Przedstawiam
KONKURS nr 28, który przygotowała
Nutinka:
„DUŻE ZWIERZĘ” w LITERATURZE
„Dobrze wiedziałem, lecz zapomniałem,
Może kto z panów wie, czego chciałem?”
Po spotkaniu z miłymi kotami czas na nieco większe zwierzęta. A raczej całkiem duże. Niektóre groźne, inne łagodne. Znalazły się tu również fragmenty nieco drastyczne, co wrażliwszych proszę o wybaczenie. W odgadywaniu pomagać mogą wszyscy, zalecane jest też wiązanie supełków na trąbach, tak „dla pamięci”, proszę tylko, żeby podpowiedzi były zawoalowane i z dużą ilością humoru.
Konkurs trwa
do 11 października, do północy, odpowiedzi proszę nadsyłać na adres: [...]. Zalecane jest nadsyłanie maksymalnie trzech strzałów do każdego pytania, chociaż za czwarty gonić nie będę. Odpowiedzi wraz z listą laureatów zamieszczę następnego dnia.
Punkty przyznaję za autora i tytuł książki, z której pochodzi fragment, natomiast pytania są wyłącznie dla chętnych i nie liczą się w punktacji ogólnej. Jeśli będzie jednak sporo odpowiedzi na nie, wywieszę osobną listę laureatów. Można zdobyć maksymalnie 46 punktów. Odgadnięcie, skąd pochodzi motto nie jest punktowane ;).
Zapraszam do zabawy!
UWAGA!
Odpowiedzi nie zamieszczamy na Forum! Wysyłamy mailem!
FRAGMENTY KONKURSOWE
1.
X1 i X2 przerwały rozmowę i spojrzały na niego wyczekująco.
—
Słonie — przeczytał dobitnie, wznosząc palec wskazujący prawej dłoni, co, jak sobie uświadomił, również należało do rytuału —
Choć oderwane od ojczystego kraju, do jakiego przywykły, mimo iż ludzie ujarzmiają je zrazu więzami, potem głodem, a później nęcą rozmaitymi przysmakami, nigdy nie zapominają uroku ziemi, która je wychowała. Większość z nich ginie z tęsknoty, inne, wypłakawszy strumienie łez, tracą wzrok — spojrzał znacząco na swą pierworodną córkę, po czym zdziwił się nieco wyrazem jej twarzy. — To był tylko fragment Eliana — rzekł tonem obronnym. — X2, dlaczego tak na mnie patrzysz?
— Och, nic takiego, po prostu właśnie o tym mówiłyśmy.
— Niepodobna! O słoniach?
— Nie [...].
O czym rozmawiały?
2.
— Chciałem powiedzieć, że Y dobrze mówi, że się boimy, bo tacy już jesteśmy i nie ma na to rady. I myślę, że ma rację, jak mówi, że tu na wyspie są tylko świnie, ale naprawdę to skąd on może wiedzieć, to znaczy, nie może wiedzieć na pewno — M. nabrał tchu. — Mój tata mówił, że są takie stworzenia... jak one się nazywają... co robią atrament, aha, kałamarnice, które mają kilkaset jardów długości i mogą połknąć całego wieloryba. — Znowu przerwał i zaśmiał się wesoło. — Wcale nie wierzę w żadnego zwierza. Bo jak P. mówi, należy życie traktować naukowo, ale skąd my możemy wiedzieć? To znaczy, nie na pewno...
Ktoś krzyknął:
— Kałamarnica nie mogłaby wyjść z wody!
Jaki przedmiot dawał prawo głosu mówcom/dyskutantom?
3.
Gdy tylko jednostajny płaszcz mroku zaczął przybierać na dworze mętną, szarą barwę, zdmuchnęły lampkę, włożyły najgrubsze czapki z nausznikami, owiązały szyje i piersi wełnianymi chustkami i wyruszyły do stodoły. W ślad za ptakami wicher przygnał z kręgu polarnego białą chmurę śniegu, tak gęstą, że nie można było rozróżnić pojedynczych płatków. Zamieć pachniała lodowymi górami, arktycznym oceanem, wielorybami i białymi niedźwiedziami, a gnała przed sobą śnieg w takim pędzie, że tylko muskał ziemię i nie gęstniał na jej powierzchni. Dziewczęta posuwały się z trudem naprzód, zgięte wpół, przemykając się przez pokryte jedwabistym puchem pola, pod osłoną żywopłotów, które służyły raczej za sita niż za parawany.
