Dodany: 02.07.2006 06:27|Autor: Czajka
Konkurs pocieszenia
Ach jak przyjemnie kołysać się wśród fal!
Gdy szumi, szumi woda i płynie sobie w dal!
A dla tych biednych, którzy się teraz akurat nie kołyszą, przygotowałam malutki konkursik pocieszająco-zdrowotny, bo nagłe przerwanie konkursowania jest bardzo szkodliwe dla zdrowia.
Temat jest nieśmiało (bo nie został uzgodniony z Centralnym Działem Konkursowym) wodny, czyli wszelkie rzeczki, morza, oceany i studnie. Zasady podobne do dużych konkursów, czyli odpowiedzi przesyłamy mailem do mnie:
czajkaczajka@tlen.pl
Ale ponieważ konkurs jest trochę samowolny i nielegalny, więc nie będzie podpowiedzi (moich, Wasze mogą być, to znaczy sobie wzajemnie możecie podpowiadać na Forum, ale tylko w woalkach). Ja nic nie mówię, czy czytaliście, czy nie czytaliście, czy trafiliście, czy nie, a tylko potwierdzam, że dostałam Wasz mail, a na koniec wywieszę odpowiedzi i listę uczestników w kolejności. Pytania nieraz są nieraz nie ma, wszystkie są tym razem jednoznaczne (hihi). Za każdy element jest punkt (autor, tytuł, pytanie)
Termin nadsyłania odpowiedzi ustalmy może na 10.07.2006, to jest niedziela do 24 godziny w nocy.
1.
Ależ, Iksiku – rzekł Igrek strasznie zmartwiony – co by można było… to jest, chciałem powiedzieć, jak moglibyśmy… czy myślisz, że gdybyśmy wszyscy…
- Tak – powiedział Iks – jedna z tych rzeczy będzie w sam raz. Dziękuję Ci, Igreku.
W sam raz na co?
2.
Krab po powrocie do swojej sadzawki siedział przez kilka minut nieruchomo, widocznie starając się dojść do siebie po hańbiącym zabiegu, jakim było szorowanie. Potem, jakby nie mógł się pogodzić z tak strasznym losem, podniósł szczypce nad głowę i niezwykle delikatnie obmacywał sobie grzbiet, wierząc może wbrew rozsądkowi, że został mu choć jeden listek. Ale ja sumiennie wykonałem zadanie: grzbiet miał nagi, aż lśniący. Zrobił niepewnie kilka kroków, potem przycupnął i trwał tak w smutku z pół godziny. Wreszcie otrząsnął się z przygnębienia, poszedł do skraju sadzawki i próbował się wklinować pod ciemny występ skalny. Przycupnął tam, rozmyślając ponuro nad nagą oczywistością swego wyglądu, aż wreszcie przyszedł na mnie czas i musiałem iść do domu. Powróciwszy następnego dnia wczesnym rankiem, stwierdziłem z zachwytem, że krab nie próżnował podczas mojej nieobecności. Postanowił widać robić co się da w tych fatalnych warunkach i udekorował swój pancerz ogromną ilością składników, które mu zostawiłem. Wyglądał niezmiernie krzykliwie, niemal jarmarcznie. Oklejały go pasiaste trochusy przemieszane z okruchami korala, a tuż przy głowie nasadził sobie dwa paciorkowe ukwiały, niby szykowny czepeczek z wstążkami.
W jakim kraju toczy się akcja?
3.
X, powoli unoszona przez prąd wody, kilka chwil napawała się romantycznością swego położenia. Lecz nagle stało się coś bynajmniej nie romantycznego. Do łodzi zaczęła się dostawać woda. Po kilku minutach E. była zmuszona zerwać się ze swego łoża, unieść złotem haftowaną szatę i ściągnąć czarny całun, aby z rozpaczą przekonać się o istnieniu sporej dziury, przez którą niewątpliwie przedostawała się woda.
Gdzie przesiadła się X z dziurawej łodzi?
4.
Stanąwszy nad strumieniem, rzuciła na trawnik
Z ramion swój szal powiewny, czerwony jak krwawnik,
I podobna pływaczce, która do kąpieli
Zimnej schyla się, nim się zanurzyć ośmieli,
Klęknęła i powoli chyliła się bokiem;
Wreszcie, jakby porwana koralu potokiem,
Upadła nań i cała wzdłuż się rozpostarła,
Łokcie na trawie, skronie na dłoniach oparła,
Z głową w dół skłonioną; na dole, u głowy,
Błysnął francuskiej książki papier welinowy;
Nad alabastrowymi stronicami księgi
Wiły się czarne pukle i różowe wstęgi.
Kto był podobny pływaczce?
5.
Iks spojrzał na nią i nic nie mówiąc, bez uśmiechu, jakby to nie był zalotny figiel, ale surowe świadectwo jego gotowości na wszystko, wszedł jak stał, w rzekę, pogrążył się w nią do ramion i wrócił z naręczem (…)
Czego?
6.
Małe rybki, co pływały w wodzie koło listka, słyszały całą przemowę ropuchy i teraz przykro im było słuchać płaczu dziecka. Więc wychyliły główki nad powierzchnię wody, aby zobaczyć młodą narzeczoną, ale na widok prześlicznej dziewczynki tak im się jej żal zrobiło, że postanowiły ją obronić.
- Nie bój się - powiedziały - nie dostanie cię brzydka ropucha.
Co zrobiły małe rybki?
7.
Skłonił się księciu i ruszył ku wyjściu.
- Cóż, odchodzisz? Jak? Dokąd?
- Prawda, zapomniałem.
- Tam do kata! Francuzi nie boją się niczego.
- Zapomniałem, że Anglia jest wyspą, a Wasza Wysokość jej królem.
- Idź do portu, zapytaj o dwumasztowiec „Sund” i oddaj ten list kapitanowi: zawiezie cię do małego portu, gdzie nikt się ciebie nie spodziewa i gdzie zazwyczaj zatrzymują się jedynie statki rybackie.
Co zapominalski miał za pazuchą?
8.
Nieprawda. Wciąż słyszę wodospad na rzece Kolumbia i zawsze, zawsze będę go słyszał. Słyszę okrzyk Charleya Niedźwiedzi Bebech, kiedy przebija ościeniem ogromnego łososia, słyszę rybę miotającą się w wodzie, śmiech nagich dzieci na brzegu, krzątaninę kobiet przy rusztach do suszenia ryb… i inne dźwięki sprzed lat.
Kto to mówi?
9.
Ciągnąć statek przez morze to praca nie lada. Po dwóch czy trzech godzinach osłabły czarne skrzydełka jaskółek i wyczerpane ptaszki dyszały ciężko.
Dlaczego jaskółki ciągnęły statek przez morze?
10.
Zaintrygowane widokiem Iksy pawiany coraz śmielej wyłaziły z ukrycia, skacząc niedbale z drzewa na drzewo, wrzeszcząc i poszczekując, zjeżdżając okrakiem po pniach lub wskakując na gałęzie, na których urządzały sobie huśtawki. Trwało to tak długo, aż jakieś pawianiątko wpadło do wody. Wtedy jeden ze starszych pawianów natychmiast rzucił się na ratunek i przyciskając do piersi mokrego i szamoczącego się malca uciekł w bezpieczne miejsce. W tej chwili wszystkie pawiany dostały ataku szału i podniosły niesamowity wrzask, że aż uszy pękały. Iksa, nie mogąc dłużej znosić hałasu, skoczyła do rzeki i przy akompaniamencie radosnych wrzasków widowni przepłynęła na drugą stronę. Gdy wylazła na brzeg, zaraz skoczyła na najbliższego prześladowcę. Ten wisiał na drzewie bardzo nisko, ale zwinnie uniknął łapy Iksy skacząc na wyższy konar, skąd zaczął do niej stroić iście małpie miny i wygrażać gałęzią.
Kim była Iksa?
11.
Gdybym powierzył swoje mienie falom,
Również bym całym sercem towarzyszył
Swoim nadziejom na szerokim morzu.
Co chwila rwałbym garść trawy, by sprawdzić
Kierunek wiatru, szukałbym na mapach
Portów i zatok, a niebezpieczeństwa
Zagrażające moim przedsięwzięciom
Wprawiałyby mnie w ciągłe przygnębienie.
12.
Przez pewien czas popularny był (rozpowszechniany gorliwie przez prasę codzienną) pogląd, że myślący ocean, który opływa całą X, jest gigantycznym mózgiem, przewyższającym całą naszą cywilizację o miliony lat rozwoju, że to jakiś „kosmiczny yoga”, mędrzec, upostaciowiona wszechwiedza, która dawno już pojęła płonność wszelkiego działania i dlatego zachowuje wobec nas kategoryczne milczenie. Była to po prostu nieprawda, bo żywy ocean działa, i to jak jeszcze – tyle że według innych, aniżeli ludzkie wyobrażeń, nie buduje więc miast ani mostów, ani machin latających; nie próbuje też zwyciężyć przestrzeni ani jej przekroczyć (w czym niektórzy obrońcy wyższości człowieka za wszelką cenę upatrywali bezcenny dla nas atut), zajmuje się natomiast tysiącznymi przekształceniami – „autometamorfozą ontologiczną”
Co to jest X?
13.
Wszedł tam i zaprzągł rumaki o mocnych spiżowych kopytach,
Bystre, z grzywami złotymi, co opływały im szyje.
Szaty nałożył złociste i chwycił biczysko do ręki,
Także ze złota, kunsztownej roboty, i skoczył na rydwan.
Pędził po fali, a wkoło pląsały morskie potwory
Z wszystkich zakątków, bo zaraz władcę swojego poznały.
Morza rozwarły się przed nim z radością, a konie pędziły
Tak, że spiżowa oś wozu od spodu nie zwilgotniała.
Kto jechał rydwanem?
14.
Słońce wypijało wilgoć i życie z ziemi coraz chciwiej i niemiłosierniej. Trawy pokurczyły się i zeschły do tego stopnia, że kruszyły się pod nogami antylop i że przebiegające stada, lubo nieliczne, wznosiły tumany kurzawy. Jednakże podróżnicy trafili raz jeszcze na rzeczkę, którą rozpoznali z dali po długich szeregach drzew rosnących nad jej brzegami. Murzyni popędzili ku drzewom na wyścigi i dopadłszy do brzegu położyli się na nim mostem, zanurzając głowy i pijąc tak chciwie, że przestali dopiero wówczas, gdy krokodyl chwycił jednego z nich za rękę.
Gdzie jest ten fragment na początku, czy na końcu książki?
15.
- Nikt nie twierdzi, że wepchnęła pani męża do studni – oznajmił, wycofując się pospiesznie. Widziałam po jego minie, że wie, co się dzieje, ale nie ma pojęcia, jak do tego doszło. Tak, z twarzy doktora jasno wynikało, że to ja powinnam się cofać przed jego natarciem. – Twierdzę natomiast, że musiał wzywać pomocy. Przez dłuższy czas, może nawet przez kilka godzin, w dodatku dość głośno.
Raz, ładny konik… dwa, ładny konik… trzy.
- No, chyba wreszcie zaczynam rozumieć, o co panu chodzi – rzekłam. – Uważa pan, że Joe przypadkiem wpadł do studni, a ja słyszałam jego krzyki, lecz udałam, że nie słyszę. O to panu chodzi, prawda?
16.
- Możemy zacząć. Skacz do wody!
- Czy nie wolno mi najpierw spróbować, jak tu głęboko? – zapytałem trwożliwie.
Po jego twarzy przebiegł nieskończenie pogardliwy uśmiech. Zażądał włóczni, którą mi zaraz przyniesiono. Wepchnąłem ją do wody, ale do dna nie dostałem. Było mi to bardzo na rękę, mimo to nadal udawałem bojaźń. Przykucnąłem nad wodą i zacząłem sobie zmywać czoło i piersi jak człowiek, który się boi apopleksji, gdyby nagle wszedł do zimnej wody. Za mną dał się słyszeć pomruk lekceważenia, a to był pewny znak, że swój cel osiągnąłem. Naraz zawołał Iks:
- Na miłość Boga, chodźcie tu lepiej, sir! Nie mogę na to patrzeć. Niech nas zamęczą. To lepsze niż mieć przed oczyma taki przykry obraz!
Po co narrator miał skakać do wody?
17.
Lepiej mówiąc, on zrąbywał drzewa, oprawiał kłody i budował, a ona zbierała orzechy i dzikie jabłka, gotowała rybę, doiła bawolicę, którą on rychło sobie obłaskawił, naprawiała odzież, a gdy wieczór przyszedł i on położył się pod dębem, z oszczepem i łukiem napiętym przy boku, by zawsze od dzikiego zwierza się obronić, siadała przy jego głowie śpiewając i grając na harfie. Z wysokiego domu pewno była, bo po anielsku grała i śpiewała i ręce z początku miała takie białe, by lilie. Ale krótko tego było, bo pracując ciężko, w niewygodach i niebezpieczeństwach straszliwych, prędko pociemniała na twarzy i rękach, wyrosła, zmężniała w sobie, że podobną stała się do płowej łani, której trudności i samotności leśne najmilsze. Jak pierwsza matka ludzkiego rodu miała ona podobno włosy złociste i takie długie, że pokryć nimi mogła siebie i swoją harfę: gdy też późnym wieczorem nad senliwym mężem śpiewała, on, choć senliwy, pieścił się z jej włosami, a potem o wschodzie słonka zdrowy i wesół do roboty wstawał, bo siły miał wzmocnione i serce pocieszone przez nią. Jednakowóż pomimo kochania i wszelakich jego rozkoszy nachodziły ich takie potrzeby i strachy, że inszym ludziom i pomyśleć o nich byłoby trudno. Wszystko tu było nie tak, jak teraz, ale okropniej i dziczej. Po puszczy chodziły stada żubrów, turów, niedźwiedziów, dzików i wilków, w gałęziach czaiły się drapieżne jastrzębie i krogulce, szerokimi skrzydłami łopotały krzywodziobe orły. Nocami wyły puszczyki i po drzewach wieszały się rysie, w ciemności oczami jak latarniami świecące. Czasem kruki i kawki czarną chmurą zakrywały niebo, a dzikie konie napełniały zaciszności leśne grzmotem swoich kopyt i przeraźliwym wiżdżeniem. Nad rzeką i na wszelakich mokrych miejscach lęgło się wielkie mnóstwo obrzydłych żab, tarakanów, wężów i jaszczurek. I rzeka ta nie była taka jak teraz. Głębinę i prędkość miała ogromniejsze. Wody były wtedy nadmiar silne i gniewliwe. Rozlewały się daleko i o ziemię biły koryta w niej sobie prując, czego do dzisiejszego dnia te parowy pamiątką ostały.
O kim jest mowa?
18.
W chwilę później X po raz pierwszy mogła popatrzeć na swoją kuchnię z góry. Była oczarowana. Kuchnia wyglądała jak słabo oświetlone, jasnozielone akwarium. Na jego dnie rozróżniła piec i kubełek na śmieci. Ale wszystkie krzesła i stoły pływały w wodzie tuż pod sufitem.
- Jakie to okropnie śmieszne – powiedziała i zaczęła się śmiać.
Śmiała się tak bardzo, że musiała usiąść w fotelu na biegunach, kuchnia bowiem widziana w ten sposób działała na nią ogromnie rozweselająco.
Powodzenia!