Przedstawiam
KONKURS nr 43 pt.
„CIOTKA w LITERATURZE”, który przygotowała
Czajka:
Witam Was, kochani, po jasnej stronie wiedzy dusiołkowej!
Hihi.
Ciotki jakie są, każdy wie - różne. Niektóre zabraniają zabawy, niektóre są na morzu, niektóre w rzece, niektóre znają się na sukienkach antyburzowych, a niektóre znają się na bieliźnie, ale mniej.
Są miłe i kochane, są też straszne i groźne.
Miały przyjechać dopiero w grudniu, są już teraz z nadziejami na dobre przyjęcie.
Imiona lub nazwiska postaci zamaskowałam poprzez Iks i Igrek, natomiast imiona ciotek czasami opuściłam, żeby nie wprowadzać za dużo Iksów.
Rozwiązania proszę przesyłać na adres [...] w formie:
1. numer fragmentu (niepunktowany)
2. tytuł książki (1 pkt)
3. imię i nazwisko autora (1 pkt)
Na końcu odpowiedzi, radości, ubolewań i pogróżek proszę podać swój nick biblionetkowy.
Za wszystkie 18 fragmentów można zdobyć maksymalnie 36 punktów. W odpowiedzi na każdy nadesłany mail będę wysyłać potwierdzenie z informacją o zdobytej ilości punktów. Brak takiego potwierdzenia proszę reklamować na forum. Oczywiście, jak dotąd, można wysyłać odpowiedzi w kilku mailach
aż do
28 maja (poniedziałek),
do godziny 24:00.
Wyniki wraz z Listą Laureatów zostaną ogłoszone na forum następnego dnia.
Nagrodą jest tradycyjnie satysfakcja!
Życzę dobrej zabawy.
UWAGA!
Odpowiedzi nie zamieszczamy na Forum! Wysyłamy mailem!
Uwaga druga
Organizator zastrzega sobie prawo do wykorzystania odpowiedzi nadesłanych przez uczestników niniejszego konkursu i upublicznienia ich podczas ogłoszenia wyników.
Uwaga trzecia (bardzo ułatwiająca)
Niestety, ku ogromnemu żalowi Organizatora, w żadnej z obu części Kubusia Puchatka nie ma ciotki. :)
FRAGMENTY KONKURSOWE
1.
- Jak to? - rzekł - małoż to ojcowie nałamali na mnie rózg w konwencie, abym do statku przyszedł i różne piękne maksymy spamiętał, przewodniczki żywota...
- A którą żeś najlepiej spamiętał?
- "Kiedy kochasz, padaj do nóg" - ot tak!
To rzekłszy pan Iks już był na kolanach, panienka zaś wołała chowając nogi pod stołek:
- Dla Boga! tego w konwencie nie uczyli! Daj waćpan spokój, bo się rozgniewam...i ciotka zaraz przyjdzie...
On zaś, klęcząc ciągle, podniósł głowę w górę i w oczy jej patrzył.
- A niech i cała chorągiew ciotek nadciągnie, nie zaprę się ochoty!
2.
Panna Betsey wyszła za mąż za człowieka młodszego od siebie i niezwykłej urody, na którym, niestety, nie sprawdziło się przysłowie o pięknej duszy w pięknym mieszkającej ciele. Utrzymywano, jakoby źle obchodził się z żoną, bił ją, a nawet przy drażliwej jakiejś pieniężnej kwestii chciał z drugiego piętra oknem wyrzucić. Taka niezgodność temperamentów skłoniła ciotkę mego ojca do rozstania się z mężem za wszelką cenę. Mąż, przyszedłszy w ten sposób do posiadania kapitału, wyjechał do Indii, gdzie, wedle przechowanego w rodzinie podania, widywano go jeżdżącego na słoniu, w towarzystwie księżniczki hinduskiej jakoby. Bądź co bądź, w dziesięć lat potem doszła wieść o jego zgonie. Jak wieść tę przyjęła ciotka, nikt nie wie. Wróciła po śmierci męża do panieńskiego swego nazwiska, nabyła mały, na brzegu morza stojący domek i osiadłszy w nim z jedną tylko służącą, wiodła życie samotne i zamknięte.