Proszę podać imię i nazwisko męża jednej z dziewcząt.
4.
— Słuchaj, L., chciałbym, żebyś przeczytał jeden artykuł. Piszą tam, że na Syberii odkopali mastodonta. Tkwił w lodzie tysiące lat. I mięso jest jeszcze dobre.
L. uśmiechnął się do niego.
— Chyba się panu króliki w głowie zalęgły — powiedział. — Co pan tam trzyma w tych słoiczkach w lodówce?
[...]
— Taki mi przyszedł pomysł — odparł Y. — Nie mogę się od tego odczepić. Nie może mi wyjść z głowy, że dałoby się przechowywać różne rzeczy, gdyby je dostatecznie ochłodzić.
— Tylko aby nie trzymajmy w lodówce mięsa mastodonta — rzekł L.
Gdyby Y miał tysiące pomysłów tak jak S.H., mogłyby się wszystkie rozwiać — ale on miał tylko ten jeden. Zamarznięty mastodont nie schodził mu z myśli. [...] Zakupił wszelkie czasopisma, w których drukowano artykuły o popularnonaukowym charakterze. I jak się to zazwyczaj zdarza człowiekowi pochłoniętemu jedną myślą, dostał wreszcie obsesji na tym punkcie.
W jaki sposób zrealizował tę obsesję?
5.
Chłopiec usiadł na głazie w gigantycznym kamiennym jarze i ciskał kamyczkami w głaz leżący kilkanaście kroków dalej. Wiatr wiejący wśród skalnych ścian dmuchał mu w tył głowy. Wybierał kamyki, rzucał, starając się trafić w cel. Zamyślony, dopiero po paru minutach zorientował się, że powiewy zrobiły się dziwnie ciepłe.
Nie spodziewając się niczego szczególnego, obejrzał się... i zmartwiał. Ciepły wiatr okazał się oddechem monstrualnego stworzenia czającego się tuż za nim! Pierwsze, co rzucało się w oczy, to wielki łeb ze ślepiami niczym dwie krwawe plamy i potworną ilością spiczastych kłów. Za łbem znajdowała się jeszcze potężniejsza masa mięśni, łap i pazurów!
Instynkt zmusił ludzkie ciało do działania, zanim jeszcze obraz w pełni dotarł do jego mózgu. Chłopak rzucił się do panicznej ucieczki pokrytym gruzem dnem kamieniołomu. Potknął się i przewrócił, ale poderwał natychmiast, absolutnie pewien, że bestia go goni. Strach przygłuszył ból porozbijanych kolan. Zdawało mu się, że wciąż czuje oddech potwora. Kamieniołom skończył się ślepym zaułkiem. Wciśnięty weń chłopiec spojrzał w oczy śmierci. Smok zbliżał się leniwym krokiem, jakby wiedząc, że jego ofiara nie ma już żadnej drogi ucieczki. Stąpał z gracją kota, podchodzącego do sparaliżowanej lękiem myszy. Y zamknął oczy i modlił się do Matki Świata — tak szczerze i gorąco jak nigdy dotąd — o szybką śmierć, aby bestia nie poniewierała go okrutnym kocim sposobem.
Jak nazywał się smok?
6.
Gdy przywiedziono doktora przed króla, zapytał go czarny władca, po co przybył do Afryki; doktor opowiedział mu, w jakim celu wybrał się w tak daleką podróż.
— Nie wolno ci podróżować przez moje kraje — oświadczył król. — Przed wielu laty przybył tu na wybrzeże pewien biały i przyjąłem go bardzo życzliwie. Ale szukając złota wykopał dziury w ziemi i pozabijał wszystkie słonie dla ich białych kłów, po czym odpłynął potajemnie na swym statku nie powiedziawszy mi nawet "dziękuję". Od tej pory żaden biały człowiek nie ma prawa podróżować po państwie [...].
Jak miała na imię żona króla?
7.
Dotąd wydawały mi się owe wybrzeża jedynie odwieczną naturą, współczesną wielkim geologicznym zjawiskom, czymś równie poza historią ludzką jak Ocean lub Wielka Niedźwiedzica, wraz z owymi dzikimi rybakami, dla których tak samo jak dla wielorybów nie istniało średniowiecze.
[...]
X było za zimno, aby mogła pozostać bez ruchu; poszliśmy tedy aż do mostu Zgody popatrzeć na zamarzniętą Sekwanę, do której wszyscy, nawet dzieci, zbliżali się bez obawy, niby do olbrzymiego, wyciągniętego na brzeg bezbronnego wieloryba, czekającego na ćwiartowanie.
Kim była X (proszę podać imię i zawód)?
8.
W jednym pokoju, mającym wygląd buduaru, portiery były z haftowanego cudnie aksamitu, a w szklanej gablotce znajdowało się ze sto małych słoni z kości słoniowej. Były one różnych rozmiarów, niektóre miały na grzbiecie palankiny lub ujeżdżaczy-Hindusów. Jedne były bardzo duże, inne mniejsze, niektóre zaś tak małe, że wyglądały jak dzieci. X [...] o słoniach wiedziała wszystko. Otworzyła zatem drzwi gabloty, weszła na stołeczek i długo, długo się bawiła. Gdy ją to zmęczyło, ustawiła słonie na miejscu i zamknęła gablotę.
Jakie imiona nosili dwaj przyjaciele X?
9.
Na targowisko wkraczał dziwny korowód. Jeden za drugim szły olbrzymie słonie. Na każdym z nich siedział mahut, kierujący zwierzęciem uderzeniami bambusowej laseczki. Mahuci ganili w języku hindi ludzi za powolność, a słonie poruszały uszami niczym wachlarzami i bez obawy zagłębiały się w tłum ustępujący przed nimi. Tratowały stragany, lecz mimo to nie było słychać żadnych protestów. Jak spod ziemi wyrastali chłopcy z wielkimi, okrągłymi koszami. Gdy tylko jakiś słoń przystanął w celu załatwienia naturalnej potrzeby, chłopcy natychmiast podstawiali mu swój kosz.
B. widząc to klepnął się dłonią w udo i zawołał:
— A niech mnie wieloryb połknie! Nigdy bym nie przypuszczał, że Indusi są takimi higienistami, jeżeli chodzi o słonie. Patrzcie tylko, nic im nie przeszkadza, że muchy niczym latające rodzynki obsiadają ciastka na straganach, ale za każdym słoniem biegnie chłopaczysko z przenośną ubikacją.
Y1 i Y2 wybuchnęli śmiechem, słysząc tę zabawną uwagę.
— Mój b., ci chłopcy są zbieraczami nawozu, który w Indiach jest bardzo ceniony — wyjaśnił Y2. — Dlatego przejście słoni przez miasto jest dla mieszkańców nie lada gratką. Widzisz, słoń za jednym zamachem napełnia kosz po brzegi.
Proszę podać imię i nazwisko czwartego z przyjaciół, nieobecnego przy tej rozmowie.
10.
Śmiertelnie porażony prądem słoń [...] w Ettamanur został poddany kremacji. Przy szosie wybudowano gigantyczny
ghat do całopalenia. Inżynierowie z właściwej gminy miejskiej odpiłowali kły i podzielili się nimi na boku. Nie po równo. Słonia oblano sześćdziesięcioma puszkami masła bawolego, aby dobrze się palił. Dym kłębił się gęsto i układał w skomplikowane desenie na tle nieba. Ludzie zgromadzili się w bezpiecznej odległości i bramin odczytywał im znaczenia dymnych deseni.
Roiło się od much.
[...]
Pariasi obsiedli pobliskie drzewa, aby nadzorować nadzór nad obrządkiem pogrzebowym martwego słonia. Mieli nadzieję, nie bezpodstawną, że dostanie im się trochę gigantycznych wnętrzności. Na przykład olbrzymi woreczek żółciowy. Albo spalona na węgiel olbrzymia śledziona.
