Dodany: 02.04.2007
|
Autor: arachne
Przy "Nowym wspaniałym świecie" nazbierało mi się trochę skarg i zażaleń, czy może raczej moich problemów interpretacyjnych, choć nie jest to oczywiście książka zła.
Przede wszystkim - ta prostota. Po pierwsze ubóstwo języka (bardzo subiektywne wrażenie), brak zauważalnych różnic w języku, jakim posługują się różni bohaterowie (i nie tłumaczy już tego zasada Wspólność, Identyczność, Stabilność, bo takim samym językiem mówią także osoby wykluczone ze wspólnoty); po drugie: wyobraźmy sobie ostrzeżenie przed kierunkiem, w jakim zmierza tzw. postęp, rozwój przemysłu, techniki (pewnie część osób dodałoby tu jeszcze kontrolę gospodarki, osobiście się powstrzymam), medycyny połączony z tendencją do szukania szybkich i płytkich rozrywek, jednolicenie (tj. anglizowanie) języków oraz próba opanowania biologii zaczynająca się od sterowanych zmian w organizmach żywych przeznaczonych do spożycia. Czy to trudne? Nie wydaje mi się. Dlatego też książkę odebrałam jako momentami schematyczną, przewidywalną. Jako antyutopia raczej słabo mnie przeraża, zdecydowanie nie budzi dreszczy wielkości orwellowskich.
Ze szczegółów nie podobało mi się powtórzenie sposobu, w jaki kolejno Marks i Pan Dzikus izolują się od społeczeństwa, odkrywają nędzę systemu. Zwłaszcza ich podobna niechęć do zbyt szybkiego seksu z kobietą, która ich pociąga, szczególnie jeśli się weźmie pod uwagę fakt, że w obu przypadkach jest to ta sama osoba. Przy okazji - postać Leniny wydaje się nie do końca utworzona, nie ma w pełni swojego miejsca w powieści, momentami nie wiadomo, po co tam jej tyle.
I szczerze mówiąc, nie do końca rozumiem, jaki jest niedosłowny przekaz tej antyutopii. Nie chodzi o to, czego w rozwoju cywilizacji unikać, bo to zbyt banalne, lecz o właściwą ideologię autora.
Na co właściwie pada ciężar oskarżeń autora: na brak wolności (czy aby na pewno?) w świecie przedstawionym i przymus uczestniczenia w cyklu odmóżdżających, prymitywnych przyjemności, czy też na sam idiotyzm (w rozumieniu autorskim) tych przyjemności, groteskowość ich formy? Czy "Nowy wspaniały świat" to krytyka hedonizmu? Czy zdaniem Huxleya negatywne jest samo czerpanie przyjemności z seksu bez konsekwencji (niekoniecznie mającego coś wspólnego z uczuciami), uciekanie od rzeczywistości poprzez środki odurzające (tylko jak pogodzić to z faktem, że on sam miał do nich słabość?), eliminacja chorób, nędzy, sztuczne (lecz skuteczne) uszczęśliwianie, wyrównanie statusu obu płci, odrzucenie religii, uwolnienie dzieci od władzy rodzicielskiej, a kobiety od przykrości związanych z ciążą i porodem? Jeżeli tak, co ma być dla powyższych alternatywą: biczujący się i izolujący w ramach pokuty Dzikus (pomijam już kwestię stosunku społeczeństwa do niego)? Naiwne. Jeżeli zaś negatywny jest przymus uczestniczenia w wizji takiej jak powyżej przedstawiona, bardziej zresztą na zasadzie umowy społecznej niż dosłownego ograniczenia wolności - to dlaczego autor nie traktuje tak samo umowy społecznej, która nieformalnie obowiązuje w społeczeństwach jego czasów (książkowy odpowiednik to rezerwat dzikich), wypierających się swoich pragnień w ramach dość zakłamanych zasad "moralnych"? Sam rzuca przykład kobiety, która w "starym" świecie jest prześladowana ze względu na dużą liczbę partnerów seksualnych - czy jej wykluczenie nie jest działaniem równie negatywnym, jak umowne zmuszanie do częstej zmiany partnerów w "nowym" świecie? Moim zdaniem tak, jednak odniosłam wrażenie, że autor ominął naiwnie tę pierwszą normę w swojej krytyce. Może ze względu na schematy myślowe panujące w jego realnym starym świecie, które on bezkrytycznie przyjął. Kiepsko, jak na antyutopistę.