Po ostatnim karnawałowym konkursie czas na nieco refleksji i rachunek sumienia. A zatem, drogie owieczki, przedstawiam KONKURS NR 35 pt. "GRZECH W LITERATURZE".
Przygotowałam 21 fragmentów, po trzy dla każdego z siedmiu grzechów głównych - łatwy, średni i trudny. Pomimo zróżnicowanej trudności wszystkie pytania punktowane są w ten sam sposób - po jednym punkcie za autora i tytuł. A zatem do zdobycia są 42 punkty.
Odpowiedzi proszę przysyłać na adres [...] do 28-go stycznia, do północy. Rozgrzeszenie i/lub wyznaczenie pokuty nastąpi 29 stycznia. ;)
W przypadku gdy ktoś nie otrzyma odpowiedzi na swojego maila w ciągu 24h proszę upominać się na forum.
Regulamin konfesjonału:
1. Na czas konkursu dekretuję, że ósmym grzechem głównym jest podpowiadanie. Przewidywane są za to oficjalne podpowiedzi z ambony. :) Mile widziane będą sugestie, do których fragmentów przydadzą się podpowiedzi.
2. Sugerowane jest również niekorzystanie z googla. Można za to do woli szperać w książkach (zarówno tych tradycyjnych jak i elektronicznych).
3. Każdy uczestnik konkursu otrzyma informację o tym do jakich grzechów przyznał się w swoich ocenach książek. W przypadku gdy ktoś nie ujawnia swoich ocen, takich podpowiedzi z braku możliwości technicznych nie otrzyma.
4. Nie narzucam żadnego arbitralnego ograniczenia na dopuszczalną liczbę strzałów w jeden fragment. Teoretycznie można strzelać dowolną liczbę razy, aczkolwiek wydaje mi się, że trzy strzały powinny w zupełności wystarczyć.
A oto konkursowe grzechy:
I. PYCHA
1.
Spędził zimę w Zakopanem,
Często tańczył na zabawie,
Uwielbiany i szczęśliwy,
Wciąż w niezmiernej chodził sławie.
Najpiękniejsze mu panienki
Przynosiły liść kapusty,
Aż X. spostrzegł z dumą,
Że ma brzuszek bardzo tłusty.
W pas pan burmistrz mu się kłania,
Kto nań spojrzy miło wzdycha.
Aż X., co był skromny,
Wielka napełniła pycha.
Tak rozdęła mu straszliwie
Tłusty brzuch i tłuste boki,
Że X., tak jak balon,
Nagle frunął pod obłoki.
2.
Trzeba wyznać pokornie, mój drogi ziomku, że zawsze rozsadzała mnie pycha. Ja, ja, ja, oto refren mego kochanego życia, który słychać było we wszystkim, co mówiłem. Nie mogłem nigdy mówić inaczej niż chwaląc się, zwłaszcza jeśli robiłem to z ową druzgocącą dyskrecją, której tajemnicę posiadłem. To prawda, że zawsze byłem wolny i potężny. Po prostu czułem się wolny w stosunku do wszystkich dla tej doskonałej przyczyny, że nie uznawałem nikogo za równego sobie. Zawsze uważałem się za bardziej inteligentnego od innych, powiedziałem to panu, ale również za bardzo wrażliwego i zręcznego, wyborny strzelec, niezrównany kierowca, najlepszy kochanek. Nawet w dziedzinach, w których mogłem łatwo sprawdzić swoją niższość, jak na przykład tenis, gdzie byłem tylko przyzwoitym partnerem, z trudnością przyszłoby mi uwierzyć, że nie przewyższyłbym o klasę najlepszych, gdybym miał czas na trening. Widziałem w sobie same przewagi, co tłumaczyło moją życzliwość i pogodę. Kiedy zajmowałem się kim innym, było to czyste pobłażanie, robiłem to z dobrej woli i moja była cała zasługa: wstępowałem o stopień wyżej w miłości do siebie.
3.
- Jak oceniasz twą obrzydliwą pychę?
- Moja pycha jest niewybaczalna, jaśnie panie nauczycielu.
- Wyobrażać sobie, iż się jest na tyle ważnym, by być niewybaczalnym, jest jeszcze większą pychą - ryknął suweren opactwa.
- Jaśnie panie, zaiste jestem robakiem.
- Doskonale, wystarczy, abyś zaprzeczył tej sprawie z pielgrzymem. Wiesz, że nikt inny nie widział takiej osoby. O ile rozumiem, miał on się kierować w tę stronę? A nawet powiedział, iż może się tu zatrzymać? Że pytał o opactwo? Tak? A gdzieżby znikł, jeśli kiedykolwiek istniał? Żadna taka osoba tu się nie pojawiła. Brat pełniący wówczas służbę na wieży strażniczej nie widział go. Hę? Czy teraz gotów jesteś przyznać, żeś go wymyślił?
II. CHCIWOŚĆ
4.
Zgodnie ze swoim zwyczajem T1 nie wtrącała się do poczynań męża. Spodziewała się ważnych wydarzeń. Kiedy podróżny odszedł z X., T2 pozwolił, by upłynął dobry kwadrans, po czym odwołał żonę na bok i pokazał jej tysiąc pięćset franków.
- Tylko tyle? - powiedziała T1.
Po raz pierwszy od czasu ich wspólnego pożycia ośmieliła się skrytykować postępek władcy.
Cios był dobrze wymierzony.
- Rzeczywiście masz rację - przyznał T2. - Dureń ze mnie. Dawaj kapelusz.
Złożył trzy banknoty, wepchnął je do kieszeni i co tchu wybiegł z domu (...).
- Ani chybi, ten człowiek - to milion w żółtym surducie. A ja jestem głupie bydlę. Przecież najpierw dał dwadzieścia su, potem pięć franków, potem pięćdziesiąt, potem tysiąc pięćset - wszystko tą samą ciepłą rączką. Dałby i piętnaście tysięcy. Ale ja go dogonię.
5.
- Zamykaj drzwi - powiedziała K. - Nie lubię, kiedy drzwi są otwarte podczas burzy.
- A zwłaszcza jeśli pieniądze są w domu, prawda? - zagadnął C. i zamknął drzwi na dwa spusty.
Podszedł do szafy, wyjął pugilares i worek i znów, po raz trzeci, jęli przeliczać pieniądze i złoto.
Nigdym dotąd nie widział podobnego wyrazu chciwości jak na tych twarzach oświetlonych nikłym blaskiem lampy.
K. zwłaszcza wyglądała ohydnie. Chwyciły ją dreszcze silniejsze niż zazwyczaj.
Blade jej lico powlokła trupia siność i tylko zapadłe oczy żarzyły się niby węgle.
- Czemu - spytała tłumiąc głos - zapraszałeś go na noc?
- No bo teraz - C. dygotał jak w febrze - no bo teraz droga taka ciężka.
- A ja - odrzekła tonem, którego oddać nie sposób - a ja sądzę, że dla innego powodu.
- O żono, żono! - zawołał. - Dlaczego nawiedzają cię takie myśli i czemu nie zachowujesz ich dla siebie?
- A jednak - odparła po dłuższej pauzie - niedojda z ciebie i już.
- Dlaczego? - zdziwił się C.
- Gdybyś był mężczyzną to on by stąd nie wyszedł.
6.
X.
Nie! ja nie chcę! Chcecie mnie zrujnować dla tych obżorów?
B.
Ależ, ojcze X., czy nie widzisz, że lud czeka pamiątki szczęśliwego wstąpienia na tron?
Y.
Jeśli nie każesz rozdać mięsiwa i złota, obalą cię w ciągu dwóch godzin.
X.
Mięso, dobrze! Złoto, nie! Zabijcie trzy stare konie, to wystarczy dla tych paskudziarzy.
Y.
Sameś paskudziarz! Skąd ja przyszłam do takiego bydlaka?
X.
Jeszcze raz mówię, że chcę zbić forsę, nie popuszczę ani grosika.
Y.
Kiedy się ma w rękach wszystkie skarby Polski!
B.
Tak, wiem, że jest w kaplicy olbrzymi skarb, rozdamy go.
X.
Nędzniku, jeśli się poważysz!...
B.
Ależ, ojcze X., jeśli nie rozdasz pieniędzy, lud nie zechce płacić podatków.
X.
Naprawdę?
Y.
Ależ tak!
X.
Och, w takim razie godzę się na wszystko. Zgromadźcie trzy miljony, upieczcie sto pięćdziesiąt wołów i baranów, tem bardziej, że i mnie się okroi
III. NIECZYSTOŚĆ
7.
- X., zgrzeszyłeś, to pewna, i przeciwko przykazaniu, które każe ci nie obcować z kobietą, i przeciwko obowiązkom nowicjusza. Na twoją korzyść przemawia fakt, że była to jedna z tych sytuacji, w których upadłby nawet ojciec z pustyni. A o kobiecie, jako źródle pokusy, dosyć powiedziało już Pismo. Eklezjastyk rzecze o niewieście, że rozmowa z nią jak ogień się rozpala, a Przypowieści, że chwyta drogą duszę mężczyzny i że najmocniejszych doprowadza do zniszczenia. I powiada też Eklezjastes: "Poznałem, iż bardziej gorzka niźli śmierć jest niewiasta, która jest sidłem łowców, a serce jej niewodem, ręce jej są pętami." Inni zaś ogłosili, że jest okrętem demona. To rzekłszy, mój drogi X., nie jestem w stanie uwierzyć, że Bóg wprowadził do dzieła stworzenia istotę tak sprośną, nie obdarzając jej paroma cnotami. I muszę rozważyć to, że przyznał jej On liczne przywileje oraz powody, by ją cenić, w tym co najmniej trzy bardzo wielkie. W istocie, stworzył mężczyznę na tym niecnym świecie, i stworzył go z błota, niewiastę zaś w drugiej kolejności, w raju i ze szlachetnej ludzkiej materii, i nie uformował jej ze stóp albo z trzewi ciała Adamowego, lecz z żebra. Po drugie, Pan Nasz, który może wszystko, potrafiłby w jakiś cudowny sposób i bez żadnego pośrednictwa wcielić się w człowieka, a przecież wybrał mieszkanie w brzuchu niewiasty, co stanowi znak, że nie jest taka nieczysta. Kiedy zaś przyszedł po zmartwychwstaniu, ukazał się niewieście. A wreszcie w niebieskiej chwale żaden mąż nie będzie królem, jeno królować będzie w owej ojczyźnie niewiasta, która nigdy nie zgrzeszyła. Jeśli więc Pan miał tyle względów dla samej Ewy i jej cór, czyż jest rzeczą niezwykłą, że nas także przyciąga powab i szlachetność tej płci? Chcę ci przez to powiedzieć, X., że z pewnością nie powinieneś czynić tego więcej, ale nie jest bynajmniej tak potworne, iżeś poczuł pokusę, by to uczynić. A z drugiej strony mnich powinien przynajmniej raz w ciągu żywota doświadczyć namiętności cielesnej, by móc później okazywać pobłażliwość i wyrozumiałość grzesznikom, którym udzielał będzie rady i pocieszenia... więc, drogi X., nie jest to rzecz, której należałoby sobie życzyć, zanim się zdarzy, ale nie trzeba też łajać samego siebie zbytnio, jeśli już się zdarzyła. Idź więc z Bogiem i nie mówmy więcej o tym.
8.
- Eminencjo, złamałem śluby. Niełatwo to wybaczyć, bo to świętokradztwo.
- Śluby ubóstwa złamałeś już dawno, kiedy przyjąłeś spadek po M. C. W takim razie pozostały czystość i posłuszeństwo.
- Wszystkie złamałem, Wasza Eminencjo.