3.
Ale nie wróciliśmy do domu, chociaż dostaliśmy sałatkę śledziową. Dostaliśmy takie mnóstwo innego pysznego jedzenia, że można było nie jeść sałatki.
Ciocia Jenny ma trzy córeczki, a poza tym na przyjęciu była moc innych dzieci. Przez cały dzień bawiliśmy się w dużym pokoju na piętrze, z wyjątkiem tych chwil, kiedy nam kazano jeść. W końcu obrzydło nam to ciągłe jedzenie, bo ledwie zaczynaliśmy się na dobre bawić, przychodziła ciocia i mówiła, że teraz musimy zejść na dół, żeby jeszcze coś zjeść. Dorośli nie robią nic innego, gdy są do kogoś zaproszeni, tylko jedzą.
4.
Na ścianach u ciotki wisieli sami święci; ale jakkolwiek było ich sporo, nie dorównali jednak liczbą Napoleonom, którymi ojciec przyozdabiał swój pokój. Był tam jeden Napoleon w Egipcie, drugi pod Wagram, trzeci pod Austerlitz, czwarty pod Moskwą, piąty w dniu koronacji, szósty w apoteozie. Gdy zaś ciotka, zgorszona tyloma świeckimi obrazami, zawiesiła na ścianie mosiężny krucyfiks, ojciec, ażeby - jak mówił - nie obrazić Napoleona, kupił sobie jego brązowe popiersie i także umieścił je nad łóżkiem.
- Zobaczysz, niedowiarku - lamentowała nieraz ciotka - że za te sztuki będą cię pławić w smole.
5.
- To bardzo głupia sztuczka, Ikso, leniuchować cały wieczór na sofie. Czemu tu z nami nie usiądziesz i nie zajmiesz się czymś, tak jak my? Jeśli nie masz własnej robótki, mogę ci dać coś z koszyka na biednych. Jest ten nowy perkal, przyniesiony w zeszłym tygodniu, leży nietknięty. Doprawdy, mało mi grzbiet nie pękł, kiedym robiła z niego wykroje. Powinnaś się nauczyć myśleć o innych i, powiadam ci, to wstyd, żeby taka młoda osoba ciągle wylegiwała się na sofie.
Nim zdążyła wygłosić połowę tych słów, Iksa wróciła już na swoje miejsce przy stoliku i podjęła robótkę, a Julia, w pysznym humorze po miłych przeżyciach dnia, oddała kuzynce sprawiedliwość, stwierdzając:
- Doprawdy, ciociu, muszę powiedzieć, że nikt w tym domu nie siaduje na sofie tak rzadko, jak Iksa.
6.
Nazajutrz Igrek zaczął zapisywać chętnych na wyprawę i zbierać od nich po dziesięć dolców na wynajęcie łodzi, a Iksa zaczęła systematycznie znosić wycinki prasowe o rozbitych łodziach i nagłych sztormach. Igrek wyśmiewał ją razem z jej wycinkami, mówiąc, że jego ciotki, które większą część życia spędziły w portach, bujając na falach z różnymi marynarzami, przysięgają, że uczestnicy wyprawy będą bezpieczni jak u mamy pod pierzyną i mają się niczym nie przejmować.
7.
(…) tymczasem citroen, który stał na hamulcu ręcznym, zaczął się staczać z górki i na nic nie zdały się rozpaczliwe gesty ciotki Zofii, auto pędziło coraz szybciej ku nadrzecznej skarpie i wreszcie osunęło się gwałtownie w nurt Dunajca, czego nie widział zapatrzony w niebo amator fotografii, dopiero kiedy RWD 6 zniknął za linią wzgórz, dziadek odwrócił się i spostrzegł powagę sytuacji: auto pogrążone było w wodzie już do połowy wysokości drzwi, ale to nie była woda stawu, lecz rwącej rzeki, i z każdą sekundą citroen oddalał się od brzegu, podczas gdy przerażona ciotka Zofia raz naciskała klakson, to znowu bezskutecznie usiłowała przeć na drzwi i tylko cudowi zawdzięczała swoje ocalenie, bo kiedy woda sięgała już do okienka, a dziadek stojący w niej po pas, ledwie utrzymując równowagę, nie mógł, podobnie jak ciotka, otworzyć tych cholernych drzwi, przednie koło cytryny oparło się na podwodnym głazie i to był moment, w którym nadbiegli robotnicy z zapory i zaciągnęli linę na tylnym zderzaku, i wolno, centymetr po centymetrze, wydzierali auto i ciotkę Zofię nurtowi Dunajca, i byliby wydarli ostatecznie, gdyby nie pękła lina, ale na szczęście auto było na znacznie już mniejszej głębokości, co pozwoliło wydostać ostatecznie ciotkę z matni i na kilku męskich ramionach przenieść ją prędko na kamienisty brzeg, z którego ocalona i ratownicy patrzyli teraz, jak citroen pogrąża się w nurcie małopolskiej rzeki już na zawsze.
8.
- Oczywiście gniewasz się, że przerwałam ci zabawę powiedziała pani Touchett.
Isabel przez chwilę namyślała się, zanim odparła:
- Nie gniewam się, ale jestem zdziwiona i zaskoczona. Czy rzeczywiście popełniłabym nietakt zostając w salonie?
- Stanowczo tak. W tym kraju, w szanującym się domu młoda panna nie przesiaduje do późna w noc bez opieki w męskim towarzystwie.
- W takim razie ciocia dobrze zrobiła, że mnie stamtąd zabrała. Nie rozumiem tego, ale cieszę się, że teraz już wiem, jakie są zwyczaje.
- Zawsze ci powiem, jeśli zauważę, że zachowujesz się zbyt swobodnie – przyrzekła ciotka.
- Bardzo ciocię o to proszę. Ale nie obiecuję, że zawsze cioci posłucham.
- Prawdopodobnie. Bardzo lubisz stawiać na swoim.
- Tak. Bardzo to lubię. Ale chcę wiedzieć, co jest przyjęte, a co nie uchodzi.
- Żeby świadomie łamać zakazy? – spytała pani Touchett.
- Żeby świadomie wybierać – odparła Isabel.
9.
I w mgnieniu oka dwie małe postacie w białej nocnej bieliźnie pomknęły poprzez długą bawialnię, wpadły do gościnnego pokoju i obie jednocześnie wskoczyły na łóżko. Ale nagle… coś… poruszyło się pod nimi, rozległo się ciężkie westchnienie, stłumiony okrzyk… i ktoś przyduszonym głosem zawołał: „Na litość boską!”
Iksa i Igreka nie wiedziały wcale, w jaki sposób wyskoczyły z łóżka i wypadły z pokoju. Wiedziały jedynie, że po owej szaleńczej ucieczce znalazły się drżące w pokoiku na górze.
- Ach, któż to był?... Co to było? – szepnęła Iksa szczękając zębami z zimna i ze strachu.
- Była to ciotka Józefina – rzekła Igreka dusząc się od śmiechu. – Ach, Ikso, ciotka Józefina! Skądże ona się tam wzięła? Jestem pewna, że będzie wściekła. To straszne, to straszne… Czyś ty kiedy słyszała o tak zabawnej przygodzie?
- Któż to jest ciotka Józefina?
- Ciotka ojca, mieszkająca w Charlottetown. Jest okropnie stara… ma na pewno przeszło siedemdziesiąt lat… i wcale nie wierzę, że kiedykolwiek była małą dziewczynką.
10.
Ale podejrzewam, że z kumulacji jednostajnych dni, do których była tak przywiązana, ciocia Leonia czerpała oczekiwanie jakiegoś domowego kataklizmu, ograniczonego do jednej chwili, ale takiej, która by ją zmusiła do czynu: wówczas dokonałaby może raz na zawsze jednej z owych zmian, których zbawienność uznawała, a na które sama z siebie nie mogła się zdobyć. Kochała nas prawdziwie, znajdowałaby przyjemność w tym, aby nas opłakiwać. Gdyby tak, w chwili gdy czuła się dobrze i nie była spocona, zjawiła się wiadomość, że dom jest pastwą pożaru i żeśmy wszyscy zginęli, i że niebawem nie zostanie ani jeden kamień z tych murów, z których jednak ona będzie miała czas uciec bez pośpiechu, pod warunkiem że wstanie natychmiast? W marzeniu tym korzyści uboczne – iż może się napawać w długim żalu całą swoją czułością dla nas i być przedmiotem zdumienia miasteczka, gdy będzie prowadziła nasz kondukt, mężna i przybita, umierająca, ale trzymająca się dzielnie – łączyły się z korzyścią o wiele cenniejszą, że ją to zmusi w dobrym momencie, bez chwili do stracenia i bez możliwości denerwujących wahań, spędzić lato w jej ładnej posiadłości Mirougrain, gdzie był wodospad.
11.
Z początku ciocia zachwycała się moją zręcznością, po chwili jednak zaczęła mnie zaklinać, abym zszedł z szafy. Wtem oznajmiono nam, że ojciec wchodzi na schody. Ciotka upadła przede mną na kolana, błagając, abym zeskoczył na ziemię. Nie mogłem oprzeć się tak wzruszającym prośbom, ale schodząc poczułem, że stawiam nogę na brzegu kotła. Chciałem zatrzymać się, ale spostrzegłem, że pociągam za sobą szafę. Puściłem ręce i upadłem w sam środek kotła z atramentem. Byłbym niewątpliwie utonął, gdyby ciotka, pochwyciwszy wiosło do mieszania atramentu, nie rozbiła kotła na tysiąc drobnych kawałków. Właśnie w tej chwili wszedł ojciec i ujrzał rzekę atramentu, zalewającą jego pokój, a pośród niej wijącą się czarną postać, która napełniała dom najprzeraźliwszymi wrzaskami. W rozpaczy uciekł na schody; zbiegając wywichnął sobie nogę i padł zemdlony.
12.
Huragan doszedł do dziesięciu stopni Beauforta, a na horyzoncie pojawiła się czarna chmura w kształcie spirali. Pędziła ku nim wirując, była już bardzo blisko.
- Ściągaj suknię! - rozkazał Iks.
Nikt nie dosłyszał, co Igrek odpowiedział, i może dobrze się stało, bo powiedział coś bardzo brzydkiego. Nie czekając, zdarli mu suknię przez głowę. Była to bardzo obszerna, ozdobiona falbanami suknia, którą Igrek odziedziczył po jakiejś ciotce. Wystarczyło związać ją przy szyi, zrobić supełki na rękawach, i był z niej znakomity wprost balon.
13.
Gdy leżał w łóżku i rozmyślał, nagle przyszło mu do głowy, że w zasadzie mógłby zachorować i nie pójść do szkoły. Pewien, mglisty jeszcze pomysł już mu zaświtał w myślach. Poddał swój organizm dokładnym oględzinom. Nie doszukał się jednak żadnych oznak dolegliwości i musiał zacząć od nowa. Przez chwilę wydawało mu się, że odkrywa objawy kolki, i zaczął badać je z rosnącą nadzieją. Wkrótce jednak te objawy osłabły, a na koniec zanikły zupełnie. Intensywnie myślał dalej. I nagle odkrył coś nowego! Jeden z górnych zębów chwiał się. To była rewelacja! Już miał zacząć jęczeć, kiedy stwierdził, że gdy stanie z takim argumentem przed trybunałem ciotki, ta gotowa wyrwać mu ząb, co na pewno będzie bolesne. Zdecydował więc, że na razie kwestię z zębem pozostawi w rezerwie i będzie szukał dalej. Przez dłuższy czas nic mu jednak na myśl nie przychodziło… I wtedy przypomniał sobie, jak to lekarz opowiadał o czymś, przez co niby ktoś leżał dwa czy trzy tygodnie w łóżku i o mało co nie stracił palca. Wysunął więc szybko spod kołdry skaleczony palec u nogi i podciągnął go w celu dokładnego zbadania. Nie miał wprawdzie pojęcia, jakie to mają być objawy, ale w każdym razie warto spróbować… Zaczął więc jęczeć ze zdwojoną siłą.
14.
Moje pierwsze muzyczne przeżycia kształtowało posępne, płaczliwe zawodzenie setek fabrycznych syren budzących robotników o szóstej rano, gdy miasto spowite było jeszcze w ciemność. Wkrótce jednak zacząłem spożywać znacznie przyjemniejszą muzyczną strawę: na podwórzu naszej kamienicy pojawiali się Cyganie, którzy śpiewali i tańczyli ze swymi poprzebieranymi małpkami, a tak zwany człowiek-orkiestra przygrywał im na wielu dziwnych instrumentach. Do tego dochodziły jeszcze monotonne nawoływania żydowskich handlarzy starzyzną, rosyjskich sprzedawców lodów, a także polskich wieśniaczek, śpiewnie zachwalających przyniesione jaja, warzywa i owoce. Uwielbiałem te dźwięki, a choć żadna siła nie mogła mnie skłonić do wypowiedzenia choćby jednego słowa, zawsze gotów byłem śpiewać, to jest naśladować głosem wszystkie zasłyszane dźwięki, co u nas w domu budziło istną sensację. Sensacja ta rychło jednak przerodziła się w swoisty sport: wszyscy usiłowali uczyć mnie jakichś piosenek. W ten sposób nauczyłem się rozróżniać ludzi według kojarzących mi się z nimi melodii.
- Kto ci dał to ciastko – zapytywała mama.
- A-a-a-a-a-a – śpiewałem w odpowiedzi, a matka z zadowoleniem kiwała głową:
- Aha, rozumiem, to ciocia Lucia…
15.
Autobus ruszył powoli, kołysząc się na boki. Ciotka zaraz oparła głowę i zamknęła oczy. Była naprawdę zielona.
Iksa poczuła lęk i coś w rodzaju osamotnienia. A co, jeśli ciotka teraz umrze? Co ona miałaby robić w takiej sytuacji z tą swoja infantylną starszą siostrą? Sama czując się, notabene, fatalnie?
Uniosła się na siedzeniu i odwróciła, by wyjrzeć przez tylną szybę.
16.
Roztarła kamieniem pałeczkę tuszu i za pomocą kroplomierza dodała słoną wodę jak kilka łez. – Patrz – powtórzyła, wybierając pędzelek spośród kilkudziesięciu zawieszonych włosiem w dół. (…)
- Pisać nauczyła mnie Bao Bomu – powiedziała pewnego wieczoru LuLing. – Nauczyła mnie, jak myśleć. Kiedy piszesz, mówiła, musisz zebrać w jeden strumień wszystkie swobodne prądy serca. – Aby to zademonstrować, namalowała ideogram oznaczający „serce”. – Widzisz? Każda linia ma swój rytm, równowagę i swoje miejsce. Bao Bomu mówiła, że wszystko w życiu powinno tak wyglądać.
- Kto to jest Bao Bomu? – zapytała Ruth.
- Opiekowała się mną, kiedy byłam mała. Bardzo mnie kochała, jak matka. Bao znaczy „drogi”, a razem z Bomu znaczy „Droga Ciocia”.
Ach, ta Bao Bomu, szalony duch. LuLing zaczęła malować prostą poziomą linię. Ale jej ruchy wcale nie były proste. Dotykała papieru tylko czubkiem pędzelka, który przypominał przez to tancerkę na puentach. Czubek lekko przegiął się w dół, dygnął, a potem, jakby niesiony podmuchem kapryśnego wiatru, śmignął w prawo, przystanął, obrócił się o pół kroku w lewo i poderwał w górę.
17.
- List, proszę cioci? List? Wrzuciłem, ciociu miła!
18.
- Przecież ci wszystko wytłumaczyłam, moja mała – ciotka rozejrzała się wokoło – tylko proszę cię, nie krzycz tak głośno, gdyż mogłabyś wywołać skandal towarzyski, grożący kompromitacją całej rodziny!
- Ale dlaczego ja mam na sobie te ohydne majtki?
……………………………………………………………………………..
Powodzenia!
:)
================================
Dodane 21 kwietnia 2011:
Tytuły utworów, z których pochodzą konkursowe fragmenty, znajdziesz tutaj:
Rozwiązanie konkursu