Listopad, środa
Są książeczki! Są! Przysłały, kochane dziewczyny.
Błyskawicznie załatwiam sprawy domowo-zakupowo-obiadowe; mam w nosie, nie sprzątam dzisiaj. Odrobina kurzu… hmmm… no,więcej, niż odrobina, kurzu trochę jest na meblach, ale bez przesady!
Na pierwszy ogień idzie Klawikord i róża – czytana potwornie dawno temu i wspominana z wielkim sentymentem. Ciekawe, jak mi teraz podejdzie?
Ubiegły wiek, wczesne lata siedemdziesiąte…
- … i tam jest Liberator, ratuje ludzi… - Gośka, moja najlepsza koleżanka, kończy odukarzanie i cały czas nadaje. Nie słucham zbyt uważnie, bo się nie mogę doczekać, kiedy zaczniemy zabawę. U Gośki jest fajnie – niedawno dostali nowe mieszkanie, ogromne, trzypokojowe. I rodzice są w pracy, jesteśmy same, nikt się nie wtrąca i nie naśmiewa.
- No, idziemy się ubierać! – otwiera szafę i wyciąga mamy sukienki; mama Gośki jest stara, ma ze trzydzieści sześć lat, ale bardzo ładna (prawie, jak moja) i oprócz świetnych sukienek, ma fajną biżuterię – przepiękne korale, różnokolorowe. Goska nazywa to nabożnie „jablonex”; moja takich nie ma, tylko długi sznur bursztynów od taty i mały z perełek. Ale ma fajne broszki za to!
- Słuchaj! Książka jest fajna, Grażka mi dała poczytać! Hrabina jedna… - znowu się wyłączam.
Grażka to starsza siostra Gośki, Grażyna. Fajna jest. Nie mam siostry tylko starszego brata i on nie czyta o hrabinach. I tak mu podkradam książki, o! Bo świna jedna, zamknął się kiedyś w łazience na pół godziny i rżał! Nie wiedziałam, czemu rży. Potem znalazłam swoją własnoręcznie pisaną powieść z jego dopiskami - wredna małpa!
Niedawno znalazłam takie fajne coś
Krokodyl z Kraju Karoliny (
Chmielewska Joanna (właśc. Kühn Irena))
– ale wrzeszczał, jak zobaczył, że mu wzięłam, chichichi... dobrze mu tak, po co chowa? Teraz też fajne czytam Jankes na dworze Króla Artura. I wiem, gdzie schował następną! Czytałam kawałek!
Legendy o królu Arturze (
Undset Sigrid (Undset Sygryda))
, ale świntuszą...
Pięknie wyglądamy w sukniach prawie do ziemi, obwieszone koralami, tylko buty trochę za duże – trzeba w nie wkładać papcie, bo strasznie klapią i niewygodnie chodzić…
- Ja jestem hrabina Drwęcka – kategorycznie oznajmia Gośka – I teraz idziemy włożyć list w tajną skrytkę, żeby Liberator przyszedł na spotkanie.
- Dlaczego ty jesteś hrabina? A ja? – patrzę spode łba. Oj, znowu się pewnie będziemy kłócić; nic nowego, żyć bez siebie nie możemy a kłócimy się co chwilę.
- Bo ty nie czytałaś książki! – miażdżący argument, nie do odrzucenia.
Ambit mnie boli, nie mogę być hrabiną – trzeba zaraz jutro pożyczyć Klawikord i różę – a co się ma Gośka mądrzyć!
Jest. Gruba, lubię takie, o, ilustracje! Znam tego pana – Szancer się nazywa. Rysunki niekolorowe, ale i tak ładne. Panie w pięknych sukniach, tajemniczy facet w masce, o – ma wąsy… lubię wąsy.
Zaczynam czytać i wpadam po kokardy – tajemnica, wielka miłość, niebezpieczeństwo, romantyczne takie. Gośka miał rację – fajne!!!
Listopad, dalej środa...
Skończyłam. Od pierwszej strony wróciły wspomnienia, klimat tamtych lat – przepiękny i niezapomniany. Gośka, Grażka, nasze szalone zabawy z przebierankami…
Bardzo miłe, bardzo! Jednego się mogę czepić tylko: strasznie szybko i jakoś tak „zdalnie i w ciemno” wybuchła miłość Valentine i Liberatora… Reszta bez zmian. Niepoprawna romantyczka ze mnie – niestety! Nic na to nie poradzę, że spotkania przy księżycu, kwiaty, wyznania czułe a gorące - lubię. I facetów z wąsami - zwłaszca jednego... :-)
Wszystkim babom spragnionym romantycznych doznań, może trochę naiwnych, ale szalenie miłych - polecam!
Klawikord i róża (
Popławska Halina)
Jednego do dzisiaj nie wiem, dlaczego Gośce w tym wszystkim się najbardziej podobała hrabina Drwęcka….
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.