Dodany: 25.04.2006 09:26|Autor: Sznajper
Relacja subiektywna z Pierwszego Krakowskiego Spotkania BiblioNETkowego
11.55 Na dworzec w Tarnowie wjeżdża pociąg z Rzeszowa, wypatruję wagonu dla palących, bo w nim powinienem znaleźć Annę. Palący, niepalący, palący, niepalący... Trudno, wsiadam do ostatniego. Z wydrukowanym konkursem w ręce (taki ustaliliśmy sobie znak rozpoznawczy) przeciskam się wąskim korytarzykiem w stronę początku pociągu, cały czas patrząc, czy w którymś przedziale nie siedzi Anna z książką. Dotarłem do lokomotywy, powrót. Teraz uważniej przyglądam się pasażerom, przy przedziałach dla palących przystaję i znacząco macham konkursem, nic. Gdzieś tak w połowie pociągu o mało nie wpadam na kobietę, która w ręce trzyma książkę.
- Anna? - pytam nieśmiało. Odpowiedzi już nie dosłyszałem, bo "padliśmy sobie wew ramiona", poza tym szeroki uśmiech Anny wszystko wyjaśnił.
Anna zaprowadziła mnie do przedziału, w którym zajęła dla mnie miejsce.
- Pomyślałam, że to może ty, kiedy cóś z brodą koło mnie przeszło, ale na zdjęciu miałeś chyba krótsze włosy.
- A ja wyobrażałem sobie ciebie jako brunetkę.
Przyzwyczajamy się do rozmowy bez pośrednictwa komputera. Rozmawiamy przez godzinę: o BiblioNETce, tremie przed spotkaniem, wyższości straży i trzech czarownic nad Rincewindem, o cyklu Xanth, o rodzinie, przeszłości i przyszłości (zwłaszcza tej najbliższej, w Krakowie).
- Gdzie jesteśmy? Żebyśmy tylko Krakowa nie przejechali.
- Płaszów, zaraz będziemy na miejscu.
Na Dworcu Głównym tłum wsiadających i wysiadających , szukamy reszty biblionetkowiczów. Zauważam Kaśkę, macha do nas książką. Podbiegamy. Jurczak, wyściskana przez Annę, wygląda na trochę oszołomioną.
- Veverica chwilę się spóźni, ale zaraz powinna dotrzeć. Nie wiem, co z Magunią, nie było od niej żadnej wiadomości.
Kilka minut później znajduje nas Vevercia. Powitania, uściski, śmiechy. Czekamy jeszcze na Magunie, ale w końcu się nie pojawia. Szkoda.
Ruszamy na miasto. Dziewczyny "zachwycają" się galerią sztuki przy Bramie Floriańskiej, później docieramy do Rynku. Pogoda wspaniale dopisała, tłum turystów i tubylców zadeptuje świeżo położoną kostkę. Proponuję, żeby schronić się przed upałem i ludźmi do jakiejś przytulnej piwniczki.
- Widzę, że wrodzony optymizm ciągnie cię w mroczne klimaty. Ale, wiesz co? Myślałam, że będziesz bardziej poważny, a po tobie widać radość życia.
- A tak, zwykle snuje się dwa kroki za mną.
- Kopnij - poradziła życzliwie Anna.
Po kilku próbach trafiamy do "Piwnicy pod kominkiem" otwartej mimo wczesnej pory. Zamawiamy napoje. Dziewczęta dostają do kawy i herbaty gratisa w postaci szarlotki, ja niestety żadnych orzeszków, ani paluszków nie otrzymałem. Anna oficjalnie otwiera pierwsze Krakowskie Spotkanie BiblioNETkowe. Na początku każdy mówi trochę o sobie, rodzinie, szkole. Veverica opowiada o szybowcach.
- Do szybowca biorę dodatkową poduszkę z "Orła", żeby dosięgnąc do tych wszystkich drążków i pedałów, później wkręcam dodatkowe ciężarki, bo jestem za lekka i muszę dociążyć szybowiec i dopiero wtedy mogę lecieć.
Jurczak zaczyna rozmowę o antychrześcijańskich akcentach w "Mrocznych materiach" Pullmana i potępieniu przez Kościół Pottera. Anna wyciąga aparat.
- Power... kwiatek... teraz mają się zaświecić te oczka... Gotowe!
Robimy zdjęcia i rozmawiamy. Przy stoliku obok siada kilka dziewczyn. Zaczynają zawodzić pieśni kościelne. Może egzorcyzmy?
W piwnicy zaczyna się robić chłodno, więc wychodzimy. Kierunek: Smok Wawelski.
Zamiast do smoka, trafiamy na Wawel. Pod Kaplicą Zygmuntowską Anna dopada niczego nie spodziewającego się strażnika, który uwiecznia nas na zdjęciu. Będziemy mieć dowód, że rzeczywiście byliśmy w Krakowie.
Jeszcze kilka fotek na Dziedzińcu Zamkowym. Veverica obiecuje, że kiedy już będzie sławna i bogata, to zaprosi nas do swojego zameczku nad szkockim jeziorem.
Wszyscy chyba już zgłodnieli, a ja na pewno. Idziemy na pizzę do "Cyklopa". Po drodze zaczynamy konkursowe podpowiedzi.
- To pierwsze jest z Falskiego. A to, nie wiesz? No, kto robił konfitury z dyni?
- Pomyśl, jak nazywa się Moni i połącz to z ośmiornicą.
- To jest ze znaczkiem, jak napisałam tytuł, to mi się niebieski zrobił.
- Dziewiętnastka jest nietypowa alfabetycznie, poszukaj u Verdiany.
Podpowiadanie kontynuowaliśmy w pizzerii.
- To napisała tak specjalistka od romansów.
- Filmy na podstawie jej książek puszczają w niedzielę.
- Naprawdę? Dobrze, że nie oglądam telewizji.
- Ale wiesz która? I teraz skojarz z Rosjanami. Co oni mają dobrego oprócz wódki?
- Kawior?
- Ty o jedzeniu! Ze sztuką bardziej!
- Bałałajka!
- Z białymi falbankami...
- Eeee... Aha!
- A to, napisał taki jeden, co jego coenkie było przebojem, ale to jest grube. Cienkie nakręcili i melodia była bardzo popularną pościelówą. I jeszcze takie kapelusiki z włóczki z tego filmu były hitem. Te czapeczki się nazywały od tytułu.
- Czapeczki, czy kapelusiki?
- Kapelusiki. Zapytajcie rodziców o kapelusiki z włóczki i o pościelówę.
Czas mijał nam bardzo szybko. Kiedy spojrzałem na zegarek było już po 17, zaraz miał odjechać mój pociąg. No cóż, pojadę następnym.
Na dworzec dotarliśmy przed szóstą.
- Sznajper, pamiętaj, masz napisać: generał Anna, ognista brunetka. Nie wybaczą ci, jeżeli zapomnisz napisać "ognista"!
- A ja chcę być Veverica, długonoga blondynka.
- I Jurczak z burzą rudych, kręconych włosów.
Tak było. Howgh!
Pierwsze Krakowskie Spotkanie BiblioNETkowe zrelacjonował macho-latino Sznajpero.