Przedstawiam
KONKURS nr 79 pt.
SŁUŻBA w LITERATURZE,
który przygotowała
jean89:
Lokaje, pokojówki, nianie, kucharki… Jakże często pojawiają się na kartach czytanych przez nas książek i nierzadko odgrywają bardzo znaczące role! Dlatego też właśnie ich uczyniłam bohaterami mojego konkursu.
Czeka na Was 15 fragmentów, w których ukryli się przeróżni przedstawiciele służby domowej. Za odgadnięcie każdego fragmentu można otrzymać 2 pkt – 1 pkt za odgadnięcie tytułu i 1 pkt za odgadnięcie autora. W sumie do zdobycia 30 pkt.
Mataczenie na forum dopuszczalne, ale oczywiście z zachowaniem umiaru. Będę czuwać!
Odpowiedzi proszę przysyłać na adres [...]
do 27 marca, do godz. 23:00.
Nie zapominajcie o podaniu biblionetkowgo nicka.
A więc zaczynamy… Powodzenia!
UWAGA!
Odpowiedzi nie zamieszczamy na Forum! Wysyłamy mailem!
FRAGMENTY KONKURSOWE
1.
Po południu tego samego dnia siedziałyśmy z X na schodach kuchennych i gawędziłyśmy i wówczas postanowiłyśmy, że zaraz zabierzemy się do tego, by sprawiać ludziom przyjemność. Najgorsze jednak było to, że nie bardzo wiedziałyśmy, jak się do tego wziąć. Miałyśmy zacząć od Y, naszej służącej. Zeszłyśmy do niej na dół, do kuchni. Szorowała na kolanach podłogę.
- Nie łaźcie po mokrej podłodze – powiedziała.
- Y – poprosiłam – czy mogłabyś nam powiedzieć, z czego byś się bardzo ucieszyła i my mogłybyśmy to ci zrobić?
Tak, gdybyście zechciały wynieść się z kuchni, gdy ja szoruję, to rzeczywiście ucieszyłabym się ogromnie – odparła Y.
2.
- B. niech się nie wtrąca, dobrze?! Panna niech wchodzi, a B. niech wychodzi.
- Niby czemu? – kłótliwie zaoponowała staruszka. – Właśnie że nie wyjdę. Zostanę i dopilnuję, żeby pan K. nie strzelił jakiegoś głupstwa.
Najwidoczniej pozycja B. w tym domu była bardzo mocna. Pan K. zamamrotał coś pod nosem, jakby się bał głośniej wyrazić niezadowolenie. Staruszka tymczasem cofnęła się do przedpokoju, ostentacyjnie zdjęła okrycie i umieściła je na błyszczącym wieszaku. Jej mina zdradzała ciekawość i nieugięta wolę uczestniczenia w dalszych wypadkach.
3.
Kamerdyner przepadł. Przepadła pokojówka. Pokojówka początkowo kochała kamerdynera, potem miała powód, by go nienawidzić. Była Walijką, a więc kobietą namiętną i nieopanowaną. Zniknięcie kochanka było dla niej szokiem. Wrzuciła do stawu worek z dziwną zawartością. Nad tym wszystkim należało się zastanowić, ale żaden z tych faktów nie dostarczał klucza do zagadki. Co obrać za punkt wyjścia w tym dziwnym łańcuchu wydarzeń? I to był problem.
4.
Powiedziała, że nie może spać. Powiedziała, że jej zimno. Powiedziała, że chce, bym położyła się obok, na wypadek gdyby znów miała się obudzić w środku nocy przerażona.
To samo powtórzyła kolejnego wieczoru, a potem następnego.
- Nie masz nic przeciwko temu? – zapytała. Dodała, że Agnes nie miała. – Nigdy nie spałaś w Mayfair z lady Alice?
Co miałam jej powiedzieć? Z tego, co wiedziałam, nie było nic niezwykłego w tym, że pani i jej pokojówka bratały się jak równe sobie.
5.
