Dodany: 13.12.2015 16:06|Autor: Calineczka

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Półbrat
Christensen Lars Saabye

4 osoby polecają ten tekst.

Tajemnicza niekompletność tożsamości i rzeczywistości


Roland Barthes uważał, że jeśli czyta się każdą książkę tylko jeden raz, to jakby się nie przeczytało żadnej. Trudno się z nim nie zgodzić, zwłaszcza w przypadku takich pozycji, jak „Półbrat” Larsa Saabye Christensena. Pierwsza lektura, ukierunkowana głównie na śledzenie fabuły, z pewnością nie pozwoli na należyte skupienie się na innych elementach struktury monumentalnej sagi, jej rozbudowanej symbolice, hipnotyzującym języku, głównych motywach i kluczach interpretacyjnych. Misterna konstrukcja tej powieści wymaga, moim zdaniem, co najmniej dwukrotnego przeczytania w celu uchwycenia wszystkich tropów, mniej lub bardziej skrzętnie poukrywanych przez autora, który w specyficzny sposób zwodzi czytelnika – stopniowo odkrywa prawdę, by po chwili zasiać ziarno wątpliwości i bez słowa wyjaśnienia przenieść go w inną przestrzeń czasową.

„Półbrat” przedstawia historię pewnej, dosyć specyficznej, rodziny z Oslo. Głównym bohaterem i narratorem jest Barnum Nilsen – scenarzysta filmowy obdarzony przez naturę bogatą wyobraźnią i bardzo niskim wzrostem. Już jako dorosły mężczyzna wraca pamięcią do czasów swojego dzieciństwa, opisuje także wydarzenia, które miały miejsce zanim przyszedł na świat, a które położyły się cieniem na całym jego życiu. Każdy z członków jego rodziny zmaga się z jakimś osobistym dramatem, a Barnum, choć najczęściej nie w pełni rozumie istotę przeżyć najbliższych, rejestruje i analizuje je z podziwu godną empatią i przenikliwością, często z kliku różnych perspektyw czasowych. Stanowi to bardzo ciekawe rozwiązanie formalne, ale niektórym może wydać się jednak nieco irytujące (narrator często lakonicznie zdradza jakieś fakty, delikatnie nawiązuje do pewnych wydarzeń, by szerzej omówić je w toku akcji, a następnie powrócić do nich jeszcze przy innej okazji). Dzięki temu czytelnik otrzymuje kompleksowy (choć wciąż bardzo subiektywny) obraz wielopłaszczyznowej rodzinnej historii, może go jednak należycie ocenić dopiero po przeczytaniu całej powieści – tak wiele tu zazębiających się ze sobą wątków i traumatycznych przeżyć, z pozoru niemających ze sobą większego związku, a jednak niepokojąco paralelnych.

Rodzina Barnuma to swoiste panoptikum ludzkich dramatów. Jej oś stanowią silne, niezależne, ciężko doświadczone kobiety. Prababka, zwana „Starą”, jest niespełnioną aktorką kina niemego, której dewiza brzmi: „Życie to nie tylko wielkie kapelusze i powolny walc. Życie to również czekanie na tych, którzy nigdy wracają”[1]. Jej własne życie to jedno wielkie czekanie na Wilhelma, ojca jej córki, który wypłynął na Grenlandię i nigdy nie wrócił. Pozostawił po sobie jedynie list, w domu Barnuma wielokrotnie z pietyzmem odczytywany, choć wszyscy domownicy znają go niemal na pamięć. Córka „Starej”, Boletta – babka głównego bohatera – jest telegrafistką topiącą troski w alkoholu. Z kolei jego matka, Vera, to chyba najtragiczniejsza postać z tej trójcy. Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu

W opozycji do silnych kobiet stoją mężczyźni: zdystansowany, małomówny, mroczny, wyalienowany Fred, pozostający nieco w jego cieniu Barnum oraz mąż Very, Arnold Nilsen. Ten ostatni, okaleczony komiwojażer o niejasnej przeszłości, po którym syn odziedziczył niski wzrost, nieustannie znika czytelnikowi z oczu, by w najmniej oczekiwanym momencie na nowo pojawić się na scenie dramatu. Wyskakuje niczym diabeł z pudełka bądź też pełen hurraoptymizmu cyrkowy klaun, najczęściej tylko po to, by na krótką chwilę uwieść domowników jakimś nowym nabytkiem – gramofonem, samochodem, mapą Europy czy też dyskiem, Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu

Na początku wspomniałam o ukrywaniu przez autora tropów i specyficznym sposobie prowadzenia narracji. Tytuł powieści ściśle współgra z jej warstwą fabularną, w której Christensen serwuje czytelnikowi sporą dozę niedopowiedzeń – pół wiadomo, a pół nie. Niby nie wiadomo np., Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu a jednak pewne znaki, subtelne wskazówki, pozwalają na snucie domysłów… Z drugiej strony, jak podkreśla Barnum, „Odczytujemy znaki tak, jak chcemy, oszukujemy się, przeciągając je na naszą stronę, a znaki powoli, lecz nieubłaganie obracają swoją urazę przeciwko nam”[3]. Ostatecznie nie ma więc nic pewnego i wszystko jest wieloznaczne, a jednocześnie połowiczne. To zarazem pewna uniwersalna prawda o człowieczeństwie, którą – jak się wydaje – pragnie przekazać autor: „Jesteśmy podwójni, jesteśmy połowiczni. Opowieść twarzy to tragedia i komedia”[4]. Niebezzasadnie Paul Binding określił „Półbrata” jako powieść dotykającą „tajemnicy niekompletności tożsamości”[5].

Najbardziej niejednoznaczną postacią jest z pewnością Fred. Z jednej strony wrogo odnosi się do przyrodniego brata, oddziela się od niego rysowaną na podłodze ich wspólnego pokoju linią, a nawet niemal psychicznie go maltretuje. Z drugiej jednak – to właśnie Barnumowi zwierza się z najskrytszych tajemnic, przyprowadza na grób zmarłej tragicznie przyjaciółki Mili, angażuje do wspólnych przedsięwzięć, opiekuje się nim, doradza mu i właściwie szczerze go kocha, choć prawie nigdy nie potrafi tego należycie okazać. Starszy brat uważa nawet, że to on powinien być ojcem młodszego. Bardzo trudno scharakteryzować Freda, jako że stanowi on zagadkę nawet dla Barnuma.

Nie mniej enigmatyczny jest także niepozbawiony uroku showmana Arnold Nilsen. To człowiek chytry i podstępny, który notorycznie kłamie, z rozmysłem sieje wątpliwości na swój temat i dopuszcza się rozmaitych niegodziwości Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu Pomimo to jednak jako jedyny potrafi wnieść promień (miłosiernego?) uśmiechu w życie Very, choćby na chwilę ją rozśmieszyć. Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu Nie sposób nie zauważyć, że cechują go również swoista wrażliwość i inteligencja emocjonalna (którą wykorzystuje co prawda głownie do manipulowania innymi) oraz pewne poczucie moralności, o czym świadczą choćby rozważania dotyczące śmiechu czy rozmowa z pastorem na temat przebaczenia za grzechy. Biorąc pod uwagę niejasną, pełną bolesnych lekcji przeszłość Arnolda, traumę wykorzenienia, która naznaczyła jego życie już od dzieciństwa, Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu trudno ocenić, czy jest to postać jednoznacznie negatywna i antypatyczna.


Nie do końca jednoznaczny jest dla mnie również sam Barnum. Po pierwsze, ze względu na jego ambiwalentny stosunek do Freda – jak sam przyznaje, jednocześnie go kocha i nienawidzi, boi się go, lecz tęskni, kiedy brat odchodzi. Po drugie, chociaż nazywam Barnuma głównym bohaterem powieści, mam wrażenie, że cały czas pozostaje on niejako w cieniu swojej opowieści, ukrywa się nieco pod płaszczem imponujących metafor i zabiegów narracyjnych, jakby chciał zaprezentować się przede wszystkim jako artysta, a dopiero potem jako walczący z własnymi słabościami człowiek. Woli być w tym dramacie raczej scenarzystą i operatorem kamery niż odtwórcą głównej roli. Swoje wewnętrzne przeżycia definiuje więc często przez pryzmat innych osób i zdarzeń, z których czyni punkt wyjścia bardziej do snucia ogólnych refleksji o człowieczeństwie niż opowiadania wprost o swoich osobistych odczuciach.

Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu

Z interpretacją tą współgra niejako sposób opowiadania rodzinnej sagi. Narrator, dorosły Barnum, uprawia istną ekwilibrystykę chronologiczną – często wybiega przed szereg, jak przystało na scenarzystę, żongluje swoimi „flashbacks” i „flashforwards”, zapowiada pewne wydarzenia, jeszcze zanim nastąpią one w toku akcji i wielokrotnie nawiązuje do nich później. Jakby chciał pokazać, że niektóre rzeczy można należycie ocenić wyłącznie z perspektywy czasu, że kiedy człowiek jest świadkiem zdarzeń, ma ograniczoną percepcję, postrzega je jakby tylko w połowie, a życie dopisuje do nich właściwą interpretację dopiero dużo, dużo później: „Czy nie jest tak, że wszystko się ze sobą łączy? To, co stanowi samo życie, wydarzenia, które nie mają ze sobą nic wspólnego, lecz mimo wszystko są ze sobą związane, w jakiejś dziwnej kolejności, napędzane przypadkowością, śmiercią i szczęśliwymi zbiegami okoliczności (…)”[7]. Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu Barnum jest świadomy, że przedstawia swoją autorską rzeczywistość, jednocześnie ją relacjonuje i kreuje, a być może przekłamuje: „Tnę swoje życie, nasze życie, na kawałki. Włamałem się do montażowni z nożyczkami ze srebra, a potem swoimi małymi rączkami sklejam kawałki w innej kolejności. Wybaczcie mi, jeśli muszę skłamać, bo kłamstwo to tylko coś, co się dodaje, aby płaszczyzny przełamania w linijce opowieści pasowały do siebie. I widzę, że to, co opowiadam, zawsze jest krótsze od tego, przeżywaliśmy”[9]. Można by te słowa potraktować również jako swoisty manifest artysty, który uzurpuje sobie prawo do podmiotowości – możliwości dopasowywania rzeczywistości do swojej autorskiej interpretacji, podporządkowania jej wizji celowi nadrzędnemu – przesłaniu płynącemu z historii, która niczym ludzka natura wymyka się jednoznacznej ocenie. Jakby chciał powiedzieć, że po pierwsze, nie istnieje prawda obiektywna, zawsze będzie to tylko swego rodzaju półprawda, mocno zsubiektywizowana, zawsze niekompletna, z czyhającymi na każdym kroku wątpliwościami, a po drugie, realizacja twórczej wizji bywa czasem wobec prawdy nadrzędna.

Barnum – narrator, scenarzysta, a zarazem reżyser – swą wizję realizuje po mistrzowsku. Z godną podziwu wirtuozerią skleja wspomniane kawałki i tworzy fascynującą sieć misternie połączonych ze sobą wydarzeń i motywów. Na przykład rozpoczynające historię kilkumiesięczne milczenie Very zapowiada o wiele dłuższe i nie mniej tajemnicze milczenie jej pierworodnego syna kilka lat później, miejsce Arnolda Nilsena na Røst staje się ostatecznie również miejscem Barnuma, Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu Główne motywy powtarzają się w tej historii z symetrią trójskoku, którą główny bohater „Półbrata” uważał za wyznacznik idealnej dramaturgii. Niczym słynny Barnum, na którego cześć otrzymał imię, zachwyca nie tylko treścią, lecz także formą. Tworzy swój własny cyrk – będący metaforą ludzkiego życia, w którym śmiech bardzo szybko potrafi przerodzić się płacz, a zachwyt w przerażenie.

Na uznanie zasługują w tej powieści również liczne odniesienia i nawiązania do filmu. Obawiam się, że pewne braki w edukacji filmowej nie pozwalają mi na należytą jej ocenę pod tym kątem, obok poszatkowanej licznymi „flashbacks” i „flashforwards” narracji wspomnę więc jedynie o specyficznej kreacji przestrzeni. Sceneria odgrywa w „Półbracie” niezwykle istotną rolę. Jej sugestywne, niemal do obłędu drobiazgowe opisy nierzadko przypominają filmowe kadry (np. pokój Barnuma w hotelu Kempinski, środowisko pracy Boletty w Telegrafie), a podczas czytania o niektórych wydarzeniach (jak choćby pobicie Freda) można odnieść wrażenie, że ogląda się puszczane w zwolnionym tempie teatralne sceny z rozbudowanymi didaskaliami. Podobnie jak w filmie, niezwykle istotne są tu rekwizyty (list z Grenlandii, zegar z szufladką na pieniądze, linijka Barnuma czy walizka z oklaskami Mundusa), które nieprzypadkowo wielokrotnie przewijają się na kartach powieści i które jak w filmie zawierają w sobie określony ładunek symboliczny i emocjonalny. Podobną rolę pełni również przestrzeń. Wszystkie ważne dla Barnuma miejsca – mieszkanie na Kirkeveien, Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu Solli plass z drzewem, pod którym spotykała się trójka przyjaciół, kino Rosenborg, ulice Oslo w różnych odsłonach – opowiadają swoje własne, odrębne historie, które – jak to określił Fred – „nie milkną i nigdy nie stoją nieruchomo”. Barnum zaś dodaje: „Historie również mają swoje tajemnice, których nie chcą zdradzić, a gdy docierają do takiego momentu, zaczynają opowiadać inną historię (…)”[11]. Cały „Półbrat” składa się z takich półhistorii, często niedokończonych, niejednoznacznych, wielowymiarowych i w przemyślany sposób współzależnych.

Nie sposób nie wspomnieć również o urzekającym, zasobnym w rozbudowane metafory języku, który momentami przeradza się niemal w prozę poetycką. Tłumaczce, Iwonie Zimnickiej, należą się wyrazy uznania, ponieważ jej zadanie z pewnością nie należało do najłatwiejszych. Kunsztowne wielopoziomowe zdania nawet wprawnemu czytelnikowi mogą początkowo sprawić nieco kłopotu. Język ten jednak, podobnie jak opowiadana(-e) historia(-e), hipnotyzuje i niepokoi, uwodzi błyskotliwością, angażuje wyobraźnię, zmusza do refleksji i autorefleksji, powiedziałabym nawet, że w pewnym sensie uzależnia.

Miejsca, przedmioty, historie, a przede wszystkim swoiści półbohaterowie przeplatają się w „Półbracie” w iście wirtuozerskich, przeczących przypadkowości, regularnych filmowych sekwencjach, co czyni z tej powieści idealną metaforę ludzkiego losu, w którym „Przeszłość nie wraca jak żywe zjawisko,/ W dawnej postaci – jednak nie umiera:/ Odmienia tylko miejsce, czas, nazwisko/ I świeże kształty dla siebie przybiera”[12]. Nie jest to literatura lekka, łatwa i przyjemna ani w warstwie fabularnej, formalnej, ani metaforycznej. Jak wspomniałam na samym początku, a co podkreślali również inni recenzenci, arcydzieło to – aby w pełni docenić jego walory – należy przeczytać co najmniej dwa razy. Dopiero wówczas bowiem uda się być może przynajmniej w pewnym sensie dotrzeć do istoty idei dramaturgii, która rządzi zarówno ludzkim życiem, jak i strukturą dzieła. Dramaturgii, której „Półbrat” jest, moim zdaniem, najdoskonalszą egzemplifikacją.



---
[1] Lars Saabye Christensen, „Półbrat”, przeł. Iwona Zimnicka, Wydawnictwo Literackie, 2014, s. 59-60.
[2] Tamże, s. 66.
[3] Tamże, s. 679.
4] Tamże, s. 850.
[5] Paul Binding, „Life’s a circus”, „The Guardian” 24 May 2003 (online, dostęp z dn. 12 grudnia 2015).
[6] Lars Saabye Christensen, „Półbrat”, dz. cyt., s. 581.
[7] Tamże, s. 278.
[8] Tamże, s. 302.
[9] Tamże, s. 351.
[10] Tamże, s. 874.
[11] Tamże, s. 690.
[12] Adam Asnyk, „Nad głębiami. Sonet XIII”, „Ogniwo” 1989, nr 4 (1988/1989), s. 100.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 3086
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: