Dodany: 15.10.2006 00:00|Autor: bogna
„CZAS i PRZEMIJANIE w LITERATURZE”, czyli KONKURS nr 29
Przedstawiam KONKURS nr 29, który przygotowała Smeagol:
„CZAS i PRZEMIJANIE w LITERATURZE”
„Tyle było dni do utraty sił,
Do utraty tchu tyle było chwil,
Gdy żałujesz tych, z których nie masz nic,
Jedno warto znać, jedno tylko wiedz:
Że, ważne są tylko te dni, których jeszcze nie znamy,
Ważnych jest kilka tych chwil, tych, na które czekamy…”
Pogoda się psuje, rok akademicki jeszcze na dobre się nie rozkręcił, więc mam nadzieję, że każdy znajdzie trochę czasu na wspomnienia, zadumę i filozoficzne rozważania ;)
Obawiam się, że konkurs może być trudnawy, ale mam nadzieję, że Was to nie zrazi ;)
Odpowiedzi nadsyłajcie na adres [...],
do dnia 25 października(środa) do północy.
W temacie podajcie swój biblionetkowy nick i tytuł konkursu.
Za każdy odgadnięty fragment można uzyskać 2 punkty (autor + tytuł), co daje w sumie 34 punkty.
Podpowiedzi na forum mile widziane pod warunkiem, że udzielane z umiarem i wdziękiem :)
Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do wspólnej zabawy!
UWAGA!
Odpowiedzi nie zamieszczamy na Forum! Wysyłamy mailem!
FRAGMENTY KONKURSOWE
1.
Wiosna. Po torach idzie mała dziewczynka. Tory kurczą się z roku na rok. Tej wiosny widać to wyraźnie. Kiedyś trzeba było skakać z belki na belkę, a teraz wystarczy zrobić krok. Czy to znaczy, że świat znika?
2.
Manipulując pokrętłem na stalowych drzwiach, X może nastawić
zegar ścienny na dowolną prędkość - jeśli chce wszystko przyspieszyć, wystarczy, że je przesunie, a wskazówki natychmiast wirują wokół tarczy jak szprychy u koła. Krajobraz za oknami - w rzeczywistości są to ekrany filmowe - błyskawicznie rozjaśnia się i ściemnia, znacząc pory dnia; pulsuje wściekle niczym lampa stroboskopowa, a wszyscy zwijają się jak w ukropie, żeby nadążyć za fikcyjnym czasem, pędzą jak opętani do umywalni, na śniadanie, na zabieg, na obiad, łykają leki i kładą się do łóżek, ledwo jednak zdążą zmrużyć oczy, światła na suficie podrywają ich na nogi: znów muszą włączyć się w kołowrót, gnać, jakby diabeł deptał im po piętach, powtarzać wszystkie codzienne zajęcia ze dwadzieścia razy w ciągu jednej godziny, dopóki X nie spostrzeże, że słaniają się z wyczerpania, i nie zwolni tempa, przestawiając pokrętło niczym dzieciak, któremu znudziła się wreszcie zabawa projektorem filmowym i oglądanie filmu przy dziesięciokrotnie zwiększonej szybkości, znudziły się śmieszne podrygiwania oraz piskliwa mowa i przestawił urządzenie na normalną prędkość.
3.
Oto jeszcze jedna tajemnica pamięci, bardziej fundamentalna od innych: czy wspomnienia mają jakąś wymierną objętość czasową? czy toczą się w czasie? Pragnie odtworzyć w pamięci ich pierwsze spotkanie: widzi schody prowadzące do piwiarni w podziemiu; widzi kilka par w żółtym półmroku; i widzi ją, swą przyszłą żonę, która siedzi naprzeciw niego ze szklanką wody w ręku, wbija w niego wzrok i nieśmiało się uśmiecha. Przez długie minuty obserwuje jak trzyma szklankę, jak się uśmiecha, bada tę twarz, tę rękę i przez cały czas ona się nie poruszy, nie uniesie szklanki do ust, niczego nie zmieni w swym uśmiechu. I w tym tkwi groza: przeszłość, którą pamiętamy, pozbawiona jest czasu. Nie można odtworzyć miłości tak, jak czyta się drugi raz książkę czy drugi raz ogląda film. Martwa, żona Jozefa nie ma żadnego wymiaru, ani materialnego, ani czasowego.
4.
Czas, by człowiek cel sobie wytknął. Czas, by zasiał ziarno swej najwyższej nadziei.
Jeszcze ziemia dość bogata, lecz przyjdzie czas, gdy się stanie tak biedna i oswojona, że z tego ziarna nadziei żadne wyższe drzewo już nie wyrośnie.
Biada! Zbliża się czas, gdy człowiek niezdolny będzie wyrzucić strzały tęsknoty ponad człowieka, gdy zwiotczeje cięciwa łuku jego!
Powiadam wam, trzeba mieć chaos w sobie, by porodzić gwiazdę tańczącą. Powiadam wam: wiele chaosu jest jeszcze w was.
Biada! Zbliża się czas, gdy człowiek żadnej gwiazdy porodzić nie będzie zdolen. Biada! Zbliża się czas po tysiąckroć wzgardy godnego człowieka, - człowieka, co nawet samym sobą już gardzić nie zdoła.
Patrzcie! wskazuję wam ostatniego człowieka.
"Czem jest miłość? Czem jest twórczość? Czem tęsknota? Czem gwiazda?" - tak pyta ostatni człowiek i mruży wzgardliwie oczy.
Ziemia się skurczyła, a po niej skacze ostatni człowiek, który wszystko zdrabnia. Rodzaj jego jest nie do wytępienia, jako pchła ziemna; ostatni człowiek żyje najdłużej.
5.
Więc szedł sobie podśpiewując, aż doszedł do tego miejsca strumienia, gdzie leżały kamienie, i gdy był już na trzecim kamieniu, zaczął się zastanawiać, co też mogą porabiać Y1, Y2 i Y3, mieszkali oni bowiem wszyscy razem w innej części […]. I X tak sobie pomyślał: „Nie widziałem Y2 już dosyć długi czas i jeśli go dziś nie zobaczę, to ten czas będzie jeszcze dłuższy”, więc usiadł na kamieniu pośrodku strumyka i kiedy zastanawiał się, co robić, zaśpiewał inną swoją piosenkę.
6.
X z rosnącym zniecierpliwieniem patrzył na słońce, ale ono na wiele godzin zamierało pośrodku nieboskłonu. Żar lał się z góry, a czasu nie ubywało. Nie na darmo czarta nudy nazywali południkiem. Bo południe to gorący czas, kiedy cały świat zastyga w bezruchu i tylko ty się musisz męczyć. Ale bywa i tak, że w bezsenne noce czart nudy przychodzi i ponure myśli sprowadza zamiast snu. Wtedy ciemność kapie wolno, noc w ogóle nie mija, a świt nie nadchodzi. Znał młody X wiele takich dni, znał wiele takich nocy. I wszystkie spędzał razem z czartem, coraz bardziej nierozłącznym towarzyszem jego niedoli.
7.
Zawsze był skrupulatny. Wymyślił zegar, którego wskazówki starannie
zdrapywały czas, tak by nie zostawić z tyłu ani odrobiny.
8.
Druga reguła brzmi: perfumy żyją w czasie; mają swoją młodość, wiek dojrzały i
starość. I tylko jeżeli w każdej z tych trzech epok wydzielają równie przyjemny zapach, można je uważać za udane. Jakże często zdarza się, że sporządzona przez
nas mieszanka przy pierwszej próbie pachnie cudownie świeżo, po chwili czuć ją zgniłymi owocami, a na koniec wydziela już tylko obrzydliwą woń czystego cybetu, który został przedawkowany. Zwłaszcza z cybetem należy uważać! Jedna kropla za dużo powoduje katastrofę. Znany błąd. Kto wie - może P. przesadził z cybetem? Może do wieczora z ambitnej formuły „Amora i Psyche” pozostanie tylko odór kocich szczyn? Zobaczymy.
9.
Tak więc wszyscy udali się do namiotu cygańskiego i za opłatą jednego centavo zobaczyli X, odmłodzonego, wypoczętego, bez zmarszczek, z nowym olśniewająco białym uzębieniem.
Ci wszyscy, którzy pamiętali jego dziąsła zżarte przez szkorbut, zapadłe chude policzki i zwiędłe usta, struchleli z przerażenia wobec tego oczywistego dowodu nadprzyrodzonej mocy Cygana. Strach urósł do rozmiarów paniki, gdy X wyjął nietknięte zęby, pokazał je publiczności na chwilę - przelotną chwilę, w czasie której stał się tym samym zgrzybiałym starcem z dawnych lat - i założył je z powrotem, uśmiechając się znów w pełnym blasku swej przywróconej młodości. Nawet sam Y uznał, że wiedza X przekroczyła granice dozwolone dla umysłu człowieka, lecz doświadczył prawdziwie uzdrawiającej uciechy, kiedy Cygan na osobności wytłumaczył mu mechanizm sztucznej szczęki. Wydawało mu się to tak proste i tak przemyślne zarazem, że nagle stracił całe zainteresowanie dla badań alchemicznych. Wpadł w zły humor, przestał jadać regularnie i całymi dniami spacerował po domu: „Niewiarygodne rzeczy dzieją się na świecie - mówił do Y2. – Tuż koło nas, po drugiej stronie rzeki, istnieją różne aparaty magiczne, a my w dalszym ciągu żyjemy w ciemnocie". Ci którzy go znali z czasów założenia […], nie mogli wyjść z podziwu, jak bardzo się zmienił pod wpływem X.
10.
Posłuchajcie:
X wypadł z czasu.
Zasnął jako podstarzały wdowiec, a obudził się w dniu swego ślubu. Wszedł w drzwi w roku 1955, a wyszedł innymi drzwiami w roku 1941. Wrócił przez te same drzwi, aby znaleźć się w roku 1963. Powiada, że wielokrotnie widział swoje narodziny i śmierć i że przenosi się w zupełnie przypadkowej kolejności do różnych momentów dzielących te dwa wydarzenia.
Tak mówi.
X nie panuje nad czasem, nie ma żadnego wpływu na to, dokąd się przenosi, i te odwiedziny nie zawsze są zabawne. Mówi, że dręczy go nieustannie trema, gdyż nigdy nie wie, jaki fragment swojego życia będzie musiał za chwilę odegrać.
11.
Ojczulek ciągnął:
- Nie ma takiego miejsca, w którym można by się schować przed czasem. Możemy ukrywać się przed królami i cesarzami, może zdołalibyśmy się ukryć przed Bogiem. Ale przed czasem schować się nie da. Czas dopadnie nas wszędzie, bo wszystko, co nas otacza, zanurzone jest w tym niespokojnym żywiole.
Z powagą skinąłem głową, ale to był zaledwie początek wielkiego wykładu o władaniu czasu.
-Czas nie mija, H. T. I nie cyka. To my mijamy, a cykają nasze zegarki. Tak samo cicho i nieubłaganie jak słońce, wstając na wschodzie i zachodząc na zachodzie, czas pożera historię. Niszczy wielkie cywilizacje, podgryza dawne pomniki, pochłania pokolenie za pokoleniem. Dlatego właśnie mówimy o „zębie czasu”. Bo czas nadgryza i przeżuwa, a między jego trzonowcami jesteśmy my.
- Czy o takich sprawach dyskutowali dawni filozofowie? - spytałem.
12.
Była ona wzorową panią domu, pod której okiem gospodarstwo szło jak w zegarku. Ona wiodła rej w Szwalni dla Dziewcząt, ona zajmowała się szkołą niedzielną, była jednym z głównych filarów parafialnego Związku Pomocy i Stowarzyszenia Pomocy dla Misjonarzy nawracających dalekich pogan.
Pomimo to pani X miała jeszcze dość wolnego czasu, aby siedząc godzinami przy oknie kuchennym, robić szydełkiem kołdry bawełniane — a zrobiła ich już szesnaście, jak pełnym czci szeptem opowiadały sobie kumoszki z […] — i czujnym okiem przyglądać się gościńcowi, który tutaj właśnie skręcał w dolinę, a potem wił się w górę po stromym wzgórzu.
13.
Wszystkie dzieci Saturna, a więc te, które urodziły się w jego znakach lub dniach, którymi rządzi, żyją z poczuciem ograniczenia. Kiedy się budzą rano, najpierw dziwią się, że nie umarły w nocy. Potem dziwią się słońcu, że wzeszło, i dniu, że się rozpoczął. Z uległością właściwą tylko martwym przedmiotom powracają co rano do świata, w którym wciąż istnieją drzwi, zamki, łańcuchy, granice, paszporty i ograniczenie każdej miary czasu. Boleśnie odczuwają zgrzytliwe tykanie zegara i szmer przesypującego się w klepsydrze piasku. Oddają się na żer słowom, które najperfidniej oddzielają nasze doświadczanie od istnienia. I nawet jeżeli Bóg w swojej dobroci ukazuje im refleksy nieskończoności, oni pełni niedowierzania dzielą ją wymyślnymi narzędziami na małe drobinki, które przesypują im się przez palce.
Tej nocy X nie mógł spać i pozwolił, żeby jego czas przesypywał mu się przez palce.
14.
Wstrzymywała oddech, stając bez ruchu. Czekała.
Zbliżało się.
Mogło nastąpić w każdej chwili.
Czuła się zupełnie jak w jeden z tych dni, kiedy słyszymy nadciągającą burzę.
Wokół panuje wyczekująca cisza i nagle ciśnienie zmienia się niepostrzeżenie, w miarę jak burza wędruje nad ziemią wśród podmuchów wiatru, kłębów mgły i cieni.
Powietrze napiera nam na uszy, kiedy tak tkwimy zawieszeni w oczekiwaniu na nadejście burzy. Zaczynamy dygotać. Niebo ciemnieje, jego barwa pogłębia się, chmury gęstnieją; góry nabierają odcienia stali. Zamknięte w klatkach kwiaty wydają z siebie słabe, ostrzegawcze westchnienia. Czujemy, jak nasze włosy poruszają się powoli. Gdzieś w domu zegar wyśpiewuje cicho: „Czas, czas, czas, czas...", niczym woda skapująca na aksamit.
A potem przychodzi burza. Elektryczny blask, zasłony ciemności, pełnej
odgłosów czerni opadają na ziemię, zamykając ją na zawsze w swych objęciach.
Tak było i teraz. Zbierało się na burzę, choć niebo pozostało czyste. Lada moment miał błysnąć piorun, choć nie było ani śladu chmur.
Ylla wędrowała po wyczekującym letnim domu. Błyskawica mogła zajaśnieć w
każdej chwili; grom, chmura dymu i cisza, a potem kroki na ścieżce, stukanie do kryształowych drzwi, ona zaś pobiegnie, by otworzyć...
15.
Lecz po upływie pewnego czasu poczułem, że blednę, i pożądałem w duszy ich odejścia. Począł mię dręczyć ból głowy i zdawało mi się, że mi dzwoni w uszach. Oni wszakże nie powstali z swych siedzeń i rozmawiali nieustannie. Dzwonienie wyraźniało. Trwało wciąż i wyróżniało coraz bardziej. Wzmogłem swoją gadatliwość, aby się odczepić od owego wrażenia. Lecz dzwoniło dobitnie i przybrało cechy zgoła nieodparte, aż w końcu wykryłem, że to nie w uszach moich dzwoni.
Bez wątpienia – bardzo wówczas pobladłem. Lecz gawędziłem ze zdwojoną jeszcze płynnością i głosem podniesionym. Dźwięk wciąż się rozrastał – co miałem począć? Był to szmer głuchy, zdławiony, częstotliwy, szmer niezwykle podobny do tego, który wytwarza zegarek, owinięty w watę.
Oddychałem z trudnością. Urzędnicy nie słyszeli jeszcze. Zacząłem gadać szybciej i z większą gwałtownością, ale szmer wzmagał się nieustannie. Wstałem i wszcząłem spór o jakieś drobnostki w tonie wielce wzniosłym, z przydatkiem gestów popędliwych, lecz szmer się wzmagał – wzmagał nieustannie. Czemuż ci ludzie nie chcą stąd odejść? Tam i sam – ciężkimi i wielkimi krokami zacząłem odmierzać pokój, jakby rozjątrzony uwagami moich rozmówców. Lecz szmer wzrastał miarowo. O, Boże! Cóż miałem począć? Burzyłem się – plotłem trzy po trzy – przeklinałem. Poruszałem krzesłem, na którym siedziałem, szurałem nim po podłodze. Wszakże szmer wciąż trwał i wzmagał się bez końca. Krzepnął coraz bardziej – coraz bardziej i wciąż coraz bardziej. A goście wciąż gadali – i uśmiechali się – i żartowali. Możliweż to, że nic nie usłyszeli? Boże wszechmogący! Nie, nie! Słyszeli! – Domyślali się! – Wiedzieli! Bawili się jeno moim przerażeniem! Tak pomyślałem – i dotąd jeszcze tak myślę. Wszystko byłoby łatwiejsze do zniesienia, ogrom tego pośmiewiska. Nie mogłem znieść dłużej tych uśmiechów! Uczułem, że albo krzyczeć muszę, albo skonać! I teraz jeszcze – czy słyszycie? – Nasłuchujcie! Coraz głośniej, coraz głośniej, wiecznie głośniej, wiecznie głośniej!
16.
Nie przeto, abym w wątpliwość podawał
Twoją ku niemu miłość lecz dlatego,
Iż wiem, że miłość jest dziecięciem czasu;
A doświadczenie uczy mnie codziennie,
Że czas miarkuje jej siłę i zapał.
Płomień miłości zawżdy mieści w sobie
Coś na kształt knota, co moc jego tłumi,
I w jednostajnym nic nie trwa wigorze;
Bo wigor, z zbytku krwi dostając pleury,
Własnym nadmiarem zabity zostaje.
Kto chce, powinien wraz to, co chce, spełnić;
Bo to „chce” zmienne tyle napotyka
Tam i szkopułów, ile jest na świecie
Ramion, języków i przygód, a później
Owo „powinien” staje się niewczesnym
Westchnieniem, które, niosąc ulgę, szkodzi.
Lecz wróćmy w sam rdzeń wrzodu: X wraca,
Cóż chcesz przedsięwziąć, aby się okazać
Nie w słowach, ale w czynie dobrym synem?
17.
Być nieśmiertelnym nie jest rzeczą niezwykłą; wszystkie stworzenia oprócz człowieka są takie, gdyż nie znają śmierci; rzeczą boską, rzeczą straszną, rzeczą niepojętą jest wiedzieć, że jest się nieśmiertelnym. Zauważyłem, że przekonanie to, na przekór licznym religiom, jest niezwykle rzadkie. Izraelici, chrześcijanie i muzułmanie głoszą nieśmiertelność, ale cześć, jaką składają pierwszemu wiekowi, dowodzi, że wierzą jedynie w niego, jako że przeznaczają wszystkie pozostałe, w nieskończonej ilości, na wynagradzanie go czy karanie. Bardziej rozsądny wydaje mi się krąg niektórych religii Hindustanu; w kręgu tym, który nie ma początku ani końca, każde życie jest skutkiem poprzedniego i rodzi następne, ale żadne nie określa całości... Nauczona przez praktykę wieków republika ludzi nieśmiertelnych osiągnęła doskonałość tolerancji i niemal obojętności. Wiedziała, że w nieskończonym czasie każdemu człowiekowi wydarzają się wszystkie rzeczy. Dzięki swym przeszłym czy przyszłym cnotom każdy człowiek jest godny wszelkiej dobroci, ale również wszelkiej zdrady, dzięki swym nikczemnościom z przeszłości czy przyszłości. Podobnie jak w grach zależnych od przypadku cyfry parzyste i cyfry nieparzyste dążą do równowagi, tak też anulują się i naprawiają spryt i głupota; i być może nieskomplikowany poemat o Cydzie jest przeciwwagą wymaganą przez jeden tylko epitet z Eklog czy przez jedną sentencję Heraklita. Najbardziej przelotna myśl posłuszna jest niewidzialnemu rysunkowi i może ukoronować czy zapoczątkować jakąś tajemniczą formę. Słyszałem o takich, którzy czynili zło, aby okazało się ono dobrem w przyszłych wiekach, lub okazało się nim w wiekach już minionych... W ten sposób rozpatrywane wszystkie nasze czyny są słuszne, ale również są obojętne. Nie istnieją zasługi moralne czy intelektualne. Homer ułożył Odyseję; jeśli założymy nieskończoną ilość czasu, z nieskończonymi okolicznościami i wariantami, jest rzeczą niemożliwą nienapisanie, choćby jeden raz, Odysei. Nikt nie jest kimś, jeden człowiek nieśmiertelny jest wszystkimi ludźmi. Jak Cornelius Agrippa, jestem bogiem, jestem bohaterem, jestem filozofem, jestem demonem i jestem światem, co jest nużącym sposobem powiedzenia, że nie istnieję.
.........................................................................
Powodzenia!