Recenzja?
Przeczytałam "Pawia..." jednym tchem, właściwie dwoma, bo podczas podróży pociągiem w jedną i w drugą stronę. Przeczytałam także recenzje tutaj się znajdujące i muszę powiedzieć, że nie rozumiem pojawiających się tak często zarzutów co do przejrzystości "Pawia...". Nie napiszę, pozwolą Państwo, typowej rezenzji, choć według mnie kunszt literacki Masłowskiej w tej książce widać już od pierwszej strony.
Czytałam powyżej zarzuty, iż książka jest o niczym, bez treści, bez bohaterów, bez fabuły, bez sensu. Otóż są tam bohaterowie, proszę Państwa. Mają nawet różne przygody!, a więc jest też fabuła, pojawia się nawet śmierć, więc bardzo przepraszam, ale czy śmierć to dla Państwa bezsens?
Jednak problem tego typu literatury polega nie na jego przesłaniu, ale na tym, iż Pani Dorota nie potrafi mówić po ludzku, po ludzku - czyli językiem większości, tej samej, która wybiera na idolkę Mandarynę czy Dodę Elektrodę, a na prezydenta Ewę Sonnet. Problem polega na tym, iż niektórzy są extralni, a niektórzy są git, niektórzy przybijają pionę, a niektórzy machają łapką, mówiąc hejka. A niektórzy nawet nie wiedzą, o czym ja teraz piszę, więc wytłumaczę może, że Masłowska mówi językiem wbrew pozorom bardzo czytelnym, tylko nikomu się nie chce wysilić chociaż trochę, żeby wejść w świat autorki. Najprościej to zrobić rozglądając się po prostu dookoła. Przecież ona nie wymyśla tych brzydkich słów, one już wcześniej istniały i, co więcej, są popularniejsze dziś od cytatów z Pisma Świętego. Autorka ich tylko używa i tworzy z nich najzwyczajniej w świecie poezję, tak, poezję. Słowa, i owszem, przestawia, a przestawia je celowo. "Paw Królowej" to obraz świata, w którym żyjemy, to fotografia za fotografią, tyle że jeszcze nie wywołana. To klisze mentalne naszego społeczeństwa "na opak". Wszystko tu jest nie tak. Genialnie zastosowane nawet przestawianie kolejności słów czy dat: Grudzień, rok czwarty dwa tysiące. Intuicyjnie czy nie, nieważne, ja osobiście to czuję. Czuję także podwójne i potrójne dno wątku Patrycji Pitz. Niech żyją silikonowe piękności z bilbordów, chłopaki pachnące, gładkie cery i lśniące włosy. Wszystko, co brzydkie, trzeba wybić, nawet jeśli posiada "to coś" ludzkie imię. Teraz zarobić na brzydkim się nie da, na mądrym też nie, bo, nie daj Boże, zacznie mieć swoje zdanie, więc, proszę bardzo, mamy Stanisława Retro. Człowiek ideał, i zaśpiewa, i radio ponosi, zatańczyłby też pewnie za porządne siano, i dziewczyny się w nim kochają, a że nie ma osobowośći, talentu, zbyt wielu fałd na mózgu - to przecież nic nikomu od tego się nie stanie.
Widzisz, droga Doroto Masłowska, stworzyłaś bohatera idealnego, a przykładu to nie chcesz brać. I recenzje miałabyś pozytywne, i wilk by się nasycił, i owca by ci pokłon złożyła, a tak masz, co chciałaś.
A jeśli kogoś książka nuży, to po prostu, jak już wcześniej wspominałam, nie potrafi jej przeczytać, dlatego właśnie, jak podejrzewam, Pani Dorota umieściła kilka fragmentów przeznaczonych dla tych państwa, zawierających wskazówki, do czego ta książka służy.
Dorota Masłowska to świetny antropolog codziennośći, wyczytać w jej książce można więcej, niż się Państwu zdaje, proszę Państwa. Tylko komu się chce czytać na opak, przecież to bez sensu, a po drugie, komu się chce aż tak dokładnie się sobie przyglądać.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.