Nie zawiedli się. Ale też nie byli do końca zadowoleni.
Proszę podać imiona bliźniaków występujących w książce.
11.
— I nie wydaje mi się, żeby osoby zwane przez panią „ludźmi” mogły pomóc po tak długim czasie — dodał. — Kto by pamiętał?
— W tym wypadku uważam, że mogą — powiedziała pani X.
— Zadziwia mnie pani. — Y popatrzył na nią zaskoczony. — A więc ludzie pamiętają?
— Właściwie — zaczęła pani X — myślałam o słoniach.
— Słoniach?
Jak często przedtem, Y pomyślał, że pani X jest po prostu nieobliczalna. Skąd raptem słonie?
— Myślałam o słoniach na wczorajszym obiedzie — powiedziała pani X.
— Dlaczego myślała pani o słoniach? — spytał zaciekawiony Y.
— Dokładnie to myślałam o zębach. Wie pan, kiedy próbuje się coś zjeść, a ma się sztuczną szczękę... nie jest to zbyt łatwe. Trzeba wiedzieć, co wolno i czego nie wolno jeść.
— Ach! — Y westchnął głęboko. — Tak, tak, dentyści mogą wiele pomóc, ale nie są w stanie zrobić wszystkiego.
— Właśnie. A potem pomyślałam, że nasze zęby to zwykła kość, nie są więc zbyt mocne. I jak miło byłoby być psem, który ma prawdziwe kły, a potem pomyślałam o morsach i... i tak dalej. I o słoniach. Bo kiedy myśli się o kłach, to zaraz przychodzą na myśl słonie, prawda? Wspaniałe, wielkie kły z kości słoniowej.
Jak nazywają się rozmówcy? Wystarczy podać nazwiska.
12.
Znaleźli się przed wspaniałym zwierzęciem, wpół oswojonym, które Hindus chował dla celów wojennych. Tresował je z piekielną przebiegłością, dążąc cierpliwie do odmienienia charakteru zwierzęcia, z natury łagodnego. Co pewien czas pobudzał je do paroksyzmów wściekłości, a osiągał to najprostszym w świecie sposobem: w ciągu trzech miesięcy karmił słonia masłem i cukrem. Ta słodka dieta przynosi, wbrew pozorom, nieoczekiwane rezultaty, bo stopniowo potęguje zdenerwowanie zwierzęcia i wreszcie doprowadza je do paroksyzmów wściekłości, zwanych po hindusku
mutsh. Wszyscy doświadczeni hodowcy uciekają się do tej metody. Szczęściem dla pana Y, słonia, o którym mowa, zaczęto dopiero poddawać temu systemowi i jak dotąd nie objawiał on jeszcze skutków perfidnej hodowli. [...]
Jak miał na imię słoń, o którym mowa?
13.
— Tysiące razy patrzyłam na to opakowanie i nigdy nie zauważyłam jego łodzi.
Oczywiście A. podbiegła, żeby spojrzeć, ale też nie dostrzegła żadnej łodzi, podobnie jak nie widziała nagiej kobiety.
— Bo łódź jest tam, gdzie nie możesz jej zobaczyć — wytłumaczyła babcia. — Żeglarz płynie łodzią, goniąc po morzu wielkiego białego wieloryba. Ściga go przez cały czas. Wieloryb jest wielki jak Kreda, tak słyszałam. Piszą o tym w książce.
— Dlaczego on go goni? — zapytała A.
— Aby go złapać — odpowiedziała babcia. — Ale to się nie stanie nigdy, ponieważ świat jest okrągły jak wielki talerz i morze tak samo, więc ściga jeden drugiego, i to jest tak, jakby gonił sam siebie.
Czego opakowanie oglądały A. i babcia?
14.
