Siewca wojny (
Sanderson Brandon)
Małe miasteczko Idris zagrożone jest wojną ze strony potężnego Hallandren, gdzie żyją bogowie, niegdyś zwykli ludzie, którzy umarli w chwalebny sposób i powrócili do tego świata odmienieni i silniejsi. Ponad nimi jest Król-Bóg Susebron, którego wszyscy się obawiają, bo jest najsilniejszy i jego moc nie zna granic. Król Idris, żeby załagodzić stosunki i odwlec w czasie nieuniknioną konfrontację poświęca jedną ze swoich córek, która ma poślubić tyrana dając upragniony spokój. Ku zdumieniu wszystkim nie wysyła swojej córki Vivenny, która od dziecka była przyuczana do takiej roli, lecz Siri, najmłodszą, najbardziej niesforną i kłopotliwą, której obce są dworskie intrygi i etykieta. Zagubiona Siri trafia do Hallandren, stolicy świata, gdzie ożywia się martwe przedmioty, bogowie kroczą wśród zwykłych obywateli i występuje potężna magia, która daje nieograniczone możliwości. Czy czarna owca rodziny królewskiej skazana jest na porażkę? Czy może poradzi sobie z przeciwnościami i odmieni w cudowny sposób przykry los mieszkańców Idris? Co się stanie z Vivenną, która jest teraz bezużyteczna? A Król-Bóg Susebron? Kto tak naprawdę skrywa się za maską tajemniczego tyrana?
"Rozjemca" to pierwszy tom cyklu "Siewca wojny", który już pojawił się na polskim rynku i wydawnictwo postanowiło przypomnieć czytelnikom o jego istnieniu, wypuszczając na rynek w całkiem nowym wydaniu i pod zmienioną nazwą (wcześniej ten tom nazywał się tak samo jak cykl). Zaczyna się podobnie jak "Dusza cesarza", czyli głównego bohatera poznajemy w celi więziennej, gdzie oczekuje na wyrok skazujący. Wydostaje się, ale już nie w taki sposób jak Wan ShaiLu, więc nie ma mowy o powieleniu schematu. Poza tym autor tak naprawdę niewiele poświęca miejsca tej postaci w początkowych fazach fabuły. Pojawia się tylko chwilowo, żeby dopiero pod koniec nabrać pełnego blasku i znaczenia. Ale to gdzieś tam potem. Wcześniej poznajemy innych głównych protagonistów i poboczne jednostki.
W zasadzie po raz kolejny mamy świetne postaci, co mnie w zupełności nie zdziwiło, bo Sanderson zdążył już do tego przyzwyczaić; Vasher- surowy, szorstki i brutalny rewolucjonista, którego postać owiana jest tajemnicą w zasadzie do samego końca książki. Nieco podobny do Kelsiera, więc pewnie spodoba się czytelnikom, którzy polubili tego z mgły zrodzonego.; Dar Pieśni - cyniczny bóg męstwa, który nie wierzy w siebie, gardzi swoją boskością i z chęcią by się jej pozbył, bo uważa, że na nią nie zasłużył i czuje się bardziej ludzki niż boski; siostry Vivenna i Siri, które początkowo znacznie się od siebie różnią. Vivenna jest starsza, mądrzejsza i bardziej doświadczona, a najmłodsza w rodzinie Siri to jeszcze właściwie dziewczynka, która na dodatek sprawia wiele kłopotów i jest czarną owcą rodziny. Potem, kiedy bardziej dojrzewa widać, jak obie siostry są do siebie podobne. Obie cechuje dobroć serca, pożądanie sprawiedliwości, upór w dążeniu do celu i przekładanie dobra swoich bliskich ponad swoje; Susebron - król bóg, wokół którego toczy się największa intryga. To tylko te najważniejsze z postaci, bo jest ich wiele więcej.
Druga kwestia, która w przypadku autora zupełnie się nie zmienia - bo ciągle jest ciekawa i zaskakująca - to magia. Jeśli myślicie, że nie idzie wymyślić nic nowego w tej dziedzinie to po raz kolejny Brandon Sanderson was zaskoczy. BioChromatyczna aura to magia, która opiera się zbieraniu tak zwanych Oddechów, które mogą być zbierane pojedynczo lub w większej ilości, w zależności od poziomu zaawansowania postaci i posłużyć mogą do wielu spraw, przede wszystkim zaś do przebudzania ludzi i przedmiotów. Z racji tego postaci posługujące się przebudzaniem nazywane są Rozbudzającymi i wszystko, co przebudzą będzie im służyć i spełniać wyznaczone zadania. Mogą też czerpać moc z kolorów nieożywionych przedmiotów. Ciężko bardziej precyzyjnie przybliżyć jej zastosowanie, żeby nie napisać zbyt wiele, ale u Sandersona zawsze ta magia robi wrażenie i się podoba i moim zdaniem stanowi o największej sile jego książek. W przypadku tej książki warto też zaznaczyć, że poczynił zabieg podobny jak w "Elantris", bo tutaj też powoli, mozolnie zaczął odkrywać możliwości BioChromy i Rozbudzających, i tak naprawdę dopiero na sam koniec poznamy ją w pełni. ( Pewnie w następnym tomie lub tomach rozwinie się ona tak jak allomancja czy feruchemia, ale to dopiero przed nami).
Fabuła jak zwykle rozpisana musiała być na kilka setek tworząc ponad sześćset stronicową cegiełkę, bo autor po prostu zwięźle pisać nie lubi i każda jego opowieść to takie pięć, sześć setek minimum. Kilka wątków, wiele spisków, podspisków, tajemnic, intryg, nagłych zwrotów akcji, magii, ciekawych postaci. Wszystko to przemyślane, logiczne i bardzo przyjemne w odbiorze. "Rozjemca" to już dziewiąta książka autora, którą przeczytałem w odstępie zaledwie półtora roku, od kiedy chwyciłem po pierwszą pozycję, i chociaż chciałbym być nieco bardziej surowy i krytyczny to nie potrafię, bo jego książki najzwyczajniej w świecie są cholernie dobre, zajmujące i z ogromną skutecznością uprzyjemniają czytelnikowi czas.
Recenzja pochodzi z: http://swiat-bibliofila.blogspot.com/2016/12/rozjemca-brandon-sanderson-recenzja.html
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.