Dodany: 01.02.2016 14:30|Autor: carmaniola

Czytatnik: dumki-zadumki

Głos pustyni - Andrzej Muszyński "Podkrzywdzie"


Magia przyciąga wiedźmy jak magnes. Nie obce im fantastyczne światy pełne duszków, elfów, magów czy krasnoludów. A już kiedy ktoś wypowie zaklęcie „realizm magiczny” wiedźmy gubią saboty pędząc w tamtym kierunku. No i pobiegłam.

Początkujący twórca, pierwsza powieść, ale nota z okładki nęciła a pełne zachwytu recenzje tych, którzy już przede mną pochwycili owo dzieło w dłonie sprawiały, że na zmianę żółkłam i zieleniałam z zazdrości. W końcu jednak i mnie się udało drżącymi rękoma rozchylić karty „Podkrzywdzia” Andrzeja Muszyńskiego.

Mała, usadowiona gdzieś na obrzeżu Pustyni Błędowskiej, wioska, a tam pomalowana na niebiesko chałupa. W domostwie dziadek, babka i wnuk. I tajemnica. Niejedna zresztą. Chłopiec słowami własnymi i zapożyczonymi od rozmówców wiedzie nas przez świat mieszkańców chałupy i wioski, opowiada o obyczajach i zwyczajach; irracjonalnych lękach i zabobonach.

Głównym bohaterem tych opowieści jest dziadek – gospodarz co się zowie, znawca pogody, niezrównany grzybiarz i jeden z tych, którzy własnoręcznie przygotowane alkoholowe napitki serwują samym sobie w ilościach daleko przekraczających miarę. Człowiek, który nie tylko hołduje dawnym obyczajom, ale wręcz żyje przeszłością. Nikt lepiej od niego nie zna okolicznych legend i mitów, nie ma też drugiego takiego, który tak dobrze zna okolicę. Skrywa on w duszy mroczny sekret, który go dręczy, a którego nie chce powierzyć wnukowi – tylko niekiedy z jego ust wymyka się słowo: „ono”. Dziadek często wymyka się po kryjomu do miejsca zwanego „Podkrzywdzie”, ale czym jest owo miejsce i czy istnieje w świecie rzeczywistym, czy też jest jedynie wytworem wyobraźni dziadka – tego wnuk nie wie.

I byłoby nieźle, gdyby nie to, że przedstawiane obrazy giną w bujnym gąszczu metafor. A gąszcz ten jest tak gęsty, że tonie w nim większość treści wikłając się w kolczaste gałęzie przymiotników i zapadając w lotne piaski słów. Byłoby dość sięgnąć po staropolskie, czy też gwarowe wyrażenia. Połączenie ich z wymyślnymi słowami wprost ze współczesnego słownika sprawiło, że powstała mało strawna papka, w której nie tylko ginie sens, ale która wręcz nabiera niekiedy niezamierzonych (chyba) humorystycznych akcentów. Powstały takie dziwolągi jak: „biała kaszka świtu”, „febryczne dreszcze fajerek”, „dziadek (…) naturalny element fizjografii” czy „jajo nieba”…

„Ziarnka cukru brzęczały o szkło, jakby mosiężne dzwony zsuwały się po szklance, wszczynając szwargot przedmiotów pogrążonych w jękach i westchnieniach zakończonych napadem długiej czkawki, przytkanej dopiero białą kaszą świtu. Ciepnięte do pieca szczapki wybuchały furią nowych języków, które rozbijały się o strop, kołysząc obrazkiem nad piecem. Fajerki oblazły febryczne dreszcze”[1].

„Trawniki, w których fosforyzowały języki dzikiego czosnku, ruszyły szturmem na chałupy, wrastając na sięgające ziemi okapy miętowymi kleksami”[2].

„Dziadek zabrał się do wysiewu zboża. Na skraju sadu, w refleksach światła odbitych od zroszonych luster szczawiu, stawał się naturalnym elementem fizjografii”[3].

„(…) wielka biblioteka wyzwoliła się już dawno ze swojego pierwotnego znaczenia – nieznany mi dotąd skutek przerostu treści nad formą”[4].