Przygotowująca kolację gosposia osłupiała na widok swego pana, hamującego z wizgiem przed furtką i wpadającego do domu z rozwianym włosem i obłędem w oczach. Wspomnienie pozostawionej w lesie żony otumaniło pana K. jeszcze bardziej niż jej widok.
- Prędzej!!! – wrzasnął okropnie. – Niech F. daje wszystkie kołdry! I poduszki! Piernat ze skrzyni! Wszystko do samochodu! Prędzej!!!
Gosposia zbaraniała całkowicie, ale posłusznie spełniła polecenia, śpiesząc się tak, jakby dom miał za chwilę wylecieć w powietrze. Pan K. zdzierał pościel z tapczanów w sypialni. Histeria pani M. miała na niego potężny wpływ i wydawało mu się teraz, ze bezwzględnie trzeba usłać pościelą całą polankę bez mała do wysokości gałęzi. Wszystkiego mu było ciągle za mało.
Zderzając się ze sobą i wpadając na siebie, zapchali całkowicie wnętrze i bagażnik samochodu. Gosposia nie rozumiała nic.
6.
D.
z wybuchem
Czy on sam wie, czego chce! Powinien Bogu dziękować, prosty, zdrów... Za twoje... (pije kieliszeczek) H., idź posprzątaj u panicza.
H. wychodzi.
J.
patrzy za nią
Kontenta ciocia z H.?
D.
Tak sobie.
J.
cicho
Niech ją ciocia odprawi.
D.
A to... czemu?
J.
Ja coś dostrzegłam.
D.
Kradnie?
J.
Nie, gorzej...
D.
No, no!
J.
Zdaje mi się, że Z. się do niej bierze.
D.
niechętnie
E... to...
J.
Wiem, co mówię. Niech ciocia ją odprawi, póki czas.
7.
W., kamerdyner lady R., przygotował mu kąpiel. Ha! Jutro to będzie jego kamerdyner i jego łazienka. I nie była to kąpiel w balii, która należy przeciągać bliżej pieca. O nie. W rezydencji R. woda zbierała się w wielkiej cysternie na dachu; po odcedzeniu gołębi ogrzewał ją stary gejzer, po czym spływała dudniącymi, jęczącymi ołowianymi rurami do emaliowanej wanny. Na szorstkim ręczniku czekały już wielkie szczotki do szorowania, trzy typy mydła i gąbka.
W. stał cierpliwie obok wanny, niczym odrobinę zagrzany wieszak na ręczniki.
8.
Nagle zerwała się z kanapy.
- O! Słyszy pan? – rzekła wskazując na drzwi, które prowadziły do pokoju od strony dziedzińca.
Istotnie, usłyszałem głos ekscentrycznego brunecika, który z trzeciego piętra wołał:
- M.! M., chodź do nas…
- M.! – krzyknęła baronowa.
- Przecież jestem… Czego pani chce? – odparła nieco zarumieniona służąca.
Ani mi się rusz z domu!... Oto ma pan… - mówiła baronowa – tak jest po całych dniach. A wieczorem chodzą do nich praczki… Panie! – zawołała składając pobożnie ręce – wygnajcie tych nihilistów, bo to źródło zepsucia i niebezpieczeństwa dla całego domu…
9.
S. była koścista, mała i zabawna. Wierzyła we wszystkie te staroświeckie murzyńskie przesądy. Jej matka była niewolnicą i śmiertelnie się bała rzucania uroku… S. powiedziała mamie, że jej sąsiadka z Troutville co noc wkładała magiczny żółty proszek do butów jakiegoś mężczyzny i ten wkrótce stracił swą męską moc. Ale najbardziej w świecie S. bała się zwierzęcych głów. Jak się jej przyniosło kurczaka, rybę, albo kiedy Duży G. ubił wieprza, nie tknęła zwierzęcia i nie ugotowała go, dopóki nie zakopała jego głowy w ogrodzie. Mówiła, że jeżeli się nie pogrzebie głowy, duch zwierzęcia może wstąpić w ciało człowieka i doprowadzić go do szaleństwa. Któregoś razu tata zapomniał i przyniósł do domu świński łeb. S. wybiegła z domu, wrzeszcząc jak strzyga, i nie chciała wrócić, dopóki jej znajoma nie odczyniła uroków. S. pochowała w ogrodzie chyba całe tysiące zwierzęcych głów. Ale, wiesz co? Dzięki temu mamy największe pomidory, piżmiany i dynie w całym miasteczku!
10.
Na dobitkę jeszcze W.! Już od dziesięciu minut lokaj M. z cicha prosi panią dziedziczkę, no i jaśnie panicza, że oto W. nie może wytrzymać i strasznie błaga, żeby mógł spojrzeć na panicza. No, więc wołać go w drodze łaski! Drzwi się uchylają i staje w nich W., kucharz równie stary, jak lokaj M.. Kucharz jest jąkałą, znanym na cały powiat. Nic nie może powiedzieć, tylko zdejmuje swą białą czapkę i śmieje się starym, radosnym śmiechem, przypominającym końskie rżenie. Macha do paniczka H. białymi rękami, coś mu pokazuje na migi. H. mu na migi odpowiada i oba chichocą ze szczęścia. Kucharz zamyka drzwi z należnym uszanowaniem, dziękując za łaskę. Ale i zza drzwi słychać jeszcze jego śmiech i bełkot radosny.
11.
I w tej chwili usłyszał, jak drzwi łączące oba pokoje, gwałtownie się otworzyły.
- Co to ma znaczyć? – zawołała M. szorstkim głosem – śpisz, że nie słyszysz, iż dzwonię?!
- Jestem, proszę pani.
Obie weszły do sypialni M.
Ponieważ nie zamknięto drzwi, Y mógł słyszeć, jak M. przez chwilę jeszcze napominała pokojówkę. Potem, gdy K. pomagała się rozbierać swojej pani, rozmowa zeszła na niego.
- Nasz Gaskończyk nie pokazał się dziś wieczorem – mówiła M.
- Jak to? – pytała K. – Czyżby uciekał przed własnym szczęściem?
- Chyba nie! Prawdopodobnie zatrzymał go pad de T. albo pan des E. Dobrze już go poznałam, moja K., i mocno go trzymam…
- A co pani z nim zrobi?
Co zrobię?... Bądź spokojna. Mam do wyrównania pewien rachunek, którego on nawet się nie domyśla… Niewiele brakowało, a pozbawiłby mnie zaufania Jego Eminencji… Och! Zemszczę się strasznie!
12.
Badawcze oko zniknęło z wizjera judasza i po paru sekundach zaczął się koncert na zasuwy, zapadki i klucze broniące dostępu do mieszkania. Drzwi uchyliły się powoli, w drzwiach zaś przyjęła mnie C., w czepku, fartuszku i z paląca się w lichtarzu świecą. Z jej mocno wystraszonego wyrazu twarzy wniosłem, że swoim wyglądem przywodzę jej na myśl żywego trupa.
- Dobry wieczór, C. B. jest w domu?
Patrzyła na mnie, ale nie rozumiała. W dotychczasowym protokole postępowania w tym domu moja obecność, choć w ostatnich czasach raczej rzadka, kojarzona była wyłącznie z T., dawnym kolegą szkolnym.
- Panienki B. nie ma…
- Wyszła?
C. , która teraz była jednym wielkim przerażeniem przywiązanym do fartuszka, skinęła głową.
- A wiesz, kiedy wróci?
Wzruszyła ramionami.
- Poszła z państwem do lekarza ze dwie godziny temu.
- Do lekarza? Jest chora?
- Nie wiem, proszę panicza.
- A do jakiego doktora poszli?
- Ja nie wiem, proszę panicza.
Nie chciałem dalej męczyć biednej służącej. Nieobecność rodziców B. otwierała przede mną inne możliwości dotarcia do prawdy.
- A T. jest?
Tak, paniczu. Proszę wejść, pójdę zaanonsować panicza.
13.
O gderliwi świątkowie, o starzy lokaje,
O wielkie, ciężkie kręgi półmisków ze srebra!
Jan, drżący, pochylony, do stołu podaje,
W liberii zwisającej na wychudłych żebrach...
Pachną ptacy złociści, jak bukiet podani,
Aż osłabł z pożądania świątek małoduszny
I ochrzcił rudym sosem suknię jasnej pani
Świecącej gniewem oczu i ogniem zausznic...
Pomylono półmiski, Toast w uszach tętni! -
Głowę, kulę kościaną w smugi siwopłowe,
Położyłby na misie i zasnął najchętniej,
Jak święty, co przy uczcie także stracił głowę.
14.
Gdy królewna podnosiła się z klęczek, wypadła jej koronkowa chusteczka z trzema kroplami krwi. Wartki prąd uniósł skarb tak prędko, że królewna nie zauważyła straty. Ale widziała to służebna. Bez chusteczki jej pani była bezbronna. Nikczemna dziewka postanowiła natychmiast wykorzystać sposobność.
- Teraz F. będzie mój. Ty zadowolisz się tym mułem. Zdejmij z siebie królewskie szaty, a włóż mą sukienkę i fartuch.
Nieboraczka zaczęła słabo protestować. Wtedy podła dziewka wyciągnęła długi nóż i przyłożyła jej do gardła.
- Rób, co ci każę, albo cię zabiję. Przysięgnij na honor królewski, że nikomu nie powiesz teraz, kim jesteś.
W obliczu grożącej śmierci królewna złożyła przysięgę i ze złamanym sercem ruszyła w dalsza drogę na grzbiecie muła, w szatach swej służebnej.
15.
W. rozstawia na stole trzy cynowe miski, na każdą nakłada górę jaglanej kaszy i zalewa gorącym mlekiem. I jeszcze trzy kromy chleba smaruje masłem.
A trzy słodkie kukiełki chowa do kieszeni. Albo da chłopakom te bułeczki, albo nie – jak sobie zasłużą.
Stawia miski, kładzie chleb na denku od dzieży i niesie to do chłopczyńskiej izby, a w duchu się modli:
„Matko miłosierna, coby mnie nie grzmotnęli poduchą. Przecie by się ten wszyćki war na mnie wylał”.
Ale chłopcy już się uspokoili. W. szczęśliwie dociera z miskami do stołu.
- No, chodźcie jeść. Józiek już zaiżdża.
Nagle spogląda na chłopaków już obutych i ubranych.
- Rany boskie! Aleśta carne jak ten Baltazar betlejemski! Iste Murzyny! Coście, do pieca włazili?
- E, nie właziliśmy, jeno sadze frykały po izbie.
- Frykały, frykały! Od waszych zbytków to nie aby sadze, ale i te kamienie piecowe mogliby frykać po izbie! – I nagle wykrzykuje jeszcze ostrzej: - Toście się nie myli?
- Przecie wody nie ma.
- Przecie Mik obalił dzbanek!
- A to nie wiecie, kaj stoi stągiew z wodą? Skaranie boskie z takimi brudasami! Tak się chcecie pokazać w Zwoleniu? Co se ludzie pomyślą o sycyńskim dworze?
W. łapie dzbanek.
„Nie dam Kukiełów!” – postanawia.
Przynosi wodę, a potem każdego chłopaka po kolei chwyta garścią za kark, przygina nad miską i wiechciem z perzu szoruje a szoruje.
Chłopaki prychają, piszczą, kręcą się, ale garść W. tak mocno trzyma, że ani myśleć z niej się wyrwać.
Już chłopcy pomyci.
Szeroka, rumiana, wesoła twarz W. promienieje zachwytem.
- No, tera toście podobne do krześcijańskich ludzi.
================================
Dodane 21 kwietnia 2011:
Tytuły utworów, z których pochodzą konkursowe fragmenty, znajdziesz tutaj:
Rozwiązanie konkursu