Dodany: 23.03.2006 23:58|Autor: lipcowa
O twórczości filmowej p. Tomasza Bagińskiego.
Kilka dni temu na biblioNETkowym forum, a potem w czytatce, rozmawiałam z Anniką na temat twórczości pana Tomka Bagińskiego. Dokładniej o dwóch jego filmach, „Katedrze” i „Sztuce spadania”. Dzisiaj obejrzałam inny jego film o którym mówiła mi Annika. Pragnienie podzielenia się wrażeniami skłoniło mnie do napisania tejże czytatki. Poza tym jestem ciekawa, co sądzą o tych filmach inni biblioNETkowicze :)
Zacznę więc może od „Katedry”. Kiedy w 2003 roku filmik otrzymał nominację do Oskara, zrobiło się o nim dość głośno. Gdyby nie to, pewnie nigdy nie usłyszałabym ani o Tomku Bagińskim, ani o Jacku Dukaju - autorze opowiadania, na którego motywach powstała filmowa „Katedra”. Po opowiadanie z resztą sięgnęłam niedługo po obejrzeniu filmu, z ciekawości – czym jest to, co zainspirowało pana Bagińskiego do stworzenia tak genialnego (moim zdaniem) dzieła. Nie przepadam za science-fiction, tym bardziej więc zdziwiłam się, że opowiadanie zachwyciło mnie tak samo jak film. To, co Jacek Dukaj przekazał słowami, Tomek Bagiński doskonale oddał za pomocą grafiki komputerowej. W siedmiu minutach zmieścił wszystkie emocje, cały dramatyzm tej historii. Historii... no właśnie, czego? Katedry, żyjącej (tak właśnie, żyjącej!) dzięki ludzkiej wierze? Przynajmniej ja interpretuję to w ten sposób... „Katedra” jest jedynym wyjątkiem, kiedy nie żałuję, że najpierw zobaczyłam film, a potem dopiero przeczytałam książkę. I jedno i drugie zrobiło na mnie naprawdę ogromne wrażenie.
Potem była rozmowa z Anniką i „Sztuka spadania”. „Sztuka spadania”, która sprawiła, że przez kilka minut po obejrzeniu jej, siedziałam jak ogłuszona. Nie mieści mi się w głowie, jak Bagiński potrafi w ciągu kilku minut zarzucić człowieka tyloma emocjami. Na samym początku nie rozumiejąc, potem patrzyłam na film z coraz większym zdziwieniem, i... przerażeniem? Przerażeniem, które jeszcze wzrosło, po przeczytaniu o co tak naprawdę chodziło. I nasuwa się pytanie: czym jest sztuka, i do czego może prowadzić jej umiłowanie?
Przyznam, że nie interesuję się filmami. Mam chyba zbyt wygórowane wymagania, rzadko kiedy coś mi się podoba, dlatego nie czuję potrzeby poszukiwania czegoś nowego, jak to jest np. w przypadku książek. O ciekawych produkcjach dowiaduję się głównie z telewizji, gazet, czy od znajomych. O pierwszym filmie Bagińskiego („Rain”) nie wiedziałabym, gdyby nie Annika. Udało mi się go znaleźć i obejrzeć. I tu wielkie dzięki dla Anniki, bo film mi się bardzo spodobał. Przede wszystkim wydał mi się smutny. Często myślę, że wolałabym urodzić się kilkadziesiąt lat wcześniej, że nie odpowiada mi dzisiejszy świat, to co się dzieje. A po takich filmach jak „Rain” doceniam to, co mam. Doceniam to, że za oknem mam drzewo, na którym co prawda z roku na rok jest coraz mniej liści, ale ciągle jeszcze jest drzewem. Że jest prawdziwe słońce, prawdziwa trawa, kwiaty. I deszcz. Nigdy nie lubiłam deszczu, ale to musiałoby być strasznie smutne, nie wiedzieć jakie to uczucie, stać w deszczu. Prawdziwym, a nie znanym tylko z wirtualnych projekcji, czegoś jak czuciofilmów (dobrze pamiętam?) z „Nowego wspaniałego świata”. Tak, cieszę się, że świat bez deszczu nie będzie nigdy moim światem.
Jeżeli ktoś doczytał do końca to naprawdę gratuluję cierpliwości i bardzo dziękuję za poświęcenie mi czasu ;)
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.