„Cienie pod światłem gwiazd gięły się w krzakach jak zawilce”[5].

„Na zadzie konia jak sygnatura słońca pojawił się kanciasty splot żył. Woda, przeciągając na długie tygodnie nadęte staccato kropel, zmyła z powietrza smog pyłu i owadów, które sprawiały opór spragnionemu konkretu wzrokowi – w ten sposób dłużące się dni zielone ewoluowały w swój nowy gatunek o woni kumaryny”[6].

„W długie wieczory pod pióropuszem rozżarzonego nieba płonęły lampy oliwne i świece, od czułych błon nocy odbijały się czysto stukot łyżek i skupione śmiechy”[7].

„Czułem, jak czas się rozpłaszcza, przywierając do powierzchni ziemi, rozrywa jak rozciągane przez hieny jelito, pozostawiając tu i ówdzie puste oka”[8].

„Przez mój umysł mimowolnie, jak nigdy wcześniej, przewijała się niepospolita liczba scen, które spragnione swoich przedłużeń, pleniły się, plącząc dygresje jak nieprzycięte w porę pędy chmielu, furkające już bez naszej kontroli gdzieś za płot, gdzieś ponad drogę”[9].

„Nocą dzika kaczka rozcięła w absolutnej ciszy taflę stawu skrzącą się od gwiazd – jak jajo zniesione na Pustynię przez niebo”[10].


Gdzieś pod koniec babka narratora tak podsumowała całość:

„No, ładnie żeś nas wszystkich obsmarował… (…) Ale dziś już się tak nie pisze. (…) Szybciej, krócej, bez tych pióropuszy”[11].

To „już” można chyba stamtąd usunąć. I mam nadzieję, że te „pióropusze” to nie jest nawiązanie do „Pióropusza” Mariana Pilota, bo to jednak nie ta liga. Tam słowne galopady i językowe łamańce perfekcyjnie oddają absurdy opisywanego świata ani na chwilę nie przyćmiewając sensu – każde słowo, każdy przecinek znajduje się na swoim miejscu. Tego, niestety, nie można powiedzieć o tekście „Podkrzywdzia”. To nie tylko przerost formy nad treścią – sama forma wygląda jakby odlano ją z odbicia w krzywym zwierciadle.

Przepraszam. Będę samotnym pustynnym głosem w tej krainie zachwytów. Miało być poetycko i magicznie, ale wyszło, jak wyszło. Nieszczególnie.

- - -
[1] Podkrzywdzie (Muszyński Andrzej), Wydawnictwo Literackie, 2015, s.56-57.
[2] Tamże, s. 93.
[3] Tamże, s. 104.
[4] Tamże, s. 121.
[5] Tamże, s. 132.
[6] Tamże, s. 134.
[7] Tamże, s. 137.
[8] Tamże, s. 149
[9] Tamże, s. 151.
[10] Tamże, s. 151.
[11] Tamże, s. 179.