- Mów do mnie V., tak jak dawniej! Nie zdziwiłeś mnie, R., ani też nie rozczarowałeś. Tak chciał nasz Pan Jezus Chrystus. Sądzę, że musiałeś zrozumieć tę ważną lekcję, i nie było na to innego, mniej bolesnego sposobu. Bóg jest tajemniczy, a Jego wola dla nas niezrozumiała. Myślę jednak, że nie przyszło ci to lekko, nie złamałeś swoich ślubów, jakby nie miały one dla ciebie żadnej wartości. Znam cię bardzo dobrze. Wiem, że jesteś bardzo dumny, zakochany w kapłaństwie i świadomy swojej wyjątkowości. Być może ta nauczka miała na celu opanowanie twojej dumy, byś zrozumiał, że jesteś przede wszystkim człowiekiem, a zatem nie tak wyjątkową istotą, jak sądziłeś. Czyż nie tak?
- Tak, brakowało mi pokory. W pewnym sensie chciałem być Bogiem. Zgrzeszyłem w najbardziej jaskrawy i niewybaczalny sposób. Nie mogę sam sobie wybaczyć, jakże więc mogę spodziewać się przebaczenia boskiego?
- Duma, R., duma przez ciebie przemawia! To nie ty przebaczasz - czyż jeszcześ tego nie zrozumiał? Tylko Bóg może przebaczać. Tylko Bóg! A on przebaczy, jeśli szczerze żałujesz.
9.
Klęcząc przy kratkach (...) rzekł: Od ostatniej spowiedzi popełniłem cudzołóstwo.
- Ile razy?
- Nie wiem ojcze, wiele razy.
- Czy jesteś żonaty?
- Tak. (...)
- Czy to jedna kobieta?
- Tak.
- Musisz unikać widywania się z nią. Czy to możliwe?
Potrząsnął głową.
- Jeśli musisz się z nią widywać, nie powinieneś być z nią nigdy sam na sam. Czy obiecujesz, że tego nie zrobisz, obiecujesz Bogu, nie mnie?
"Jakie to głupie z mojej strony - pomyślał - że oczekiwałem magicznego słowa. Oto formułka tak często stosowana wobec tylu ludzi. Ludzie zapewne obiecują i odchodzą, i wracają, i znów się spowiadają. Czy istotnie wierzą, że będą próbować? Oszukuję co dzień ludzi, ale nie mam zamiaru oszukiwać samego siebie ani Boga."
- Nie warto, żebym to obiecywał, ojcze.
IV. ZAZDROŚĆ
10.
Otworzyłam drzwi, weszłam do holu i w progu pokoju ujrzałam męża, ponuro nadętego i patrzącego na mnie okropnym wzrokiem. Założył ręce po napoleońsku i wydawał z siebie jakiś dziwny, bulgoczący pomruk. Mimo woli zatrzymałam się, cokolwiek zaniepokojona, nie wiedząc, co to ma znaczyć. Mąż wykonał gwałtowny wypad jedną nogą do holu.
- Ladacznico!!! - ryknął znienacka grzmiącym basem.
Zdrętwiałam. Rozmaitych rzeczy mogłam się spodziewać, ale przecież nie czegoś takiego! Cóż go napadło?! W bezgranicznym osłupieniu wytrzeszczyłam na niego oczy, w ogóle nie pojmując tej osobliwej inwokacji.
Mąż cofnął nogę, wykonał wypad drugą, wyglądało to zupełnie jak ćwiczenia gimnastyczne, machnął rękami, przez moment robił takie wrażenie, jakby sobie usiłował coś przypomnieć, wreszcie pogroził mi pięścią.
- Lafiryndo!!! - zawył, dla odmiany dyszkantem. - Ja wiem wszystko!!! Nie będziesz szargać mojego nazwiska po rynsztokach!!!
Zbaraniałam do reszty. Jakich znowu rynsztokach, na litość boską?! (...)
- Mam dość twoich gachów, nie zniosę tego dłużej!!! - szalał mąż, nie ruszając się z progu pokoju. - Jesteś moją żoną!!! Zabiję bydlaka!!! Zabiję!!!...
11.
Zakochał się w niej, ponieważ nie potrafiła ukrywać uczuć.
Wkrótce będzie musiała się nauczyć, myślał, biorąc zamach i opuszczając siekierę setki razy dziennie.
Nauczy się ukrywać uczucia nawet przed samą sobą.
Gniewał się na nią o najgłupsze drobnostki.
Denerwowała go jej wesołość.
Nieustannie śpiewała, nieustannie podskakiwała, jakby miała w nogach sprężyny.
Nie rozumiał, jak może być tak beztroska, wiedząc, że za piętnaście, za dziesięć, za pięć, że już za trzy dni jej mąż wyjeżdża.
Stał się o nią potwornie zazdrosny, co zaskoczyło nawet jego samego.
Nie mógł znieść, gdy ktoś na nią patrzył.
Nie mógł znieść, gdy się do kogoś uśmiechała.
Nie mógł znieść, gdy rozmawiała z Wową, i dostawał szału, gdy usługiwała mu przy stole.
Stale wybuchał gniewem, lecz na nią nie potrafił się gniewać nawet pięć minut.
12.
- No to mam do was list od firmy "Mitsubishi Lovers". List został wydrukowany dużą rosyjską czcionką.
Drogi przyjacielu! - stało w nim. - Dowiedzieliśmy się o Twoim problemie i postanowiliśmy ci pomóc. Posyłamy Ci na próbę genetycznie wyhodowaną idealną kochankę i żonę, najukochańszą istotę, Twoje seksualne marzenie G1. G. Zapoznaj się z nią, porozmawiaj. Jeśli ci się spodoba - zostaw sobie. A nam przyślij tylko podpisany papier o żądaniu zwrotu Japonii wysp południowokurylskich.
Otrzymanie tego listu będziemy uważali za początek naszej milej i owocnej współpracy.
Póki X., poruszając wargami, czytał list, przybyła zdjęła ciemne okulary, zrzuciła chustę i skromnie usiadła na krzesełku w kącie pokoju, ułożywszy dłonie na kolanach. X. obrzucił ją spojrzeniem, potem przypatrzył się uważnie, runął przed nią na kolana i poprosił o rękę i serce.
- Jestem gotowa być dla ciebie idealną kochanką i żoną- powiedziała G1. w niezłym rosyjskim.- Ale najpierw podpisz list.
Powiadają ludzie, że w G2. już pojawiło się około czterdziestu idealnych kobiet z Japonii.
Ogólnie są wspaniałe, ale mówi się też, że są okropnie zazdrosne.
V. NIEUMIARKOWANIE W JEDZENIU I PICIU
13.
Kiedy nadejdzie już pora święta, ustrojeni Indianie przychodzą na główny plac wioski lub do największej maloki i rozpoczynają wielkie żarcie i picie. To oczywiście nic dziwnego - święta we wszystkich kulturach związane są z uroczystymi posiłkami - dziwić zaczynamy się dopiero, gdy zajrzymy Indianom w talerze.
U nas świąteczne jedzenie jest bardziej wyszukane i na ogół lepsze od posiłków dnia powszedniego, a u Dzikich świąteczne od powszedniego nie różni się niczym... poza wielkością porcji i nieograniczoną liczbą dokładek.
U Indianina "świąteczne" to tyle co "obfite". Odświętnie jest wtedy, gdy można się najeść do oporu. A największa fiesta fiest to dzień gdy człowiek zje tyle, że potem wymiotuje... i znowu je i wymiotuje... i je, i je, i je...
Takie fiesty wspomina się latami. O takim żarciu i przeżarciu (a także o tym, jak przepełniony brzuch zwracał pokarm) opowiada się następnym pokoleniom. Tak! - wymiotowanie z przejedzenia jest dla Indian marzeniem. Przejedzenie to luksus, który wspominają rzewnie.
14.
- Czy wiesz, co robię - wyznał - gdy czegoś łaknę? Napycham się tym po gardło. Potem nie myślę o tym wcale albo mdli mnie na samo wspomnienie tego. Kiedyś, jeszcze jako pętak, lubiłem pasjami czereśnie. Nie miałem pieniędzy, kupowałem więc tylko trochę na raz, zjadałem i dalej mi się ich chciało... Dniem i nocą myślałem tylko o czereśniach, aż mi ciekła ślinka, istna tortura. Wreszcie rozzłościłem się czy zawstydziłem, już nie pamiętam. W każdym razie zauważyłem, że czereśnie robią ze mną, co chcą, ośmieszają mnie. A więc co robię? Wstaję cichutko w nocy, skradam się jak kot do ojcowskich kieszeni, przeszukuję je i znajduję srebrną monetę. Raniutko biegnę do ogrodnika, kupuję pełny kosz owoców. Siadam sobie w rowie i zaczynam jeść. Napchałem się tak, że mało co nie pękłem. Rozbolał mnie żołądek i zacząłem wymiotować. Wymiotowałem, wymiotowałem - i od tego dnia koniec z czereśniami. Nie mogę na nie patrzeć, nawet jeśli są tylko na obrazku. Stałem się wolnym człowiekiem. Spozierałem na nie i mówiłem: "Nic mi po was!" To samo później robiłem z winem i papierosami. Piję jeszcze i palę, ale kiedy chcę: ciach! - i jak nożem uciął. Nie popadam w nałóg.
15.
Wzięła talerz Seana i nałożyła nań nową porcję.
- Wygląda mi pan na człowieka, który lubi sobie podjeść.
- Sądzę, że mało kto potrafi dorównać mi w obżarstwie - zgodził się Sean.
- Czyżby? - odezwał się po raz pierwszy tego wieczoru Jan Paulus. Podał talerz Babci. - Nałóż mi jeszcze, mamo, bardzo dzisiaj zgłodniałem.
Seanowi zwęziły się oczy. Zaczekał, aż przed Janem Paulusem z powrotem stanie jego talerz, a potem znaczącym gestem uniósł do góry widelec. Jan Paulus zrobił to samo.
- O mój Boże - zawołała uszczęśliwiona Babcia. - Znowu się zaczyna. Możesz chyba pójść ustrzelić parę bawołów, Dziadku, bo dzisiejszy obiad będzie trwał trochę dłużej. (...)
Rozpoczął się pojedynek na obżarstwo. Babcia ze skrupulatną dokładnością odmierzała talerz po talerzu. Rozmowa przy stole przycichła i w końcu wszyscy umilkli.
- Jeszcze? - pytała Babcia za każdym razem, kiedy wymietli do czysta talerze. Sean i Jan Paulus spoglądali jeden na drugiego i kiwali głowami. W końcu chochla zaskrobała o dno garnka.
- Skończyło się, dzieci, musimy to przenieść na kiedy indziej. Po jej słowach zapadła cisza. Sean i Jan Paulus siedzieli sztywno wyprostowani, wpatrując się w swoje talerze. Nagle Jan Paulus czknął i zmienił się na twarzy. Poderwał się na nogi i zniknął w ciemnościach. (...)
- Dziękuję za przepyszny... - zaczął i nie skończył. Musiał odbiec wystarczająco daleko, żeby nie usłyszała go Katrina.
VI. GNIEW
16.
Mamusia ma takie wąskie oczy, kiedy się gniewa.
Nic nie powiedziała, tylko mocno chwyciła córkę za rękę i pociągnęła za sobą. Przez cała drogę i w windzie nic nie mówiła, dopiero kiedy weszły do domu i zapaliły to okropne światło w kuchni, mamusia zapytała czy naprawdę tak źle jest u pani L.? Czy A. naprawdę musi wciąż grymasić i dokuczać wszystkim wokół? Czy nie widzi, jak wszyscy się dla niej poświęcają - tatuś, mamusia, pani L.? I jak rodzice pracują, żeby A. miała wszystko, wszystko, czego jej trzeba?
- Jesteś złym dzieckiem! - krzyknęła mamusia na zakończenie, bo A. na te wszystkie pytania nie odpowiedziała ani słowem: z przejęcia i strachu zupełnie odebrało jej głos. - Ja w twoim wieku nigdy nawet nie widziałam szynki! Siadaj w tej chwili i zjedz kolację! - przygotowała jajecznicę i mleko, postawiła to wszystko na białym stole w kuchni, w rażącym oczy, białym świetle jarzeniówek. I wyszła. Wróciła za dziesięć minut i trafiła właśnie na moment, kiedy ona, dławiąc się z obrzydzenia, wypluwała przeżutą jajecznicę w dłoń i chowała do kieszeni.
Mamusia strasznie się zdenerwowała. Chwyciła A. za ramiona i potrząsała jak lalką. A. nigdy nie widziała tak zezłoszczonej mamusi. To było straszne. Mamusia zajrzała do tej kieszeni i zobaczyła tam wstrętną papkę z szynki, jajecznicy i chleba razowego.
Naprawdę, lepiej już by było, żeby mamusia ją zbiła. Ale ona nie biła, tylko się denerwowała i człowiek nigdy nie wiedział jak to się skończy.
17.
- NIC MNIE TO NIE OBCHODZI!
R. zaczęła zbierać porozrzucane rzeczy.
- Dlaczego wychodzisz za tego człowieka?
- Już ci mówiłam, dlaczego.
- DLACZEGO?
- Bo chcę.
- Nie kochasz go.
- A właśnie, że kocham.
- Nie, nieprawda. Kochasz mnie... dobrze o tym wiesz. Dobrze wiesz!
- I., kocham go i zamierzam wyjść za niego za mąż.
Wtedy I. zupełnie się wściekła, zaczęła płakać i krzyczeć z gniewu:
- JESTEŚ KŁAMCZUCHĄ I NIENAWIDZĘ CIĘ! NIE CHCĘ CIĘ WIDZIEĆ NA OCZY! NIENAWIDZĘ CIĘ!
R. wzięła ją za ramiona i potrząsnęła nią tak mocno, jak tylko mogła. Po policzkach I. ciekły łzy, kiedy krzyczała:
- NIENAWIDZĘ CIĘ! MAM NADZIEJĘ, ŻE ZGNIJESZ W PIEKLE!
- Przestań! Słyszysz mnie?! - wrzasnęła R. i zanim zdołała się opanować, z całej siły uderzyła ją w twarz.
I. oniemiała. Stały tak, patrząc na siebie. W tej chwili R. najbardziej w świecie pragnęła chwycić I. i przytulić ją mocno. Wiedziała jednak, że gdyby to zrobiła, już nigdy nie potrafiłaby jej puścić. Zrobiła więc najtrudniejszą rzecz w swoim życiu: odwróciła się, wyszła i zamknęła za sobą drzwi.
18.
- Coś się w tobie zmieniło po pierwszych skokach. Na byle słowo protestu reagowałeś jak furiat. Nie zdajesz sobie sprawy z tego, jaki wtedy byłeś. Zresztą w czasie śledztwa badali cię psychiatrzy, pamiętasz?
X. kiwnął głową. Rzeczywiście blisko miesiąc przebywał na obserwacji w szpitalu.
- G. pogrzebał kiedyś w twoich aktach i pokazał mi opinię biegłych psychiatrów. Było w niej coś takiego: "Niezwykła drażliwość, nadmierna koncentracja na własnej osobie, skłonność do wygórowanej emocji, wyolbrzymianie pretensji". I wniosek, że z uwagi na młody wiek trudno uznać cię za osobnika o cechach zdecydowanie psychopatycznych, ale jeżeli ukierunkowanie twojego rozwoju nie ulegnie zmianie, możesz wyrosnąć na człowieka niesamowicie konfliktowego, w reakcjach niebezpiecznego dla otoczenia. Dlatego nie mogliśmy z tobą pogadać.
VII. LENISTWO
19.
- Chcę się osiedlić w najszczęśliwszej krainie na świecie.
- Jaka to kraina?
- To Kraina Leniów. Może chcesz mi towarzyszyć?
- Ja? Niestety, to niemożliwe.
- Źle robisz, odtrącając moja propozycję. Będziesz tego żałował. Jest to wymarzona kraina dla dzieci. Nie ma w niej szkoły, podręczników, nauczycieli. Nikt tam się nie uczy. Czwartki są wolne, a każdy tydzień to sześć czwartków i jedna niedziela. Od pierwszego stycznia do trzydziestego pierwszego grudnia trwają wakacje. To kraj stworzony dla mnie. Tak powinno się żyć w każdym cywilizowanym kraju.
- A czym się zajmują ludzie w Krainie Leniów?
- Od rana do wieczora spędzają czas na zabawie. W nocy prześpią się nieco, a od rana bawią się od nowa. Jak ci się to podoba?
20.
Zważ, co ci powiem. Ongiś niczego nie łaknęli tak nasi przodkowie, jak nieśmiertelności doczesnej. Ledwo ją sobie jednak wynaleźli i wypróbowali prototypowe, pojęli, że nie o to im szło! Istota rozumna musi mieć przed sobą to, co możliwe, a nadto także i to, co jest niemożliwością! Teraz każdy może wszak żyć tak długo, jak zechce, a cała mądrość bytowania naszego i piękno w tym, że kiedy kto syt jest życia i jego trudów, kiedy mniema, że dokonał tego, na co go było stać, udaje się na spoczynek wieczny, jakem to i ja między innymi uczynił. Poprzednio zgon przychodził niespodzianie, od defektu głupiego, przerywając w połowie niejedną robotę, nie pozwalając dokończyć niejednego dzieła - i w tym tkwiła starożytna fatalność. Lecz teraz wartości uległy przemieszczeniu i ot, ja niczego nie pragnę więcej, jak tylko nicości, którą umysłowe niechluje, tobie podobne, odbierają mi wciąż, dobijając się do mej trumny, ściągając ją ze mnie jak kołdrę. A tyś sobie zaplanował Kosmos szczęściem wypchać, zagwoździć, zakorkować na amen z poczwórnym abcugiem, rzekomo, by dopieścić wszelką w nim istotę, a tak naprawdę dlatego, że jesteś leniem. Chciałeś mieć z głowy wszystkie zadania, problemy, kłopoty, lecz zaiste, co ty byś na takim świecie miał właściwie robić dalej? Ha! Albobyś się obwiesił z nudów, albobyś jął dorabiać temu szczęściu umartwiające przystawki. A więc z lenistwa uszczęśliwić chciałeś, z lenistwa problem maszynom oddałeś, z lenistwa wsadziłeś samego siebie za łeb do maszyny, czyli okazałeś się najpomysłowszym z tępych uczniów moich, jakich wychowałem w toku tysiąca siedmiuset dziewięćdziesięciu siedmiu lat akademickiej kariery!
21.
Była w D. pewna wdowa, ta ci miała syna H., leniucha nad leniuchy. Był już z niego chłop na schwał, że mógłby skały łamać, ale praca mu śmierdziała ma dwieście stai. Wolał uwalić się za piecem w zimie, a na trawie za chałupą w lecie, i czekać, żeby matuś pod nos mu wetknęła coś do spałaszowania. Z tego nieróbstwa był tak połamany, toteż musiał cięgiem odpoczywać i tylko pojękiwał, że tu go kłuje a tam znów swędzi albo pije. Ale nawet podrapać się sam nie dał rady, choćby go nie wiem jak swędziało, rękę podnosić aż ku potylicy - to już niech lepiej swędzi. Gdyby nie matuś, ze szczętem by go wszy zjadły.
- H., leniu jeden, toż ty żywcem zginiesz! Rób coś! - wołali przez płot ludzie, którym obmierzło to jego wieczne leniuchowanie.
- Ee tam - H. na to przewracając się na drugi bok - a po cóż miałbym coś robić, toż na świecie już wszystko jest zrobione! Ja tam pracy nie wymyśliłem, niech krzątają się ci, którym jej się zachciało na świecie!
A teraz niech każdy zrobi rachunek sumienia, przypomni sobie czytane grzechy i zapraszam do spowiedzi. :)
UWAGA!
Odpowiedzi nie zamieszczamy na Forum! Wysyłamy mailem!
================================
Dodane 21 kwietnia 2011:
Tytuły utworów, z których pochodzą konkursowe fragmenty, znajdziesz tutaj:
Rozwiązanie konkursu