— Jak to, nie wiesz? Bogowie spuścili na ziemię potop i wygubili wszelkie żywe stworzenie z wyjątkiem Deukaliona, jego rodziny i kilku zwierząt, które schroniły się na szczyty górskie. Czyś nie czytała "Potopu" Arystofanesa? To moja ulubiona komedia. Scena przedstawia górę Parnas, na której się zebrały ocalałe zwierzęta, niestety po jednej tylko sztuce z każdego gatunku. Ażeby więc na nowo zapełnić ziemię, muszą się parzyć między sobą pomimo wszelkich skrupułów i trudności. I tak Deukalion zaręczył wielbłąda ze słonicą.
— Wielbłąda ze słonicą! Dobry kawał! — zarechotała U. — Spójrz no na Y: skóra i kości, potem długa szyja i równie długa twarz o głupkowatym wyrazie. A teraz te klocowate nogi, obwisłe uszy i małe oczka X... Cha! Cha! Cha! Cha! I jakiego doczekali się potomstwa! Żyrafy, co? Cha! Cha! Cha! Cha!
Kim są X i Y? Wystarczy podać imiona.
15.
W miejscu gdzie skały tworzyły rodzaj bramy, ukazała się potężna sylwetka zwierzęcia, idącego dostojnym krokiem. Tuż za nim kroczyło kilka innych gadów, niewiele mniejszych od przewodnika. Na samym końcu baraszkowało maleństwo, podskakujące na podobieństwo jagnięcia, choć rozmiarami przewyższające rosłego żubra.
Widok olbrzymów zaparł dech w piersiach gromadki skupionej wokół Y. Pierwszy gad wysoki był chyba na dziesięć metrów. Stąpał na tylnych łapach, podpierając się grubym, mięsistym ogonem. Na masywnej szyi osadzona była ruchliwa głowa, z pełną zębów paszczą. Przednie łapy przypominały ręce o wielkich dłoniach, zaopatrzonych w palce zakończone szponami. Popielata skóra, pełna zgrubień i narośli, opinała ogromne cielsko. Wzdłuż grzbietu potwora ciągnął się rząd zrogowaciałych wypukłości przywodzących na myśl zęby wielkiej piły.
Kto opiekuje się opisanymi zwierzętami? Proszę podać imię i nazwisko.
16.
Spędził tak jedno lato, jedną zimę i następne lato. W sierpniu, kiedy wieloryby płynęły na południe, wiele z nich zatrzymało się na linii chaty, podnosząc swoje olbrzymie płetwy, krzycząc i burząc wodę bardziej niż zazwyczaj; zrobiło to wielkie wrażenie na rybakach. Jeden młody wieloryb ugrzązł na mieliźnie kilka metrów od brzegu i dziesięciu ludzi weszło do wody, żeby go poruszyć. Trwało to jakiś czas, ale on nie podszedł. Patrzył na nich ze swojej chaty, wśród grzechotania kości, samotny i nieruchomy, aż wielorybiątko wróciło do morza.
Kto obserwował ratowanie wieloryba? Proszę podać imię i nazwisko.
17.
M. nie zdziwiła się, gdy tę majestatyczną melodię podchwyciła woda i wyrzuciła w górę radosną fontannę. Jedną... drugą... trzecią... dziesiątki fontann... setki. Potem spoza opadających melodyjnie strug wody zaczęły wyłaniać się wielkie, miękkie, ciemne cielska. I zaśpiewały razem z M., tańcząc na rozkołysanych falach.
— Wieloryby! — zawołała. — On stworzył wieloryby i ani trochę się nie pomylił! Są dokładnie takie jak w telewizorze!
Kilka dni temu M. oglądała film o wielorybach. Kamery pokazały pełen życia podmorski świat, skryty przed wzrokiem człowieka. Od razu pojęła, że także tutaj, na górze, woda ożywiła się, dając mieszkanie nie tylko wielorybom, ale milionom stworzeń: małym i dużym rybom, splątanym ośmiornicom, wijącym się wodnym wężom, futrzastym fokom, wąsatym morsom.
Proszę podać imiona rodziców M.
18.
Przez chwilę widać było na powierzchni morza tylko pęcherzyki powietrza, ale nieco później wynurzyła się z wody jedna z dziewczyn, Sandra, i zawołała zdyszana:
— To olbrzymia mątwa! Tamte dwie marynarki dostały się w jej macki i nie mogą się z nich uwolnić. Musimy im przyjść z pomocą, zanim będzie za późno!
I znowu pogrążyła się w morzu.
Natychmiast stu ludzi-żab pod dowództwem ich doświadczonego przywódcy Franco, zwanego Delfinem, rzuciło się w fale. Rozgorzała zacięta walka pod wodą, na której powierzchni wystąpiła piana. Ale nawet tym ludziom nie udało się oswobodzić obu dziewcząt ze straszliwego uścisku. Zbyt wielka była siła mątwy!
W jaki sposób poradzono sobie z mątwą?
19.
...więzień wysiadł z łodzi i zatrzymał się akurat na tę chwilę, kiedy słowa
wielki to on jest pojawiły się i tkwiły przez sekundę, proste i banalne, gdzieś, gdzie jakiś fragment jego uwagi mógł je dostrzec, zanim znikły; potem rozkraczył nogi i pochylił się, nóż zagłębił się w coś w tej samej chwili, kiedy więzień schwycił za przednią łapę i niemal jednocześnie potężny ogon smagnął go po plecach. Ale nóż trafił — wiedział o tym już wtedy, leżąc w błocie, przyciśnięty ciężarem rozwścieczonej bestii, której ostry grzbiet wbijał się w jego brzuch. Ramię człowieka owinęło się dokoła potężnej gardzieli, sycząca paszcza przywierała niemal do jego twarzy, rozszalały ogon zadawał straszliwe ciosy, młócił powietrze, a nóż w drugiej ręce wymierzył śmiertelne pchnięcie; z rany buchnął gorący strumień. Siedząc w zwykłej pozycji, z głową między kolanami, nad wywróconą brzuchem do góry martwą bestią, której krew mieszała się z jego własną, myślał:
Znowu ten mój przeklęty nos.
Jakie zwierzę straciło tu życie?
20.
W opowieściach o rekinach dużo jest przesady. Nie jest prawdą, na przykład, że rekin potrafi odciąć nogę w biodrze jak nożem, nic podobnego! Szarpie ciało i gruchocze kości zębami. Doświadczony pływak bez trudu utrzyma rekina w przyzwoitej odległości, wystarczy go kopnąć w nos, gdy się zbliży. [...]
Często za statkiem całymi godzinami płynęło kilka takich bestii o grubych, jakby z gumy zrobionych, wypukłych cielskach; rekiny liczyły pewnie na dalsze figle.
Zresztą i rekiny są czasem potrzebne. Wiadomo, że kto złapie rekina, ten złapie wiatr, więc gdy wiatru nie było, marynarze nabijali kawał mięsa na wielki hak i w końcu zawsze jakiegoś rekina wciągnęli windą na pokład. Im był większy, tym lepszego wiatru można się było spodziewać. Ogon rekina przybijano do stengi bukszprytu. Pewnego razu wciągnięto na pokład prawdziwego olbrzyma. Odcięto mu szczękę, wrzucono ją do okrętowej latryny (której z lenistwa żaden marynarz nie używał zgodnie z przeznaczeniem) i całkiem o tym zapomniano. Jednakże pewnej niespokojnej nocy stary José udał się tam i z rozmachem usiadł prosto na szczęce rekina jak na zasiece używanej niegdyś w obronie przed atakiem konnicy. Zawył jak oszalały, a załoga uważała to za najśmieszniejsze wydarzenie w roku i nawet X pomyślała sobie, że gdyby to było trochę mniej nieprzyzwoite, to byłoby naprawdę bardzo śmieszne. W każdym razie jeżeli jakiś archeolog będzie kiedyś badać mumię Joségo, poważnie zastanowi się, skąd blizny w takim miejscu.
Kim jest X? Proszę podać imię i nazwisko.
21.
— Monstrum — powiedział, wskazując na smoka.
Zaraz po wojnie, gdy we wsi był jeszcze staw, pojawiło się w nim monstrum. Było ogromne, wielkości dużej krowy, kształtu krokodyla, z łapami o rogowych pazurach, z pyskiem pełnym zębów ostrych jak noże. Wyjadło z moczydła wszystkie ryby, które zostały po Niemcach, wszystkie trzciny, cały tatarak i wtedy zaczęło polować na owce, psy, kury i gęsi. Nocami wychodziło na drogę, pod kościół, ciągnęło asfaltem niezdarnie w stronę Nowej Rudy i rano ludzie z przerażeniem odkrywali jego ślady na swoich podwórkach. Kaczki znikały nagle jak spławiki, po gęsiach zostawały spazmatycznie wykręcone pomarańczowe łapki, na brzegu moczydła poniewierały się wyplute baranie rogi. [...] mężczyźni ze wsi sami wzięli się do czynu. Wrzucili do wody karbid i trutkę na szczury, a którejś nocy pordzewiały granat, który wybuchł. Staw wyglądał potem jak kałuża brudnej zatrutej wody. Nie pomogło. Monstrum następnej nocy zjadło byczka. I wyglądało na to, że będzie się mścić. Więc mężczyźni naostrzyli długie drągi, zbili z beli tratwy i wypłynęli na środek stawu. Dźgali powierzchnię raz koło razu, metodycznie przebijali mętne wody. Lecz dziury zarastały momentalnie i woda była tak samo nieprzenikniona jak przedtem. Za trzecim razem dali zadziałać technice — przynieśli skądś wielkie dynamo z korbą, które produkowało prąd. Podciągnęli od niego druty i jak w sieć złapali w nie całe moczydło. Potem kręcili korbą, na zmianę, bo była to ciężka praca, i razili monstrum ukryte w wodzie biczami prądu. Cielsko wiło się pod spodem z bólu, woda występowała z brzegów, aż wreszcie uspokoiła się. Wieś piła tego wieczoru do rana.
Jednak kilka dni potem monstrum przyszło do siebie i z zemsty wciągnęło pod wodę nieostrożną kobietę. Zostało po niej ocynkowane wiadro na brzegu.
I to był początek końca potwora. Wszyscy się zgodzili — można zniszczyć roślinę, zaszlachtować zwierzę, lecz nie można porywać się na życie ludzi. Monstrum złamało prawo.
Co się stało z monstrum?
22.
Y czekał na piasku poza torem podejścia gigantycznego stworzyciela. [...] Stwór był już zaledwie o minuty drogi, wypełniając ranek ciernym wizgiem swej wędrówki. Olbrzymie kły w okrągłej jaskini jego paszczy otwierały się niczym wielki kwiat. Bijąca z niej woń [...] zawisła w powietrzu. [...]
Dziki stworzyciel, praszczur pustyni, prawie nad nim zawisł. Wzniesione segmenty przednie prawie gnały falę piasku, która miała sięgnąć jego kolan. Chodź tu bliżej, o cudowny potworze — myślał. — Bliżej. Słyszysz, jak cię przyzywam. Chodź bliżej. Bliżej.
[...]
Y wzniósł haki, złożył się jak do strzału, wychylił się do przodu. Poczuł, jak chwyciły i szarpnęły. Skoczył w górę opierając stopy na owej ścianie, wychylony na zewnątrz, trzymając się wczepionych haków. To był moment prawdziwej próby [...].
Kto dosiada stworzyciela? Proszę podać imię i nazwisko.
23.
„Droga Blanche, piszę z wnętrzności gigantycznej ośmiornicy — potwora.
Cud, że papier listowy ocalał. Dekoracja wnętrz tu kuleje:
wilgoć. Niemniej, nie jestem sam: moja moralna podpora
to dwa dzikusy, grające bez przerwy na ukulele.
Najgorsze, że jest ciemno. Gdy wytężam wzrok, w głębi cienia
rozróżniam jakieś sklepienia i przęsła, zwłaszcza gdy leżę na wznak.
W uszach dzwoni. Postaram się zbadać, jak działa system trawienia.
To jedyna droga na wolność. Całuję. Twój wierny Jacques.”
Kto jest autorem tego przekładu?
================================
Dodane 21 kwietnia 2011:
Tytuły utworów, z których pochodzą konkursowe fragmenty, znajdziesz tutaj:
Rozwiązanie konkursu