszczenie to wydałoby mi się ciasne, duszne, niewygodne, teraz robiło wrażenie doskonałego schronienia.
Wewnątrz było czysto i przytulnie. Stał stół, zegar drewniany, szafka. Na szafce podparta Biblią stała taca z wymalowaną na niej damą z parasolem, przechadzającą się z dzieckiem ubranym jak żołnierz i wywijającym biczem. Gdyby przypadkiem taca się przewróciła, stłukłaby niezliczoną ilość spodków i filiżanek ustawionych wokół Biblii.
Jak miał na nazwisko właściciel opisanego domu?
2.
Dodam jeszcze ważny szczegół:
Słońce w nocy tam przebywa
A w dzień Księżyc odpoczywa.
Podjeżdżają. Tuż przy bramie,
Ozdobionej kryształami,
Stoją rzędy kolumn złotych,
Zmyślnych kształtów i roboty.
Szczyty kolumn gwiazdy wieńczą,
A w ogrodach wokół dźwięczą
Cudne pieśni rajskich ptaków
Skrytych w gąszczu srebrnych krzaków.
Kto poza Słońcem i Księżycem mieszkał w tym domu?
3.
Jakieś dwa kilometry w stronę ... stoi dziwny dom, ale to nie on jest dziwny, lecz jego położenie. Stoi w wąskiej dolinie między zalesionymi na ciemnozielono szczytami. Stoi tak nisko, jak żaden dom w okolicy, właściwie nie widać go znikąd, może tylko z samych szczytów. Strumień obmywa go z dwóch stron, liże jego mokre ściany.
R., stojąc w drzwiach i patrząc na deszcz, zaczął więc opowiadać, że mieszka w nim rodzina P.: ojciec potężny i brązowy, trochę drobniejsza matka i dwoje dzieci. Wieczorami siedzą w milczeniu przy stole, w mroku, bez światła, bo wilgoć nie pozwala działać elektryczności. Ich błyszcząca ciemna skóra odbija tylko słabe refleksy pociemniałego dnia. Nocą cała rodzina kładzie się spać na podłodze w kącie. Cztery sklejone ze sobą ciała, które delikatnie pulsują w rytm ślimakowatych oddechów.
Kim są mieszkańcy domu (P.)?
4.
Tuż za polem golfowym skręciliśmy we wjazd. Wyobraziłem sobie, że przed wojną musiała tu stać potężna brama, która została zburzona albo z patriotyzmu, albo na skutek bezwzględnych zarządzeń wojennych. Kręty podjazd obsadzony rododendronami zawiódł nas przed sam dom.
[...] Bryła domu sprawiała wrażenie jakby zniekształconej – i od razu odgadłem przyczynę. Był to monstrualnych rozmiarów wiejski domek. Miało się wrażenie oglądania wiejskiej siedziby przez potężną lupę. Pruski mur, stromy dach, szczyty na dachu – to był krzywy domek, który wyrósł jak grzyb po deszczu w ciągu jednej nocy.
[...]
Przytłaczające, prawda? – zauważył nadinspektor T. – Naturalnie staruszek rozbudował dom. Można powiedzieć, że zrobił z niego trzy oddzielne domy, każdy z kuchnią i tak dalej.
Z jakiego kraju pochodził właściciel domu?
5.
Domek Grace, nieduży, jednopiętrowy, znajdował się na rogu.
Staroświeckie drewniane drzwi i brązowe okiennice nieomal ginęły w morzu czerwonych róż. Zamek był zardzewiały. A. musiała z całej siły napierać na ciężki mosiężny klucz, nim się niechętnie obrócił.
Musiała jeszcze mocno pchnąć deski ramieniem, żeby drzwi ustąpiły z głośnym protestem zawiasów. Od wewnątrz blokowała je sterta ulotek leżąca pod szparą na listy, na podłodze z czarnych i białych płytek.
[...]
Sypialnia Grace znajdowała się po lewej. Pojedyncze łóżko, zasłane prześcieradłami i kocami, przykryte narzutą. Na mahoniowej szafce stała staroświecka butelka z mleczkiem magnezowym, z białą obwódką wokół szyjki oraz leżała biografia Eleonory Akwitańskiej autorstwa Alison Weir.
Rozczulił ją widok zakładki do książek. Kto ich dzisiaj używa?
Wyobraziła sobie Grace wsuwającą pasek pomiędzy strony, gaszącą światło. Upłynął jej czas. Umarła. Sentymentalna jak nigdy A. postanowiła zabrać tę książkę ze sobą.
W szufladzie znalazła woreczek z lawendą, przewiązany wyblakłą, różową wstążeczką, prócz niej jakąś receptę i pudełko chusteczek.
Pod szufladą znajdowało się jeszcze kilka książek. Dziewczyna przykucnęła, przekrzywiła głowę i zaczęła czytać tytuły na grzbietach. Zawsze ją interesowało, co inni czytają. Znalazła mniej więcej to, czego się spodziewała. Ze dwa tytuły napisane przez Mary Stewart, dwie książki Joanny Trollope, stare wydanie „Miasteczko Peyton Place“ z limitowanej serii oraz cienką książeczkę o katarach.
Jaką jeszcze książkę znalazła A. w sypialni Grace i co w niej było niezwykłego?
6.
Gdy koła powozów zaturkotały pod sklepieniem bramy, serce E. zamarło; wydało jej się, że wkracza do więzienia; mroczny dziedziniec, który mijali, utwierdził jeszcze to uczucie, a wyobraźnia, zawsze wrażliwa na bodźce zewnętrzne, podsunęła jej jeszcze straszniejsze obrazy, jakich rozsądek nie mógłby uzasadnić.
Następna brama wprowadziła ich na drugi dziedziniec, porosły trawą i jeszcze dzikszy od poprzedniego, gdzie, kiedy przyglądała się jego opuszczeniu – wyrosłym murom porosłym z wierzchu przestępem, mchem i wilczą jagodą oraz wieżom wznoszącym się nad nimi – nawiedziły ją myśli o długich mękach i morderstwach. Przejęło ją trwogą jedno z owych momentalnych i niewytłumaczalnych przekonań, jakie czasem owładają nawet silniejszymi umysłami. Uczucie to nie zmniejszyło się, kiedy weszła do przestronnej gotyckiej sali, niewyraźnej w mroku wieczoru, a światło migocące w dali, w długiej perspektywie łuków, jeszcze je potęgowało. Gdy służący podniósł lampę bliżej, blask od niej idący oświetlił filary ostrołuków, tworząc silny kontrast z cieniami padającymi na posadzkę i ściany.
Gdzie stał rodzinny dom E.?
7.
U. nagle uświadomiła sobie, że dom zapełnił się ludźmi, że jej dzieci dorosły do małżeństwa i wkrótce będą miały własne dzieci, a wówczas rodzina może rozproszyć się z braku miejsca. Wydobyła więc ze skrzynki pieniądze zgromadzone podczas długich lat ciężkiej pracy, przyjęła jeszcze więcej zamówień od klientów i przystąpiła do rozbudowy domu. Kazała urządzić paradny salon do przyjmowania gości, drugi, wygodny i przewiewny, na użytek codzienny, jadalnię ze stołem na dwanaście miejsc, tak, by mogła zasiąść cała rodzina wraz z gośćmi, dziewięć izb sypialnych z oknami wychodzącymi na podwórze i długą galerię z parapetem na doniczki paproci i begonii, którą ogród różany chronił od żaru południa. Chcąc zbudować dwa nowe piece poleciła poszerzyć kuchnię, zburzyć stodołę, w której niegdyś P. przepowiadała przyszłość J., i powiększyć ją dwukrotnie, żeby w domu nigdy nie zabrakło pożywienia. Na podwórzu w cieniu kasztana miała być zbudowana jedna łazienka dla mężczyzn, druga dla kobiet, a w głębi duża stajnia, ogrodzony kurnik, obora, wielka ptaszarnia, otwarta na cztery strony świata, żeby bezdomne ptaki mogły z niej dowolnie korzystać.
Jaki „wspaniały wynalazek” przywieziono na otwarcie domu?
8.
Witam, panie T. - przemówił X, przesuwając w palcach nefrytowy różaniec, i A. aż zesłabł z zadowolenia. Zupełnie nie przypuszczał, że X go pamięta, a tym bardziej z nazwiska. Mało to różnej hałastry przynosi mu przesyłki? A tu proszę!
- Co tam pan ma? Proszę mi to dać. I proszę do salonu, niech pan spocznie. M., weź od p-pana T. szynel.
Bojaźliwie wszedłszy do salonu A. nie śmiał nawet zerknąć na boki, skromnie siadł na brzeżku obitego adamaszkiem krzesła i dopiero po jakimś czasie jął się ostrożnie rozglądać.
Pokój był bardzo interesujący: całe ściany obwieszone barwnymi japońskimi sztychami, które, o czym A. wiedział, były teraz ogromnie modne. Zauważył też jakieś zwoje z hieroglifami i – na podstawce z laki – dwie krzywe szable, jedną dłuższą, drugą krótszą.
Kto jeszcze przebywał w pokoju podczas rozmowy X z A.?
9.
Dom przysiadł na niskim stromym wzgórzu, które wyrastało spośród ogromnych paproci. Był niewielki, pół tuzina takich domków spokojnie zmieściłoby się we wnętrzu domu na Wesołej 60. Ogródek opadał w dół - od ześlizgnięcia się po zboczu chronił go kamienny murek, wokół był drewniany płot, brama, nad którą pochylały się dwie białe brzozy, wykładana kamieniami ścieżka prowadziła do jedynych drzwi, w górnej połowie drzwi było osiem szybek. Drzwi były zamknięte, ale dało się zajrzeć przez okna. Z jednej strony znajdowały się dwa małe pokoiki, których okna wychodziły na zbocze wzgórza, gdzie rosły wysokie po pas paprocie i leżały głazy porosłe aksamitnym zielonym mchem.
Z kim główna bohaterka oglądała ten dom?
10.
Biały, schludny, lśniący, czyściej wypucowany i staranniej wywoskowany w ukrytych zakamarkach niż w miejscach widocznych, domek ten musiał dawać schronienie jakiemuś naprawdę szczęśliwemu śmiertelnikowi.
Tym szczęśliwym śmiertelnikiem, rara avis, jak mawiał J., był doktor X, chrzestny syn K. de W. W domu, o którym mowa, mieszkał od urodzenia, gdyż był to dom rodzinny jego ojca i dziadka, ongiś szlachetnych kupców szlachetnego miasta Dordrechtu.
Czym zajmował się X?
11.
Wysunięty skraj posesji R. tworzył ostry zakręt za naszym domem.
Idąc na południe, widziało się ganek ich domu w prostej linii przed sobą; potem chodnik nagle zakręcał i biegł wzdłuż ich ogrodu. Dom był niski, niegdyś biały, z głębokim frontowym gankiem i z okiennicami pomalowanymi niegdyś na zielono, ale dawno ściemniałymi pod kolor łupkowoszarej roślinności wkoło. Nad okapem ganku osuwały się gonty przegniłe od deszczu, dęby nie dopuszczały tam słońca.
Resztki palików chwiejnie strzegły "wymiecionego", jak to się pisze w powieściach, podjazdu, którego nigdy nie wymiatano i na którym bujnie krzewiły się chwasty i dziki tytoń. W domu R. mieszkało złe widmo.
Jak się nazywały i jakie przydomki nosiły dzieci głównego bohatera książki?
12.
K., H. i ja pracowaliśmy w północnym Belfaście. Cały ten obszar był dość ubogi, nie narzekaliśmy więc na brak zajęcia. Byliśmy ekumeniczni w każdym calu: napadaliśmy domy protestantów z takim samym zapałem i wdziękiem, z jakim napadaliśmy katolików. Nigdy nie umiałem połapać się w dzielącej ich różnicy. Wszystkie domy były jednakowo ponure, utrzymane w podobnych odcieniach szarości.
Ludziom, tak samo bladym i zmiętym, nigdy nie starczało do następnej wypłaty. W powietrzu unosił się stęchły odór ubóstwa. Jedni i drudzy po uszy tkwili w nędzy. Mogli malować domy na dowolny kolor, wieszać w oknach dowolne flagi - nie zmieniało to zasadniczego faktu, że nie płacili rat, skutkiem czego zabieraliśmy im ich rzeczy.
Jak w oryginale brzmi tytuł tej powieści?
13.
W pobliżu tego wzgórza, przy murze nad morzem stał jej dom. Była to okazała i piękna budowla z kamienia. Pochodnie, które migotały w uchwytach nad okutą żelazem bramą, oświetlały wąskie łukowate okna górnego piętra. Dolne nie miały okien, jak w twierdzy. Przystanęła i wskazała na tarczę herbową wiszącą nad drzwiami.
- Jeśli jeszcze tego nie wiedziałeś, to teraz już wiesz – powiedziała. – Jestem Anna N.
[...]
Teraz więc wiedziałem: jej matka jest serbską księżniczką, bratanicą dawnego despoty.
Kim był ojciec Anny?
14.
Położona wśród pól, na których uprawiano zboże i buraki, osada robotnicza Dwieście Czterdzieści spała wśród ciemniej nocy. W mroku majaczyły kontury czterech ogromnych kompleksów składających się z małych domków, kompleksów przypominających koszary lub szpital.
Ustawione w równoległe szeregi, przedzielone były szerokimi ulicami.
Przed każdym domkiem znajdował się ogródek. Przepływający nad równiną wiatr targał porwanymi siatkami ogrodzeń i niósł ze sobą ich skargę.
[...]
Blask świecy rozjaśnił kwadratową izbę o dwóch oknach. Stały w niej trzy łóżka, szafa, stół, dwa orzechowe krzesła; poczerniałe od starości, ostro odcinały się od żółto malowanych ścian. I to było całe umeblowanie. Na gwoździu wisiało trochę łachmanów, na podłodze stał dzbanek i czerwona miska służąca za miednicę. W łóżku po lewej stronie spał najstarszy syn Z., chłopak dwudziestoletni, ze swym jedenastoletnim bratem J. W łóżku po prawej stronie spało obejmując się ramionami dwoje malców: L. i H. Dziewczynka miała sześć lat, chłopiec cztery. Trzecie łóżko dzieliła K. z dziewięcioletnią A; była ona tak drobna i szczupła na swój wiek, że siostra nie odczuwałaby wcale jej obecności, gdyby nie garb małej kaleki, który urażał ją w bok. Przez otwarte oszklone drzwi widać było wąską sionkę, rodzaj alkowy, w której stało czwarte łóżko, zajmowane przez rodziców, i kołyska z najmłodszym dzieckiem, trzymiesięczną E.
Gdzie i na jakim stanowisku pracowała K.?
15.
Zlazłem pierwszego wieczora, w dobrej wierze, nie tylko po to, żeby obejrzeć sobie, jak mieszkają (a mieszkali bogato i bez gustu, dokładnie tak, jak przypuszczałem), zlazłem i zrozumiałem, że ich bezdzietność musi być nieuleczalna, bo choć zabrali psa, mieszkanie pełne było żyjątek, sąsiadka kompensowała brak potomstwa, matkując dziesiątkom istnień w donicach i doniczkach (w życiu bym nie zapamiętał, które podlałem, a którym grozi uschnięcie), poza tym mieli tam jeszcze dwa akwaria, jedno zatłoczone gupikami, drugie z samotnym welonem, na stole znalazłem kartkę "Rybkom wystarczy raz dziennie porcja suszu, dziękujemy".
Co się stało z rybkami?
16.
Dom jest biały, tak niski, że dach, na którego deszczułkach mieszka gdzieniegdzie mech i trawa, wydaje się go przygniatać. Dzikie wino, którego jagody ściągają język, oplata okna i dwie kolumienki na ganku. Z tyłu dobudowano skrzydło budynku – tam wszyscy przenoszą się na zimę, bo front butwieje i zapada się od wilgoci, jaka przedostaje się spod podłogi. Skrzydło składa się z wielu pokoi, stoją w nich kołowrotki, warsztaty tkackie i prasy do walowania sukna.
Kołyska X umieszczona była w starej części domu, od ogrodu i pierwszym dźwiękiem, jaki go witał, były pewnie krzyki ptaków za oknem. Wiele czasu zużył, kiedy już chodził, na zwiedzanie izb i zakamarków. W sali jadalnej bał się zbliżać do ceratowej kanapy – mniej z powodu portretu mężczyzny w zbroi, z rąbkiem purpurowej szaty, patrzącego surowo, bardziej z powodu dwóch okropnie wykrzywionych twarzy z gliny na półce. [...] „Salon” za sienią był zawsze pusty, parkiety i meble trzaskały same w ciszy i jakoś wiadomo było, że tam przebywa czyjaś obecność. Najbardziej pragnął znaleźć się w śpiżarni, co zdarzało się rzadko. Wtedy ręka babki przekręcała klucz w drzwiach pomalowanych na czerwono i buchał zapach.
Jak nazywała się sadzawka przy alei prowadzącej do domu i skąd ta nazwa się wzięła?
17.
Ujął klamkę, drzwi ustąpiły. Dymnik zasłonięty był zasuwą, wewnątrz panował mrok; w małej izbie przesyconej wilgotnym wyziewem pleśni, ziemi i brudu zimno było, ponuro i pusto. T. Zerwał się z łoża, zupełnie ubrany; wydawał się rześki i dobrej myśli. Poznawszy przybysza uśmiechnął się przelotnie:
Musisz usiąść na ławie, nie mogę ofiarować ci lepszego siedzenia, bo jak widzisz, nawet zydla nie ma w tej chałupie.
X usiadł. O ile mógł dostrzec w izbie nie było sprzętów, tylko polana walały się po podłodze. T. dołożył kilka na palenisko, rozdmuchał żar i otworzył dymnik.
Ze zrozumiałych powodów nie mogę ci również ofiarować trunku na powitanie. Ty też nie poczęstowałeś mnie wczoraj, więc...
Oczekiwałeś tego może? - X parsknął śmiechem.
Tamten roześmiał się również. I znów X poczuł, że w tym chłopcu jest jakiś szczególny wdzięk – może zuchwały, ale szczery, nie przygaszony biedą i samotnością.
Zmieniłem zamiar, T. - odezwał się X. - Jestem właśnie w drodze do M. I jeśli nadal jesteś zdania, że mógłbyś mi pomóc, gdybyś pomówił z A., możesz mi towarzyszyć.
Co się zdarzyło w drodze do M?
18.
Z trudem wygramolił się na stopnie i siadł w ganku na ławce.
Panienka zapaliła latarnię, która tam stała i otworzyła ciężkie drzwi do wewnątrz, prowadząc gościa za sobą. Chodaki jego bezsilnie stukały o kamienną posadzkę wielkiej, ciemnej sieni. Znowu po dwu schodkach wstąpił we drzwi dużego pokoju i prowadzony za rękę szedł z izby do izby. Mieszkanie zalegał już zmierzch. Miejsce to w półmroku, słabo rozproszonym przez blask latarni – poprzez wielorakie ognie gorączki wydało się przychodniowi przerażającym.
Śniło mu się, że już nastąpiła śmierć i że go do dziwnej sypialni piękny anioł wyzwolenia prowadzi. Chciał cofnąć się, uchodzić...
Lecz mała, mocna ręka nie popuszczała. Minął tak za przewodniczką duży, pusty, zimny salon i wpuszczony został do niewielkiej, ogrzanej izdebki. Niewiastka posadziła rannego na pospolitej sofce obitej kretonem i zostawiając samego szepnęła, jakby kto podsłuchiwał:
Pójdę ja popatrzeć, czy kto nie widział, i wytrę ślady krwi na ganku.
Dlaczego przybysz krwawił?
19.
Mieszkanie miało kaflowe piece, do których węgiel trzeba było zdobywać podstępami i szantażem, po zdobyciu zsypywać do piwnicy, a następnie wnosić codziennie w kubełkach do mieszkania. Jednakże ten mankament był dla B. jedynie źródłem ukojenia i zachwytów. Czyż mogło istnieć bowiem coś rozkoszniejszego niż ciepły piec z pięknych starych kafli, do którego tak błogo przytulić się plecami w mroźny wieczór zimowy! Podobnie spaczone widzenie rzeczywistości przejawiali ci beznadziejnie nieżyciowi lokatorzy w odniesieniu do rozmamłanego i grożącego wybuchem piecyka w łazience (który ich zdaniem był prześlicznym mosiężnym zabytkiem niemieckiej secesji), podłóg spróchniałych i wymagających ustawicznego pastowania (ale cóż za rozkosz obudzić się rano i ujrzeć nad sobą coś tak różnego od stropów żelbetowych z rurami kanalizacyjnymi!) - i tak dalej i tak dalej. Dodatkowym mankamentem mieszkania była okoliczność, że remontowano je zapewne w latach dwudziestych.
Jak to się stało, że lokatorzy zamieszkali w tym mieszkaniu?
20.
W hallu panował chłód i grobowa nieledwie cisza; po plecach Jamesa przebiegł dreszcz. Szybko podniósł ciężką skórzaną zasłonę, zawieszoną pomiędzy kolumnami oddzielającymi hall od wewnętrznego dziedzińca.
Z ust wyrwał mu się mimowolny okrzyk zachwytu.
Wnętrze było istotnie w doskonałym guście. Matowe rubinowe tafelki, które biegły od ścian do brzegu kolistej rabaty wysokich irysów otaczających napełnioną wodą głęboką konchę z białego marmuru, były bez wątpienia w najlepszym gatunku. Szczególnie jednak zachwycały Jamesa purpurowe skórzane kotary, zaciągnięte wzdłuż całej jednej ściany i tworzące obramowanie ogromnego pieca z białych kafli.
Odsunięto środkową część szklanego dachu i ciepłe powietrze z zewnątrz przenikało do wnętrza domu.
[...] Prawdziwie pańska rezydencja! Zbliżył się z kolei do skórzanych kotar i zbadawszy, jak urządzona jest ich maszyneria, rozsunął ją odsłaniając galerię obrazów, zakończoną zajmującym całą tylną ścianę olbrzymim oknem. Posadzka była z czarnego dębu, ściany zaś, tak samo jak w dziedzińcu, koloru jasnokremowego. James poszedł dalej, szeroko otwierając drzwi i zaglądając do środka. Wszystko w najzupełniejszym porządku, gotowe do bezzwłocznego zamieszkania.
Zawrócił wreszcie, by pomówić z I., i ujrzał ją stojącą przy wejściu do ogrodu w towarzystwie męża i B.
Jakkolwiek nie obdarzony szczególną wrażliwością, James wyczuł od razu, że coś jest nie w porządku.
Co było nie w porządku?
21.
Pod ruiną sceny porośniętą trawą mieściło się kilka na wpół zawalonych komórek, do których można się było dostać przez dziurę w zewnętrznym murze. W jednej z nich M. zamieszkała. Pewnego dnia przyszli do niej mężczyźni i kobiety z bliskiego sąsiedztwa i próbowali ją wypytać. M. stała przed nimi, lękliwie na nich spoglądając, gdyż bała się, że ją stąd wypędzą. Wkrótce jednak zauważyła, że są to ludzie życzliwi. Sami byli ubodzy i znali życie.
A więc – zaczął jeden z mężczyzn – podoba ci się tutaj?
Tak – odparła M.
I chcesz tu pozostać?
Tak, chętnie bym tu pozostała.
Ale czy nikt na ciebie nie czeka?
Nie.
To znaczy, czy nie musisz wrócić do domu?
Ja tu jestem w domu – zapewniła pośpiesznie M.
Gdzie mieszkała M.?
22.
Budynki dworskie były stawiane blisko siebie, niektóre prawie się stykały. Trochę dalej znajdowały się izby przeznaczone dla niewolnych, a na pagórku, od wschodniej strony, dokoła okrągłego dziedzińca mieściły się sypialnie dworan. T. miał zawsze co najmniej osiemdziesięciu wolnych dworan, a często i znacznie więcej; dodając do tego służbę i niewolnych – władał liczną gromadą domowników.
Ilość lamusów, stodół, spichlerzy oraz innych składów, jak również ich pojemność dostosowana była do potrzeb. A chociaż dla niewolnych gotowano oddzielnie, to i tak niemało trzeba było gotować pożywienia na paleniskach w świetlicy.
Większość budynków miała niskie mury z kamienia i ziemi, duże zaś dachy kryte darnią wspierały się na drewnianych słupach. Dom natomiast, w którym sypiały obie S. i mały A., zbudowany był z potężnych drewnianych bierwion sprowadzonych z południowych okolic kraju.
Kim dla siebie były obie S.?
23.
Według planu C. jaskinia miała być podzielona na pięć pomieszczeń z widokiem na morze: na prawo przedpokój z drzwiami, do których miała prowadzić drabina, potem pierwsza izba – kuchnia szerokości trzydziestu stóp, jadalnia na czterdzieści stóp, sypialnia o tej samej szerokości i wreszcie, na wyraźnie żądanie P., „pokój przyjaciół”, przylegający do dużej sali.
Te pokoje, a właściwie ten szereg pokoi, tworzący apartament w ..., nie zajmował całej głębokości pieczary. Był tam jeszcze korytarz łączący pokoje oraz długi magazyn, gdzie swobodnie mieściły się narzędzia i wszelkie zapasy.
Co było widać z okien jaskini?
24.
Zrobili szybki rekonesans po wyspie, choć nieobecność żywych istot rzucała się w oczy. Później A. spojrzał na komin, zbadał cegły, które nadal spajała stara krusząca się zaprawa, i wskazał głową drzwi. Weszli do środka.
Uderzył ich odór starości, pleśni, zatęchłego powietrza i rozkładu.
[A] zostawił drzwi otwarte, żeby przewietrzyć dom. R. dobyła miecza i wyciągnęła go przed siebie jak pochodnię. Oczy błyszczały jej z podniecenia.
[...]
R. obeszła klatkę schodową i trafiła do jadalni, w której stał doskonale zachowany dębowy stół i cztery krzesła. Środkowe szybki panoramicznego okna były przezroczyste, pozostałe oszlifowane jak pryzmaty.
Ta strona domu wychodziła na wodospad, dlatego tafla szkła zajmowała prawie całą ścianę. Poza tym blask zachodzącego słońca przefiltrowany przez szczelinę między urwiskiem a kopułą oraz tęcze, które powstawały dzięki pryzmatom, z pewnością stwarzały nastrojową atmosferę przy kolacji. R. chętnie zobaczyłaby jadalnię w pełnej krasie.
Jak nowa właścicielka nazwała swoją „posiadłość”?
25.
Trengate było spokojną ulicą prowadzącą z placu i wtedy po raz pierwszy zobaczyłem Skeldale House. Od razu wiedziałem, że to ten właśnie dom [...]. Poznałem, widząc bluszcz, który nieporządnie piął się po starych kremowych cegłach do najwyższych okien. Tak było napisane w liście – jedyny dom obrośnięty bluszczem, dom, w którym być może rozpocznę swoją pierwszą pracę.
Teraz, kiedy znalazłem się u drzwi wejściowych, zabrakło mi tchu, jakbym biegł. Jeśli dostanę tę posadę, tutaj właśnie będę musiał się sprawdzić. W tylu dziedzinach.
Już na pierwszy rzut oka spodobał mi się ten stary dom. Był w stylu gregoriańskim i miał piękne biało malowane drzwi wejściowe. Okna też były w białej oprawie – szerokie i pełne wdzięku na parterze i pierwszym piętrze, a te wyglądające w górze spod dachówek – małe i kwadratowe. Gdzieniegdzie farba się łuszczyła i zaprawa murarska pomiędzy cegłami była wykruszona, ale w niczym to nie ujmowało domowi wytworności; nie było frontowego ogródka i tylko sztachety oddzielały budynek od ulicy znajdującej się zaledwie o parę kroków.
Nacisnąłem dzwonek i nagle popołudniowy spokój zakłócony został dalekim szczekaniem, przypominającym wycie sfory wilków.
Jak miał na imię gospodarz domu i dlaczego go tak nazwano?
================================
Dodane 21 kwietnia 2011:
Tytuły utworów, z których pochodzą konkursowe fragmenty, znajdziesz tutaj:
Rozwiązanie konkursu