Tekst także na blogu: http://okres-ochronny-na-czarownice.blogspot.com/


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1767
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 15
Użytkownik: adas 05.02.2016 16:27 napisał(a):
Odpowiedź na: Magia przyciąga wiedźmy j... | carmaniola
Dziwne. Bo debiutancki tom opowiadań nie był zły, ba, szorstki język (ni to wiejski, ni miejski, ni krakowski, ni śląski?) potrafił momentami mocno pobudzić wyobraźnię, a i świat spod nich, tych opowiadań, prześwitujący był banalnie-intrygujący. O tej powieści, wśród zachwytów i nominacji do nagród przeróżnych, trafiają się takie opinie jak Twoja - kompletnie na nie. Dawno nie pamiętam takiego rozrzutu.
Użytkownik: carmaniola 05.02.2016 16:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziwne. Bo debiutancki to... | adas
Ani chybi musisz sam sprawdzić. Tam są niezłe kawałki: podobał mi się opis chwytania żywiny różnistej na wiejskim podwórku, chociaż nadal nie udało mi się rozszyfrować na czym polega "przewaga żywotów gęsich nad kurzymi"; skubanie pierza; grzybobranie, opowieść o wiosennych porządkach. Niezłe też była relacja o przyrządzaniu napitków wyskokowych przez dziadka. Ale to wszystko wymaga przeciśnięcia przez sitko w celu oczyszczenia z nadmiaru metafor, chwilami po prostu śmiesznych. Lubię, naprawdę lubię rozbuchane opisy, ale w tym przypadku połączenia słów wydały mi się zupełnie nietrafione. No, mea culpa, nie znam się.
Użytkownik: beatrixCenci 05.02.2016 18:16 napisał(a):
Odpowiedź na: Ani chybi musisz sam spra... | carmaniola
Co do "przewaga żywotów gęsich nad kurzymi", może chodzi o użycie rusycyzmu - "żywot" jako żołądek.
Użytkownik: carmaniola 06.02.2016 09:48 napisał(a):
Odpowiedź na: Co do "przewaga żywotów g... | beatrixCenci
Nie, to nie w tym sensie. To miała być przewaga - tak się domyślam - w uciekaniu przed człowiekiem z mordem w oczach. Ale z treści nie wynika - kury wykazywały się, co najmniej równą (jeśli nie większą) sprawnością w pryskaniu przed trafieniem do garnka. ;-)
Użytkownik: magawa 06.02.2016 10:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie, to nie w tym sensie.... | carmaniola
To fakt, ale trzeba było je pilnować, bo pożerały poległe współtowarzyszki, natomiast gęsi tego nie robiły, przeciwnie, "opłakiwały" straty. Stąd może "wyższość żywotów gęsich nad kurzymi".
Użytkownik: magawa 06.02.2016 10:23 napisał(a):
Odpowiedź na: To fakt, ale trzeba było ... | magawa
Pomyłka. Powinno być: "Przewaga żywotów gęsich nad kurzymi".
Użytkownik: carmaniola 06.02.2016 10:41 napisał(a):
Odpowiedź na: To fakt, ale trzeba było ... | magawa
Być może... przyjdzie mi się zgodzić, chociaż akurat opis kurzych obyczajów pogrzebowych był nieco dalej niż uwaga o "przewadze gęsich żywotów nad kurzymi".
Użytkownik: carmaniola 05.02.2016 17:01 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziwne. Bo debiutancki to... | adas
O ten zbiór chodzi? Miedza (Muszyński Andrzej)
Użytkownik: adas 05.02.2016 19:11 napisał(a):
Odpowiedź na: O ten zbiór chodzi? Miedz... | carmaniola
Tak. A czytałaś to Guguły (Grzegorzewska Wioletta)?
Użytkownik: carmaniola 05.02.2016 20:46 napisał(a):
Odpowiedź na: Tak. A czytałaś to Guguły... | adas
Dziękuję. Jeśli uda mi się dostać, to spróbuję jeszcze tych opowiadań Muszyńskiego i może jakieś reportaże dla równowagi. "Gugułów" nie czytałam. Takie dobre?

PS. Chyba jestem mocno zapóźniona z literaturą polską, co planuję już kolejny rok z rzędu nieco naprawić. Może tym razem się uda.
Użytkownik: carmaniola 06.02.2016 10:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Tak. A czytałaś to Guguły... | adas
Zamówiłam sobie "Guguły". Opowiadania Muszyńskiego "Miedza" stoją na półce więc będę musiała zapolować i mieć nadzieję, że nikt mi nie podbierze zanim dotrę do biblioteki. ;-)
Użytkownik: carmaniola 09.02.2016 09:04 napisał(a):
Odpowiedź na: Tak. A czytałaś to Guguły... | adas
Te opowiadania są naprawdę niezłe! Przeżyłam co prawda lekkie zaskoczenie, gdy wprost z Pustyni Błędowskiej nagle wylądowałam w Kambodży i te połączenia między podróżami a rodzinną ziemią takie niezupełnie płynne mi się wydały, ale same relacje z podróży super!

Zostało mi jeszcze ostatnie opowiadanie - dobrze, że przeczytałam, bo teraz wiem, że jednak warto się prozie pana Muszyńskiego przyglądać - może nie będzie już tak przesadzać jak w "Podkrzywdziu". Dziękuję.
Użytkownik: adas 09.02.2016 10:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Te opowiadania są naprawd... | carmaniola
Z powodu tej Kambodży chyba obniżyłem o połowę stopnia ocenę, bo nawet nie pamiętam o co tam szło, ale trochę mnie zdenerwowało to dociskanie kolanem zawartości. Ale czy ja dobrze pamiętałem, że w opowiadaniach o wsi język nie był taki wariacki? Raczej oszczędny, szorstki?

Nad powieścią się zastanowię. Z tego wszystkiego na razie nie wiem, czy szukać tej jego książki o Birmie Cyklon (Muszyński Andrzej). A jest jeszcze o całym świecie Południe (Muszyński Andrzej).
Użytkownik: carmaniola 09.02.2016 11:21 napisał(a):
Odpowiedź na: Z powodu tej Kambodży chy... | adas
Tak, dobrze pamiętasz - język tych opowiadań nie przypomina tego z "Podkrzywdzia". Jest sugestywny i plastyczny, ale bez kaskadowych metafor, w których gubi się treść. Wyrażenia gwarowe ładnie wkomponowują się w całość.

Ja się zastanawiam, czy to opowiadanie zaczynające się od relacji z wyprawy w góry Kardamonowe nie jest zapowiedzią/sygnałem części tego, co się dzieje w powieści - niezdarnych połączeń. Też w pierwszej chwili myślałam, że to "wypełnienie pustki", ale nie, to miało jednak stanowić całość. Bo tam jest powrót do rodzinnych stron - druga część tego opowiadania to powrót na Pustynię Błędowską, matka, legenda o próbie zasypania kopalni przez diabła - ta sama pojawia się w powieści. I chociaż, jak pisałam sama relacja z podróży mi się podoba, to chyba lepiej było pozostawić w tym zbiorze tylko tę drugą część - nie byłoby zgrzytu tematycznego i językowego, bo przecież ta relacja spisana jest zupełnie innym językiem.

"Cyklon" sobie zamówiłam - z góry, zamykając oczy. A jak brałam "Miedzę" zajrzałam także w reportaże i stało na półce "Południe". Chociaż rejony moje, to trochę się przestraszyłam opisu na okładce (pamiętając "Podkrzywdzie"). Wydaje mi się jednak, że te reportażowe rzeczy mogą być naprawdę dobre i warto się skusić.
Użytkownik: carmaniola 13.02.2016 12:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Tak. A czytałaś to Guguły... | adas
Czytam "Guguły" i trafiam na takie oto dziwy w opowiadaniu "Dziewczynka z farbami":

„Do czasu, aż zauważyłam w gablocie w świetlicy ogłoszenie o konkursie plastycznym. Temat brzmiał »Moskwa twoimi oczami«; termin: koniec października 1983 roku. Oczywiście musiałam wziąć w nim udział. W styczniu tego samego roku wygrałam konkurs wojewódzki pod tytułem »Zagrożenia w twoim gospodarstwie«. Namalowałam stonkę, która wychodzi z butelki po coca-coli. (…) Jurorzy na szczeblu wojewódzkim uznali, że mój rysunek »w sposób głęboko metaforyczny przedstawia krucjatę imperialistycznej stonki«”. s. 26.

Dalej czytam o tym jak jakiś pan przyjeżdża przesłuchiwać dziecko, bo namalowana przez nią Moskwa ginie w tumanie ciemnej mgły rozlanego atramentu i sprawia wrażenie katastroficznej wizji...

Przecież to jakiś stek bzdur!!! To nie rok 1953, czy nawet 1963, ale 1983!!! Propagandowa historia o stonce ziemniaczanej zrzucanej na pola przez imperialistów za moich szkolnych czasów była już tylko mitem, a jestem od tej pani sporo starsza. Chyba mnie rozbolała głowa...
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: